Strony

16 lis 2018

Od Lucii C.D Elias

    Gdy do moich uszu dobiegł dźwięk dzwonka na lekcje, podniosłam się ociężale z krzesła i wzięłam torbę z podłogi. Przez chwilę patrzyłam zmęczonym spojrzeniem na Eliasa, co ten odwzajemnił, dosłownie kpiąc z mojego wyrazu twarzy. Burknęłam, ukazując mu, że nie nie za bardzo jestem zadowolona z jego zachowania, na co ten parsknął cichym śmiechem.
     - Idź już na te lekcje. Rozpraszasz mnie. - Wstał ze swojego fotela i podszedł do barku, na którym stała butelka z alkoholem. Pewnie jego ulubionym.
     - Psycholog nie powinien pić w pracy - uczepiłam się, uśmiechając niewinnie.
     - Kto tak powiedział? - spojrzał na mnie kątem oka, nalewając sobie trochę pomarańczowej cieczy do szklanki.
     - Regulamin.
     - Ja jestem zbyt zajebisty na regulamin.
    Uniosłam jedną brew, na co jego uśmiech rozrósł się na całą twarz, by chwilę później podnieść szklankę z napojem do góry w geście pozdrowienia i na moich oczach wypić całą jej zawartość.
     - A teraz uciekaj - powiedział, gestem dłoni wyganiając mnie z pomieszczenia. - Widzisz? Dbam o twoją edukację bardziej, niż twoja kochana siostrzyczka. Wujek Elias zawsze na propsie.
     - Żegnaj, wujku Eliasie - powiedziałam na odchodne i wyszłam z jego gabinetu, delikatnie zamykając za sobą drzwi.
    Szybko pomknęłam do klasy na biologię lekko spóźniona. Mruknęłam ciche “przepraszam za spóźnienie” i usiadłam w ostatniej ławce przy oknie - miejsce stale przez mnie zajmowane. Momentalnie w miarę dyskretnie odwrócił się do mnie mój kolega - Matthew. Jego twarz zdobił niewielki uśmiech, a na mojej ławce wylądowała kartka z niewielkim rysunkiem dinozaura, przedstawiającego naszą panią od języków obcych. Parsknęłam cichym chichotem na komizm, z jakim ona została ukazana.
     - To Kelly?
     - Tak - zaśmiał się, przez co nauczycielka uderzyła w biurko, by go uciszyć. Chwilę później dodał szeptem. - Widziałem, jak wchodzisz z Jeffersonem do gabinetu psychologa. Słyszałem, że wrócił do łask… Miałaś jakąś terapię z nim czy to romans? - parsknął, nie przestając się uśmiechać w moją stronę. Ja w tym czasie pospiesznie się rozpakowałam i otworzyłam zeszyt, chwilę później podniosłam na niego wzrok.
     - Jaki romans? Jest przyjacielem mojego taty. Dlatego mam z nim dobry kontakt. - Wzruszyłam ramionami i zapisałam temat.
     - O Boże - złapał się teatralnie za serce i zrobił wielkie oczy. - Współczuję.
     - Nie ma czego - zaśmiałam się cicho, ściągając na siebie uwagę nauczycielki, przez co przez kolejne minuty lekcji rozmawialiśmy ze sobą bardzo cichym szeptem, jednak mimo to skupiałam się również na lekcji i zapisywałam wszystko, co pani dyktowała. Lekcja minęła mi szybko i nim się obejrzałam, już stałam na korytarzu  ze starą torbą przerzuconą przez ramię. Chciałam przejść do następnej klasy, ale drogę zagrodził mi chłopak o rok ode mnie starszy. Jednym słowem - totalna oferma… No dobra, to były dwa słowa, ale mniejsza. Kątem oka mogłam też zauważyć, że jest obserwowany przez całą śmietankę towarzyską z jego klasy. Pewnie oni wymyślili to, co ten miał teraz odwalić.
    Chłopak zdenerwowany poprawił nerwowo okulary i zaczął mówić:
     - Co, mała, masz ochotę na małe co nie co? - spytał, a raczej stwierdził, jąkając się co drugie słowo. Parsknęłam nieszczerym śmiechem, nie odpowiadając nic i z lekkim zażenowaniem starałąm się go ominąć. Już myślałam, że uda mi się to zrobić, gdy nagle poczułam dosyć mocny ból w okolicach jednego z moich pośladków. Wiedziona instynktem i z każdą chwilą rosnącym rozdrażnieniem, obróciłam się i mocno zamachnęłam, uderzając okularnika pięścią w twarz… A może raczej w noc. To mało istotne.
    To wszystko zauważyła nauczycielka, stojąca na dyżurze. Nie zobaczyła jednak tego co się stało przed ciosem, więc chłopak pozostał bez winy, a ja jak zwykle zostałam obrana za cel. Tak, ja. Zdenerwowana i roztrzęsiona przez stres i złość zostałam skierowana do dyrektora. Najlepsze jest to, że później się okazało, iż dyrektora nie było w szkole, więc koniec końców zostałam wepchana do gabinetu psychologa. Naszego ukochanego Eliasa Jeffersona.
    Jefferson spojrzał na nas zdziwiony, jak gdyby nigdy nic popijając sobie ciepłą, gorzką kawę.
    Kobieta zabrała głos.
     - Lucia uderzyła kolegę w twarz, musi pan jej wytłumaczyć, że tak nie można rozwiązywać problemów, bo to znowu się powtarza - powiedziała, na co Elias kiwnął głową, po czym wyszła z pomieszczenia, zatrzaskując za sobą drzwi. Uderzenie było na tyle mocne, bym podskoczyła w miejscu, przestraszona głośnym dźwiękiem.
     - To jakaś ciota, że była w stanie go uderzyć dziewczyna taka, jak ty? - uniósł jedną brew, podśmiewając się cicho. Ponownie uniósł kubek z kawą do ust i wziął łyka. - Opowiadaj, co się stało, żeby nie było, że się opierdalam w robocie. Później dam ci jakąś reprymendę i odeślę.
    Przewróciłam oczami i usiadłam przed jego biurkiem, rzucając zamaszyście torbę pod nogi.
     - Boże, dziewczyno! Spokojnie! Nikt tu nie chce zgwałcić ci psa.
     - To było słabe.
     - Wiem, ale zaraz jebnę czymś takim, że się nie pozbierasz - zaśmiał się dźwięcznie. - Dobra, koniec tego pierdolenia, opowiadaj.
    Wzięłam głęboki oddech i zaczęłam mówić:
     - Szłam przez korytarz, gdy nagle stanął przed mną taki koleś z klasy wyżej. Totalna oferma. Zaoferował mi jakieś niemoralne propozycje, na które miałam mu ochotę wybuchnąć śmiechem w twarz, ale mniejsza. - Wzięłam oddech. - Obeszłam go i wtedy ten uderzył mnie w dupę. To co się będę? Odwróciłam się i mu przywaliłam - powiedziałam to takim głosem, jakby to było oczywiste.


< Elias? 8) >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz