Strony

29 lis 2018

Od Parkera

Poranek jak poranek. Obudziło mnie rażące słońce padające mi na oczy, zza okna oraz potrzeba wizyty w toalecie. Nie było to jednak spokojne leniwe obudzenie, ale gwałtownie napięcie wszystkich mięśni mojego ciała, tak mocne że łózko drygnęło razem ze mną. Złapałem się za obolałą głowę i zdałem sobie sprawę że jestem całkowicie mokry od potu. Siadłem na brzegu łóżka, i powoli spuściłem nogi na podłogę. Byłem tak obolały że nie czułem lewej ręki, poza tym co jakiś czas przez moje ciało przechodził nieprzyjemny dreszcz. Popatrzyłem na zegarek, to wcale nie był poranek, była druga po południu. Z wielkim bólem kości wstałem i przeszedłem się do łazienki. Popatrzyłem w lustro, i pierwsze skupiłem się na swoich oczach. Moje źrenice były jeszcze bardziej rozszerzone niż zwykle, kolor tęczówek jakby całkowicie uciekł z moich oczu. Poza tym worki pod oczami dalej nie zniknęły. Moja cera poszarzała, ale na szczęście nie wysypało mnie jakoś szczególnie, raczej w granicach normy. Doskonale wiedziałem co się ze mną dzieje dlatego jak najszybciej chwyciłem za spodnie leżące na podłodze i zacząłem przeszukiwać kieszenie. Nie znalazłem jednak tego czego szukałem. Rzuciłem ubranie z impetem i wróciłem do pokoju, przewracając go do góry nogami w poszukiwaniu tej jednej magicznej rzeczy. Nie znalazłem jej jednak, a ból stał się jeszcze mocniejszy. Złapałem za telefon i wykręciłem dobrze znany i numer.
- Nie spodziewałem się że tak szybko znowu cię usłyszę, nie minął nawet tydzień. - odezwał się męski niski głos w słuchawce.
Bez długiego wstępu, przeszedłem do rzeczy.
-Potrzebuje jeszcze jednej działki, teraz. - odpowiedziałem.
- Wiesz że prosisz mnie o wiele, tym bardziej że nie dostałem jeszcze pieniędzy za poprzednią.
- Dobrze wiesz ze jestem spłukany, pomóż mi a wyjdzie ci to na dobre. - powiedziałem odpalając blanta, aby chodź trochę uciszyć ból.
- Nie ma takiej opcji. - odpowiedział niewzruszony.
- Kur*a słuchaj, wiem kim jesteś, gdzie mieszkasz, proszę cię o jedną mała przysługę, nie odmawiaj mi jej, to nie będę musiał robić ci nieprzyjemności.
Głos w telefonie zaśmiał się tylko na moje groźby, co tylko bardziej mnie wkur*wiło i zmusiło do wyładowania złości na pobliskim krześle, które połamałem. Usiadłem na podłodze i oparłem się o ścianę wydychając ostatnie resztki dymu, ponieważ blant był niemiłosiernie mały, nawet baki nie mam teraz przy sobie.
- Uspokoiłeś się już? Jeśli tak to słuchaj uważnie. - nagle znów odezwał się głos.
Chciałem zwyzywać skur*ysyna i powiedzieć że w tym momencie do niego jadę, ale on złożył swoją propozycję zanim ja zdążyłem cokolwiek powiedzieć.
- Dobrze wiemy że nie zdobędziesz w najbliższym czasie wystarczającej sumy aby oddać mi za swoje długi i jeszcze kupić coś nowego. Dlatego mam dla ciebie inną propozycję, zamiast zabijać mnie za to że nie chce dać ci czegoś za darmo, zabij kogoś innego.
- Niby kogo?- zapytałem odpalając szluga.
- Powiedzmy że o wiele poważniejszego dłużnika od ciebie. A tak dokładniej jego bliskiego. W końcu jeśli zabiłbyś dłużnika kto oddałby nam pieniądze. Może nawet nie zabij ale przytrzymaj u siebie, dopóki dług nie zostanie spłacony.
- Tylko tyle? - zapytałem nieco pocieszony.
- Znaczy wiesz w grę będą wchodzić jakieś obcięte palce, uszy albo język który musimy mu wysłać, aby szybciej odzyskać stracony hajs.
- Tylko tyle? - powtórzyłem pytanie.
- Tak.
- W takim widzimy się za godzinę tam gdzie zawsze, nie zapomnij mojej działki.
- Interesy z tobą to przyjemność Parker. - usłyszałem po czym nie czekając na rozłączenie się pobiegłem po ciuchy, wziąłem szybki prysznic i automatycznie wybiegłem z domu, zabierając z sobą tylko telefon i broń.
Wsiadłem do samochodu i jak najszybciej skierowałem się na bliższe wschodnie obrzeża Avenley. Była to dzielnica wielkich szarych zazwyczaj opuszczonych kamienic i jeszcze starszych zatęchłych uliczek. Na miejscu od razu zobaczyłem ciemną postać a obok niej siedzącą i związaną oparta o śmietniki dziewczynę. Podszedłem i zmierzyłem ją wzrokiem. Była młoda i bardzo przestraszona, twarz miała czerwoną od płaczu, a obok oczu było pełno rozmazanej maskary. Usta miała zaklejone, mimo to usilnie próbowała krzyczeć. Diler kopnął ją w żebro aby ją uciszyć. Popatrzyłem na niego.
- To ona jest krewną tego waszego dłużnika?
- No. - odpowiedział grzebiąc po kieszeniach.
- Czemu w sumie nie możecie trzymać jej u siebie.
- U ciebie w domu jest większa pewność że nikt jej nie znajdzie. Co ty rozmyśliłeś się nagle?
- Nie, tylko pytam. - odpowiedziałem spokojnie.
Mężczyzna podał mi folijke z białym proszkiem, schowałem ja do kieszeni.
-Teraz prawie jesteśmy kwita. - uśmiechnął się.
Nie odwzajemniłem gestu. Zamachnąłem się i wziąłem dziewczynę na ramię , jak worek ziemniaków, i ruszyłem do swojego samochodu. Mimo tego że była mocno związana rzucała się i starała się krzyczeć.
- Tu i tak nigdy nikogo nie ma . - powiedziałem tylko jakby sam do siebie, nie starając się nawet żeby mnie usłyszała, i chwilę potem, wrzuciłem ją do bagażnika, z impetem zamykając go. Aby nie słyszeć więcej jej żałosnego : ,,Mmmmmm!... "
Jedynym moim problemem teraz było to, czy wciągnąć teraz czy jak już przyjadę do domu.

Ktoś?

1 komentarz: