2 gru 2018

Od Amy CD. Hangagoga

Zobaczywszy w jego dłoniach bukiet róż, do tego białych, poczułam, jak nogi się pode mną uginają. Udało mi się na nich jakoś utrzymać, bełkocząc pod nosem proste „Dziękuję”. Nie spodziewałam się takiego prezentu z jego strony.
Wskazałam mu najbliższy wolny stolik, następnie wracając za ladę. Trzeba w końcu wstawić te róże do jakiegoś wazonu. Muszę zapamiętać, by je wziąć, jak będziemy wychodzić, bym o nich nie zapomniała. A może jednak by je zostawić? Są takie ładne i myślę, że inni nie mieliby nic przeciwko temu… A jeśli? Nie, na pewno nie. Wkładając kwiaty do wazonu napełnionego wodą, skaleczyłam się o kolec. Zaczęłam ssać palca, idąc do pokoju dla pracowników, by jeszcze się szybko przebrać i zgarnąć swoje rzeczy. Oficjalnie skończyłam dzisiaj zmianę, więc w spokoju mogłam wypić kawę. Wróciłam na salę z torebką na ramieniu, zajmując swoje miejsce naprzeciwko mężczyzny. Poczułam gigantyczną ulgę dla moich nóg.
- Wybacz, trochę mi się chyba zeszło – rzekłam, poprawiając swój sweter i rzucając okiem na swoje zwierzaki. Z tego, co dostrzegłam, to Bell chyba położyła się pod moim krzesłem, przez co będę musiała na nią uważać, gdy będę wstawać. Ginger po raz kolejny zdobywała serca klientów, no a Cezar chyba bawił się z Yummym.
- Nic się nie stało – odrzekł. Wzięłam głęboki wdech.
- Wiesz… chyba nie znamy swoich imion… Amy – powiedziałam, wyciągając swoją prawą dłoń w stronę mężczyzny.
- Hangagog – odpowiedział, ściskając moją dłoń. Hangagog…? Doprawdy… ciekawe imię.
- Zwykła kawa? - spytałam, gdy dostrzegłam idącą w naszą stronę Georgię. Mężczyzna skinął głową, na co się uśmiechnęłam.
- Dwa razy specjał kawiarni, a do tego zbożowe ciastka dla moich pupili. Jak tam kciuk? - spytałam, widząc plaster na jej dłoni.
- Daje radę. Ważne, że nie boli i mogę pracować – odpowiedziała, po czym odeszła. Między mną a Hangagogiem nastało kilka chwil ciszy, póki nie usłyszałam głośnego pisku gdzieś za sobą, następnie czując, jak coś wdrapuje mi się na nogi. Przygarnęłam do siebie wystraszonego Cezara, dostrzegając cienką czerwoną linię na jego pyszczku.
- Znowu? - zaczęłam, sięgając po stojące obok serwetki, następnie przykładając je do rany szczeniaka. Pers pewnie go podrapał, gdy miał dosyć jego towarzystwa. - To, że pozwalam ci się bawić z Yummym, nie znaczy, że masz wracać z kolejną raną. Rozumiesz mnie? - Cezar w odpowiedzi tylko polizał mnie w nos. Głuptas.
- I masz tak codziennie? - usłyszałam męski głos z naprzeciwka. Popatrzyłam na Hangagoga.
- Prawie codziennie. Jeszcze studiuję – odpowiedziałam.
- Naprawdę? Jaki kierunek?
- Zootechnikę na weterynarii. Moi rodzice prowadzą leśniczówkę kilka godzin od Avenley River, a ja chcę poniekąd iść w ich ślady. A ty… co porabiasz na co dzień?

Hangagog?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz