Strony

16 gru 2018

Od Althei C.D Tyler

     Zrobił to. 
     Zrobił to, zrobił.
     Obiecał, że nie stanie mi się krzywda. Powtarzałam sobie w głowie te słowa, powoli dopuszczając do siebie, że były one jedynie wielkim kłamstwem.
     Pół godziny. Nie dwie minuty. Nie dziesięć. Pół godziny. Pół godziny łkania, szlochania i okropnego wstydu, z jakim nie potrafiłam się uporać, kiedy robił to, co robił. Bez przerwy z moich płuc oprócz łapczywych oddechów wyrywał się rozpaczliwy płacz. Nie docierał on do mężczyzny. Nic do niego nie docierało. Egzekwował swój środek przymusu, który miał dostosować mnie pod jego własne dyktando. Targał moim ciałem. Traktował je niczym zabawkę, czego dowodem były pulsujące bólem ślady, które czułam, leżąc bezwładnie na jednej stronie łóżka. Wiedziałam, że leży pode mną krew. Jej widok miałam przed oczami całą noc, nawet w nieszczęsnym śnie, a w uszach ugrzązł jedyny dźwięk ― głośne wrzaski wyrywające mi się bez kontroli ze zdartego gardła. Powtarzały się w kółko. Ścierałam nowe, samotne łzy wyciekające z czerwonych, zaryczanych oczu. Dłonie wówczas ponownie rozmazywały zaschnięty tusz do rzęs, przez co byłam wybrudzona czarnymi smugami. W głowie wisiało mi tylko jedno pytanie. Koszmar się właśnie skończył czy dopiero zaczął?
     Z płytkiego snu wyrwał mnie kolejny koszmar. Dyskretnie wyślizgnęłam się z łóżka, z lękiem uświadamiając sobie, że pomieszczenie wypełniał nie tylko jeden cichy oddech. Ruszyłam za drzwi, poprowadzona słabym, pozbawionym wszelkiej intensywności światłem, które dawały rozproszone promienie słońca wpadające przez zasłony. Moją nagość od wyjścia z pokoju zasłaniała koszula Tylera. Policzki oraz oczy skąpane zaschniętym tuszem obmyłam świeżą wodą, przez co w lustrze mogłam dostrzec istną zjawę rodem z horroru. Ciemne, roztrzepane włosy okalały moją twarz, a poszarzałe, a poszarzałe, niegdyś jeszcze niebieskie oczy ukazywały najczystsze zmęczenie i strach.
     Nie chciałam długo na siebie patrzeć. Czułam okropny wstyd, przez który pragnęłam zwyczajnie zniknąć. Owsianka, jaką potem przygotowałam szybko w ramach zabicia głodu, nijak pchała się do mojego żołądka. W mieszaniu jej próbowałam pogrzebać wszelkie smutki i tylko parę kęsów trafiło do moich ust.

***

     Spojrzałam mu w końcu w oczy. Zajrzałam dokładnie w swoje odbicie skryte na samym dnie jego źrenicy, co pozwoliło mi poczuć tylko minimalny spokój. Propozycja, którą mi przedstawił, nawiasem jeszcze szantażując, wydawała się zbyt prosta do podjęcia. Rozsądek jeszcze mi został, przynajmniej tak mi się wydaje. Dopóki miałam szansę chronić siostrę, chciałam robić to na wszelkie sposoby. I wciąż nie wiedziałam, jak mogłam być taka głupia, mówiąc o niej Tylerowi. Ma na mnie haka. On może teraz wszystko. Bez względu na to, ile godności stracę. Więcej mogłam?
     - M-mogę skorzystać ― wydusiłam w końcu, a złamany głos stał się aż zbyt wyraźny. ― T-tylko nie wciągaj w to Lucii…
     - Lucia. Ładnie. ― Mimo iż nie patrzyłam już na jego twarz, czułam, jak się uśmiechał. Był rozbawiony. Wręcz zadowolony tym, co uczynił. ― Szkoda byłoby ją skrzywdzić, więc bądź grzeczna, to ty też nie ucierpisz.
     Nie ufałam mu. 
     Naprawdę nie umiałam mu uwierzyć. 
     Oddech urwał mi głośny szloch, którego nie dało się już pohamować. Twarz zakryły mi pasma roztrzepanych włosów. Zostałam zamknięta w swoim świecie, odegnałam od siebie wszelkie troski i hamulce. Łzy bezradnie puściły mi się strumieniem, wywołując tym wewnętrzne kłucie mojego poszarpanego do reszty serca. Desperacko użalałam się nad swoim mizernym położeniem, nie mogąc uwolnić się z niewidzialnych sideł, jakie oplotły każdą moją kończynę.
     Poczucie obecności Tylera nagle wyparowało. Ostatnimi tego śladami był cichy dźwięk oddalających się kroków, a potem zostałam sama ze swoim obciążonym sumieniem. Gdy mokre ślady po łzach zaschły na moich policzkach, tworząc tam czerwone obszary, zaczęłam w grobowej ciszy sprzątać po sobie.
     - Althea. ― Głos nagle mną wstrząsnął, przez co zadrżałam jakby w przepływie zimna. ― Doprowadź się do porządku, dzisiaj jedziesz ze mną na bankiet, na którym poznasz moich rodziców i swój udział w interesach. Zachowuj się przyzwoicie. ― Jego karcący i zimny ton nie pozwolił mi nawet unieść głowy ku górze. Wpatrzona we własne stopy ledwo powstrzymywałam nagły wzrost wielkiego niezrozumienia, któremu chciałam dać ujście.
     Z „ledwo” przeszło na „w ogóle” nie powstrzymywałam.
     Poderwałam gwałtownie głowę, rzucając mężczyźnie ostre spojrzenie.
     - Miałam się nigdzie nie pokazywać… chciałam dyskrecji ― wytłumaczyłam z większą odwagą w głosie niż się spodziewałam. On w odpowiedzi posłał mi zmęczony, pozornie spokojny uśmiech, zbliżając się do mnie. Znieruchomiałam, kiedy oparł przedramiona o blat, przy którym siedziałam, i zatrzymał twarz tuż przed moją, przez co poczułam gorący oddech na policzku.
     - Przesłyszałem się? ― Podniósł brwi. Każdy mięsień na mojej twarzy i szyi niebezpiecznie się spiął, pozwalając mi stłumić w sobie kolejny napływ emocji. ― To ja ci mówię, co masz robić i co możesz robić. ― Każde słowo naznaczył dobitną emfazą. ― Jeśli spierasz się ze mną po tym, co ustaliliśmy, nie jestem pewien, czy jesteś głupia czy życie ci niemiłe.
     Zbyłam to milczeniem, jednak przełknięcie śliny zrobiło okropny hałas.
     Odsunął się odrobinę ode mnie i prychnął.
     - Właśnie tak. Podporządkowuj się mnie, a nie stanie się nic złego. ― Wyraźnie usatysfakcjonował go mój płytko skrywany strach.
     Zalewało mnie uczucie okropnego wstydu, że zaistniał człowiek, który mógł potraktować mnie w tak obnażający godność sposób. A ja, chcąc utrzymać bezpieczeństwo swoje i swojej siostry, zmuszona byłam wsłuchać się w głos rozsądku. Musiałam zachować spokój, który kosztował mnie coraz więcej nerwów.
     - Łapię ― wymamrotałam cicho. ― Ale nie mam żadnej sukienki. Moja jest porwana.
     - W szafie nadal są rzeczy po Julie. Nie powinnaś mieć problemu z tym, by w nie wejść.
     - Kim jest Julie? ― Podniosłam wzrok na niego. Nie pochwycił mojego spojrzenia, co spowodowało, iż spadło na mnie lekkie zdziwienie.
     - Byłą kochanką.
     - Stało się z nią to samo, co z innymi? - spytałam nawet zainteresowana tym tematem, ale mężczyzna swoją odpowiedzią wystarczająco zgasił mój znikomy entuzjazm.
     - A co miało się stać? - Parsknął, obdarowując mnie swoją przelotną uwagą. - Zaszła w ciążę, więc ją wyrzuciłem za drzwi i dałem pieniądze na aborcję - powiedział to takim spokojnym tonem, jakby opowiadał o pogodzie.
     Na te słowa opuściłam kuchnię z cichym westchnieniem i schodami wspięłam się na wyższe piętro, na którym mieściła się sypialnia. W szafie znalazłam mnóstwo głównie wyjściowych ubrań dopasowanych do mojego rozmiaru. Bez problemu wcisnęłam się w czarną, przylegającą do ciała sukienkę z seksownymi wycięciami na talii i wymalowałam mocniejszym makijażem bladą, zmęczoną od płaczu twarz. Czerwona, żywa szminka całkowicie odwracała uwagę od szarych, pozbawionych emocji oczu. I w takim wydaniu zeszłam na dół, od razu odnajdując wzrokiem Tylera, który właśnie wiązał krawat.
     - Miejmy to za sobą. - W końcu przemówiłam.


[Tylerku? Co z tego, że ja to wstawiam za nią XD]

+10PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz