Strony

10 gru 2018

Od Tylera C.D Dianthe

    Tylerowi od samego początku nie podchodziła ta kobieta. Przeczuwał, że ta coś kręci i się nie mylił. Szczególnie był przekonany swoich racji wtedy, gdy ta wyjawiła swoje fałszywe nazwisko - Idalia Sparrow. Zaproszenie wyglądało normalnie, tak, jak wyglądała reszta, jednak on dokładnie wiedział jak wygląda Idalia Sparrow i to napewno nie była dziewczyna, która aktualnie siedziała przed nim ze łzami w oczach. Widocznie ktoś, kto załatwił jej ten ładnie ozdobiony kawałek papieru, nie dopiął wszystkiego na ostatni guzik. Mężczyzna westchnął ciężko i złapał palcami za nasadę nosa.
     - To nie ty. Znam Idalię i wiem jak wygląda, idioty ze mnie nie zrobisz - parsknął głucho i wyciągnął telefon. Już chwilę później nawiązywał połączenie ze swoim ojcem. Ten odebrał po paru sygnałach.
     - I jak? - usłyszał w słuchawce mocny głos Richarda.
     - Mam ją, podszywała się pod Idalię - odpowiedział, to zerkając na zaproszenie, to na zaryczaną kobietę.
     - Pod Idalkę powiadasz - westchnął. - Wyjątkowo lubią się pod nią podszywać, chyba nie trzyma zaproszeń przy sobie. Już tam jadę, czekaj na mnie. - Od razu po tych słowach nastąpiło rozłączenie, a Tyler usłyszał charakterystyczny sygnał. Włożył z powrotem telefon do kieszeni marynarki i usiadł na fotelu na przeciwko niej.
     - To co mi jeszcze ciekawego powiesz, hmm? - Wyciagnął broń, którą zawsze trzymał przy pasie i postawił ją na biurku. Chciał tym ruchem wywołać jej wzmożony strach, co przyniosło efektywne skutki. Kobieta otworzyła szerzej oczy i spojrzała z przerażeniem wymalowanym na twarzy na niebezpieczny przedmiot. Po chwili jednak spuściła wzrok, a po całym pomieszczeniu przemknęła niepokojąca, wręcz frustrująca cisza. - To jak, powiesz coś czy zamierzasz milczeć do czasu swojego osądu?
     - O-osądu? - podniosła swój biedny wręcz wzrok na Tylera, ten jednak popatrzył na nią z góry i parsknął pogardliwie.
     - Oczywiście, że tak. Myślałaś, że to wszystko pójdzie ci płazem? Już nawet przestałaś bronić tego, że naprawdę nazywasz się Idalia Sparrow.
     - B-bo tak się nazywam.
     - Milcz. Oboje dobrze wiemy, że łżesz - warknął dobitnie, na co dziewczyna podskoczyła w miejscu i skuliła się jeszcze bardziej. Wyraźnie było czuć od niej strach. Strach, który zdążył obezwładnić większość komórek w jej ciele. Wręcz nim emanowała, co wywoływało niewielki uśmieszek na twarzy Tylera. Cieszył się z tego, że wywołuje w niej taki strach, a jeszcze bardziej się będzie cieszył, gdy będzie mógł osobiście wykonać na niej wyrok, o którym zadecyduje on wspólnie ze swoim ojcem.
    Przez następne paręnaście minut dziewczyna nie pisnęła ani jednego słowa. W tym czasie do budynku zdążył dojechać Richad Owen - ojciec Tylera i jedna z najbardziej szanowanych osobistości w Avenley River. Bez zbędnego pukania otworzył drzwi do gabinetu i wtargnął do środka, nie mówiąc żadnego “dzień dobry” przy okazji. Za nim podążał jeden z jego agentów, trzymający w dłoni broń w pogotowiu.
     - To ona? - spytał, wskazując ruchem głowy na skuloną w kącie dziewczynę.
    Kiwnąłem głową.
     - Kulka w łeb i po kłopocie - powiedział, jak gdyby nigdy nic i wyciągnął cygaro z kieszeni, by chwilę później go zapalić i zaciągnąć się dymem.
     - Może nam się jeszcze do czegoś przydać - stwierdził z zamyśleniem na twarzy Tyler. Podrapał się po swoim kilkudniowym zaroście i został pochłonięty przez myśli.
     - Twoja matka mi wystarcza - parsknął prymitywnym śmiechem, by po chwili momentalnie spoważnieć. - A tobie nie wystarczą twoje kochanki? Tyle ich masz. Nie moja wina, że wszystkie w pewnym momencie albo robią się za stare, albo są mordowane.
     - Nie potrzebuję takiej zaryczanej kochanki - mruknął pod nosem. - Takie są najgorsze.
     - Jak uważasz - westchnął. - Czynisz honory, czy ja mam to zrobić? - Złapał za broń, którą trzymał w wewnętrznej kieszeni marynarki.
     - Zajmę się nią w inny sposób. Mam klatkę dla psa, w sam raz się zmieści - powiedział bez wyrazu. Jego twarz cały czas przywodziła na myśl twardy głaz. Zero uśmiechu, zero wyrazu, zero niczego. Zwykła, chłodna obojętność.
     - Chcesz ją wytresować? - parsknął, ponownie zaciągając się cygarem.
     - Coś w tym stylu. Będzie z niej taki wrak, że nikomu na myśl nie przyjdzie, by nadeptywać nam na odcisk, - warknął pod nosem, - i to jeszcze w tak prymitywny sposób.


< Dianthe? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz