- Al, co jest? ― Głos przywrócił moją podświadomość do rzeczywistości. Potem poczułam rękę na ramieniu i troskliwy wzrok, który mnie przeniknął. ― Możesz mi powiedzieć.
Słowa wsparcia zbierały we mnie jeszcze więcej emocji. Złożyły się one w jedną, dużą całość, jaka na raz wybuchła w moim wnętrzu, zalewając mi twarz potokiem niekontrolowanych łez. Nie docierało do mnie żadne słowo. Żaden dźwięk, oprócz szlochu, płaczu i łkania. Zakrywałam całkowicie twarz pod obiema dłońmi, chcąc skryć się przed całym światem. Brak odpowiedzi wpłynął zapewne na mężczyznę, gdyż pozostawił wszystko inne za sobą i sprawił, że poczułam okalające mnie ramiona. Nie odzywał się. Ja też nie dodawałam nic od siebie, nawet, gdybym chciała.
Mrok własnego umysłu zaczął mnie z wolna pochłaniać.
Nic nie wydawało się czarniejsze niż wizja radości.
- N-nie mogę sobie nic przypomnieć. ― Zdołałam wydukać.
- Nic a nic?
- Przebłyski. ― Pociągnęłam nosem, oddalając się od Billy’ego i od razu spuszczając skonsternowany wzrok.
- Skoro przebłyski, to na pewno odzyskasz resztę wspomnień ― powiedział z ciepłą nadzieją w głosie. Nim się zorientowałam, na moim obszarze widzenia zjawił się talerz z jedzeniem.
- Pytanie, czy ja chcę. Po tym, co zobaczyłam… ― Przełknęłam głośno ślinę. ― Nie wiem.
- Co zobaczyłaś? ― Zmarszczył brwi w podejrzeniu, lecz odpowiedzi nie mógł już usłyszeć. Lucia wyszła zza progu wraz z pokojówką, rzucając kontynuację tej rozmowy w zupełny wir zapomnienia. Natychmiast starłam resztę mokrych łez z policzków i zadbałam o to, by ślady po nich stały się ledwo widoczne.
Na próżno.
- Alti, ty płakałaś?
- Nie. Dobrze jest. ― Posłałam jej blady uśmiech, oddając w ręce talerz z omletem. ― Powinnaś coś zjeść.
- Kiedy wrócimy do domu? ― Głos jej ścichł. Nie mogłam sobie wyobrazić, co czuła, gdy zostawiłam ją na tak dużo czasu, nie wiedząc nawet, co się z nią działo. Ojciec się nią zajął? Czy naprawdę mogłam na niego liczyć w tak poważnej sytuacji, na którą nie miałam żadnego wpływu?
Rzuciłam Billy’emu porozumiewawcze spojrzenie.
- Tak, jak powiedział Billy. Dopóki sprawa się nie uspokoi. Nie będę ryzykować, że ci psychole wrócą i będą chcieli czegoś jeszcze. ― Mój głos mimo drżenia był zdecydowany i twardy. Aż sama się zdziwiłam na to, jak zabrzmiałam, a Lucia odpowiedziała mi zmarszczeniem brwi.
- Dobra, ale jutro mam szkołę. Nie chcę żadnej eskorty ― mruknęła, bardziej kierując swoje słowa do Billy’ego, który znając życie, już miał w głowie pełen plan wyjścia z mieszkania. Doceniałam jego troskę, ale chyba nie zdawał sobie sprawy z tego, jak długo radziłyśmy sobie same.
Z tymi słowami wycofała się do pokoju, w którym miała spać, odprowadzana naszymi spojrzeniami.
- Ona mnie chyba nie lubi… ― Wypuścił nerwowo powietrze z ust.
- Nie odbieraj tak tego. Zawsze podobnie reaguje, gdy w otoczeniu pojawia się ktoś… nowy. ― Zerknęłam na niego po to, by sprawdzić reakcję. ― Nowy dla niej. ― Z tymi słowami ruszyłam w stronę swojego pokoju, pozostawiając ciemnowłosego w samotności. Było już dosyć późno, więc powierzchownie ogarnęłam się do snu i bez przeprowadzania dodatkowych konwersacji z siostrą, zajęłam łóżko. Przymknęłam oczy, które same lgnęły do odkrywania kolejnych snów, i nie zauważyłam, kiedy zmorzył mnie sen.
Obudziło mnie ciche brzdąkanie. Choć nazwałabym to bardziej próbą wydania konkretnego dźwięku. Lucia na szczęście spała jak zabita i nie ruszyło jej nawet skrzypienie mojego łóżka. Powoli ruszyłam do salonu, dyskretnie sunąc spojrzeniem po sylwetce nachylonej na kanapie.
- Obudziła się w tobie dusza artysty o tej godzinie? ― Rozdarłam ciszę swoim głosem. Wybijała prawie druga w nocy i ta godzina zdecydowanie odbijała się na moim opóźnionym myśleniu.
Billy jak na rozkaz odłożył gitarę na bok, przy okazji zdejmując z nóg różne kartki z, jak myślałam, piosenkami.
- Obudziłem cię? Przepraszam…
- Nie szkodzi. ― Siadłam na oparciu, próbując przyzwyczaić oczy do ostrego światła, jakie dawała jedna lampa przy kanapie. ― Nie możesz spać?
- Już od dawna ― wypalił, zanim zapewne zdążył nad tym pomyśleć.
Miał problemy. Widziałam to w jego postawie, oczach, a nawet mimice.
- Billy ― zagadnęłam nieco poważniej. ― Chodzisz dalej do psychologa? ― Tym razem nie mogłam mu przepuszczać tego tematu.
[Billy?]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz