Strony

10 gru 2018

Od Anastazji CD. Rafaela

Widząc w drzwiach jakąś kobietę i rosłego mężczyznę, oraz słysząc że to rodzina Rafaela, miałam już pewność iż ten wysoki i umięśniony na moje oko facet, będzie mi ciągle robił pod górkę. Wyglądał na wrednego i ciemnego w dodatku typa, spod ciemnej gwiazdy... Normalnie tylko mu było dać maskę czarną i w ogóle przebranie by wyglądał jak jakiś mroczny władca ciemności czy coś takiego! Nie powiem tego Rafaelowi, ale nie lubię jego wujka już od samego patrzenia na jego twarz... I jeszcze to jak mi się badawczo oraz lodowato przyglądał... Wydawało mi się że chciał mnie zasztyletować wzrokiem! Coś czuję że nie mam szans w tej rodzinie, nawet jeśli bardzo bym chciała być z Rafaelem pomyślałam nieco załamana, gdyż zaczynałam na prawdę coś czuć do Rafaela, ale widząc część jego rodziny, zaczynałam mieć coraz więcej czarnych myśli iż ja po prostu do niego nie pasuję. Pewnie głupio teraz myślę ale cóż... Pewnie jego rodzina i tak mnie nie zaakceptuje, bo go by chciał w rodzinie rudą i w dodatku na pewno wredną babą jak ja? Małe szanse.. Na pewno będzie czepianie się dlaczego mam rude włosy i dlaczego tak idiotycznie się ufarbowałam, tyle że to moje naturalne włosy pomyślałam jeszcze, a w tym czasie dostałam na pagera wezwanie, więc nie myśląc wiele i nic nie mówiąc, wystrzeliłam na korytarz, gdzie szybko pobiegłam w stronę gabinetu zabiegowego, gdzie miałam dostać dalsze instrukcje jaki pacjent do mnie w tej chwili jedzie.
Wbiegłam niczym torpeda do gabinetu zabiegowego, gdzie szybko usiadłam przed główny komputer, podczas gdy pielęgniarki w tym czasie biegały i zbierały już cały potrzebny sprzęt. Klikając na karetkę numer 922 gdyż świecił mi się pasek na czerwono, na pierwszej pozycji i ujrzałam dane pacjenta, oraz jego dolegliwości. Johan Smith, lat 62, zasłabnięcie w trakcie pracy, zawroty głowy, silny ból w okolicach mostka i promieniujący do lewej ręki... czytałam w myślach najważniejsze dane, oraz to co ratownicy obecnie w karetce podali pacjentowi, a następnie kliknęłam na ikonę serca, gdzie dostałam wyniki EKG zrobionego przez ratowników medycznych, które zrobili tam na miejscu. Od razu widziałam że różowo nie jest, oraz że to poważny zawał mięśnia sercowego, lecz pytanie było w którym dokładnie miejscu! Musiałam podać pacjentowi dożylnie kontrast by widzieć przepływy żylne, oraz widzieć te miejsca, które zostały zatkane, przez skrzepy, które uniemożliwiają dalszy przepływ krwi, przez co w efekcie serce obumierało z powodu niedokrwistości i niedotleniania tkanek.
Karetka była coraz to bliżej, więc szybko zdezynfekowałam ręce, oraz założyłam rękawiczki. Pielęgniarki już wszystko przygotowały, więc gdy przybył pacjent, szybko się nim zajęliśmy. Zator u mężczyzny był tak wielki, że przepychałam ten skrzep z dwie godziny! Nie mogłam sobie z tym dziadostwem poradzić, lecz w końcu udrożniłam całą żyłę i przepływ krwi był prawidłowy. Musiałam przyznać że szybkie przyjęcie do szpitala go uratowało, oraz nitrogliceryna, którą psiknął sobie w trakcie czekania na karetkę trzy razy, co rozszerzyło mu żyły, więc tylko dzięki temu serce mu nie stanęło i nie trzeba było go reanimować. Założyłam mężczyźnie cztery stenty oraz balonik, po czym został przewieziony na OIOM kardiologiczny. Ja w tym czasie dostałam kolejne wezwanie, lecz tym razem na salę operacyjną, więc czym prędzej tam podbiegłam by zobaczyć o co chodzi i dlaczego mnie tam wzywają... Zazwyczaj byłam wzywana do przeszczepów serca, bądź do poważniejszych uszkodzeń po postrzałach, lecz zazwyczaj były to moje oddziały, a tutaj byłam wzywana na zupełnie inny, co było raczej dość niespotykane.
Zbiegając z klatki schodowej, oraz po dostaniu się na odpowiednie piętro, szybko podbiegłam do dwójki lekarzy, który energicznie ze sobą rozmawiali.
- Anastazja szybko musisz zoperować Rafaela, miał postrzał w plecy, tylko Ty jesteś wolnym chirurgiem, inni są na salach operacyjnych albo są daleko poza miastem, a reszta lekarzy jest za młoda i nie chce się podjąć tak poważnej operacji - wyjaśnił szybko na co jedynie pokiwałam lekko głową, choć oczywiście byłam w ogromnym szoku iż Rafaela postrzelono! Gdzie on się szlajał? Czyżby jego własna rodzina go postrzeliła?! pomyślałam w ułamku sekundy, lecz zaraz się opanowałam, gdyż parę lat w tym zawodzie nauczyło mnie by koncentrować się bardziej na swoim zadaniu niż towarzyszących mi uczuciach, lecz i tak w duchu wiedziałam że życie Rafaela, mężczyzny w którym się zauroczyłam, było tylko i wyłącznie w moich rękach.
- Która sala operacyjna? - powiedziałam szybko oczekując natychmiastowej odpowiedzi, którą na szczęście otrzymałam.
- Numer sześć! - krzyknął za mną, ponieważ już w tej chwili biegłam by zaoszczędzić nieco czasu. Nie miałam pojęcia w jakim stanie jest mężczyzna i jednocześnie kolega z mojego fachu, lecz wiedziałam że reszta personelu szpitalnego stara się go utrzymać przy życiu jak najdłużej. Biegnąc na salę operacyjną, minęłam szybko rodzinkę Rafaela, która widząc mnie coś chciała powiedzieć, lecz machnęłam na to szybko ręką.
- Nie mam czasu teraz! - wykrzyknęłam, po czym szybko wbiegłam na odizolowany od reszty zwykłych ludzi korytarz, a następnie wkroczyłam na salę operacyjną, gdzie leżał już mężczyzna, który bym podłączony pod respirator. Na chwilę na ten widok serce mi dosłownie zamarło i miałam wrażenie jakby to trwało wieczność, lecz na szczęście po paru długich sekundach mojego życia się ogarnęłam i założyłam specjalny fartuch chirurgiczny, czepek, maskę na twarz oraz wielkie rękawice sięgające aż do ramion, by przypadkiem nawet najmniejszy włosek czy kropelka potu nie spadła na pacjenta w trakcie otwierania jego ciała. Takie stroje były niemalże jak kombinezony, oraz były bardzo szczelne, więc dawało to ogromne bezpieczeństwo iż nie zakazimy pacjenta jakimiś różnymi bakteriami, które w takich krytycznych stanach mogły by go zabić.
- Czekamy pani doktor - poinformowała mnie jedna osoba z personelu operacyjnego.
- Zaczynamy! - powiedziałam podchodząc gotowa do nieprzytomnego mężczyzny - Skalpel proszę - dodałam po czym operacja się zaczęła.
***********************************************************************************
Operacja zakończyła się po sześciu i pół ciężkich godzinach, podczas których wyjęliśmy pocisk, który utkwił bardzo blisko serca Rafaela, po czym pozszywaliśmy uszkodzone tkanki, które rozerwał pocisk. Nie mówiąc już o odłamkach, które ciężko było znaleźć, lecz jakoś udało mi się go zoperować. Dostał dużą ilość przetoczonej krwi, gdyż krwawienie było bardzo duże... Kiedy się upewniłam że wszystkie rany są zaszyte, a czynności życiowe mężczyzny nie są już aż tak zagrożone, pozwoliłam przygotować go powoli do przewiezienia na specjalną salę OIOM'u zamkniętego, gdzie można było wchodzić tylko i wyłącznie pojedynczo i w specjalnych ubraniach ochronnych i maseczkach, by nie zarazić niczym bardzo mocno osłabionego organizmu, który w takim stanie nie poradziłby sobie nawet z najmniejszym przeziębieniem.
Gdy ściągnęłam z siebie cały ten strój ochronny, który był zakrwawiony, wyrzuciłam go do specjalnego kosza, ponieważ takie były procedury, a następnie udałam się ku wyjściu z sali operacyjnej, gdzie na korytarzu dopadła mnie rodzina Rafaela, czyli ta kobieta i ten facet.
- I jak on się czuje? Co z nim? - wypytywała roztrzęsiona kobieta, a wysoki mężczyzna uważał by aby czasem nie upadła z tych wielkich emocji, które dla każdej matki były najstraszniejsze.
- Operacja się udała, ale teraz wszystko zależy od jego organizmu... Najbliższe godziny będą kluczowe - wyjaśniłam spokojnie.
- Ale będzie z nim wszystko dobrze prawda?! - wypytywała dalej kobieta, łamiącym się coraz bardziej głosem i mocno ściskając ręce w religijnym geście błagania.
- Jestem dobrej myśli... To silny facet, więc powinno być dobrze, ale modlić się zawsze trzeba w takich sytuacjach, ponieważ zawsze może być różnie - odezwałam się w końcu, na co kobiecie po policzkach popłynęły łzy, a żeby nie zacząć szlochać, zasłoniła usta ręką, zamknęła oczy po czym osunęła się z powrotem na krzesło i zaczęła popłakiwać, podczas gdy mężczyzna obok niej zaczął ją przytulać oraz ją uspokajać.
- Da sobie radę, jest silny po Tobie - usłyszałam głos mężczyzny, próbujący jeszcze bardziej podnieść na duchu kobietę, a gdy chciałam już odejść, ponownie usłyszałam głos kobiety.
- Gdzie go teraz dadzą? - spytała jeszcze po przez łzy.
- Za chwilę zostanie przewieziony na oddział ósmy zamkniętego oddziału OIOM'u - odparłam spokojnie, patrząc na nią i stojąc do niej nieco bokiem.
- Co to znaczy? - spytał mężczyzna nie rozumiejąc tego.
- Rafael jest bardzo osłabiony po operacji i stracił dużo krwi... Dlatego musi być zamknięty w specjalnym pomieszczeniu w którym non stop jest oczyszczane powietrze z wszelkich bakterii by niczym się teraz nie zaraził, gdyż to mogło by zagrozić jego życiu - wyjaśniłam.
- Nie można tam wchodzić? Nie będę mogła przytulić swojego syna? - wypytywała rozklejona całkiem kobieta.
- Oczywiście będzie można, ale tylko pojedynczo oraz w specjalnych strojach ochronnych - wyjaśniłam znowu, a w tym czasie wywieźli nieprzytomnego Rafaela z sali operacyjnej, gdzie intubowała go co chwilę pielęgniarka do czasu aż nie zostanie przetransportowany na specjalną salą, gdzie już za niego miała oddychać maszyna, czyli respirator.
Kobieta widząc to rozkleiła się jeszcze bardziej i chciała podbiec do syna, lecz na szczęście mężczyzna jej na to nie pozwolił teraz i mocno ją przytrzymał, a kiedy było to możliwe, poszli szybko za jadącym łóżkiem, na którym leżał ważny członek ich rodziny.
***********************************************************************************
Minęły cztery długie tygodnie, podczas których codziennie odwiedzałam Rafaela gdy miałam wolną chwilę, oraz gdy rodziny mężczyzny chwilowo nie było. To jeśli chodziło tak prywatnie, bo normalnie też go odwiedzałam, lecz wtedy już jako jego lekarz, więc badałam wtedy jego stan zdrowia i wszystko. Bardzo się martwiłam o niego i chciałam by wyzdrowiał... Modliłam się o niego każdego dnia przed snem jak i gdy się budziłam i wstawałam z łóżka. Jego matka siedziała przy nim niemalże non stop, lecz reszta rodziny jakoś ją zaciągała do hotelu by mogła odpocząć choć troszkę. Ja natomiast opiekowałam się także psami mężczyzny, gdyż musiał ktoś w końcu dawać im jedzenie i picie, nie mówiąc już o wyprowadzaniu na spacery! Wiedziałam gdzie Rafael chował klucze zapasowe do domu, więc stąd wiedziałam jak dostać się do jego mieszkania i na szczęście sąsiedzi chłopaka nie dzwonili na policję że ktoś się do niego włamał, lecz i tak byli ciekawscy i czasem na klatce schodowej uważnie mnie obserwowali. Ani razu nie zamieniałam z nimi słowa, chyba że mówiąc krótkie "Dzień dobry" i na tym się kończyło. Po co miał ktoś obcy wiedzieć że chłopak jest w szpitalu? Jeszcze by go chciano okraść czy coś...
A złodzieja się nie upilnuje, tylko złodziej Ciebie, jak to mówią... Siedziałam właśnie w swoim gabinecie, gdzie przeglądałam swoje medyczne karty pacjentów, kiedy naszło mnie myślenie o tym jak kruche jest życie człowieka. Ciężko mi było uwierzyć że tamtego dnia chwilę wcześniej jadłam z Rafaelem ciasto i czekoladki, a później musiałam go operować, ponieważ został poważnie postrzelony! Wzdychając na to wszystko ciężko, przetarłam dłońmi swoją zmęczoną twarz, po czym wstałam z krzesła obrotowego i postanowiłam zobaczyć jak się ma mężczyzna. Była noc, więc był duży spokój na korytarzach, oraz w salach, więc szłam spokojnie i cicho by nikogo nie zbudzić, a następnie po paru minutach stanęłam przy specjalnym oknie widokowym, gdzie widziałam leżącego i nadal śpiącego mężczyznę, przy którym czuwała znowu jego matka. Obudź się wreszcie pomyślałam jeszcze z wielką nadzieją.

Rafael? ;3
 Martwi się bardzo o Ciebie! xdd Wybudzisz się? xdd

+10PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz