Strony

10 gru 2018

Od Rafaela cd. Anastazji

Ciasto, które zrobiła Anastazja było bardzo smaczne. Zwykle unikałem jedzenia jakichkolwiek słodyczy, ale przecież raz na jakiś czas można sobie pozwolić na kawałek placka prawda? Zanurzając po raz kolejny łyżeczkę w stercie biszkoptów, przekładanych masą krówkową, miałem już pochwalić kobietę za jej ciężką pracę, ale przeszkodziło mi w tym dość głośne pukanie do drzwi. Zdziwiony, spojrzałem najpierw w stronę rudowłosej, która z lekkim zawahaniem wstała z krzesła z zamiarem dowiedzenia się, kto przyszedł nas nawiedzić w tą spokojną noc. Mając nadzieję, iż nic złego się nie dzieje, wziąłem do ręki chusteczkę, za pomocą której przetarłem delikatnie okolice swoich ust. Cóż, gdyby to był jakiś lekarz, bądź pacjent chciałem się przed nim godnie prezentować, a nie zachowywać jak pięcioletnie dziecko, które ochlapało swoją twarz całym deserem czekoladowym.
- Słucham? - głos Fenchenko wbił się niemal w ciche skrzypnięcie drzwi - Państwo szukają kogoś z rodziny? - dorzuciła, najwidoczniej nie poznając dwójki ludzi, stojących w tej chwili w drzwiach.
- Szukamy mojego syna Rafaela... Jedna z pielęgniarek powiedziała nam, że jest u pani w gabinecie - poinformowała ją moja matka, co wprawiło mnie w ogromne osłupienie. Co ona tutaj robiła? O tej godzinie już powinna dawno spać! Jeśli się o mnie martwiła to mogła przecież zadzwonić albo napisać mi rozsławionego na cały świat SMS-a. Nie czekając zbyt długo na jej kolejne słowa, zerwałem się prędko z krzesła, a następnie niczym rekin atakujący swoją ofiarę, doskoczyłem do brązowego portalu, gdzie oprócz drobnej brunetki, mogłem podziwiać także wyższego ode mnie faceta, którego mógłbym przysiąc widziałem pierwszy raz na swoje oczy.
- Coś się stało mamo? - zapytałem prosto z mostu, poprawiając swój wygnieciony fartuch - Kim on jest? Skrzywdził was? - dopytywałem, czując jak w mojej duszy rozprzestrzenia się z sekundy na sekundę coraz większy niepokój. W pomieszczeniu na parę chwil zapanowała mrożąca krew w żyłach cisza. Żadna spośród przybyłych postaci, nie miała zamiaru odkryć przede mną talii kart, które zawierałyby najszczerszą prawdę. Miałem już ich nieco poganiać, lecz w tym samym momencie mężczyzna postanowił rozczochrać moje włosy i głośno westchnąć.
- Dopiero co w pieluchy robiłeś, a już się za panienkami uganiasz? Nie tak zapamiętałem mojego siostrzeńca - zaśmiał się cicho, uważnie obserwując rudowłosa piękność, która w obecnej chwili dostała pilne wezwanie na swojego pagera. Kobieta nie zastanawiając się zbyt długo, wystrzeliła na korytarz niczym sarna, bojąca się, pędzącego za nią drapieżnika. Warto dodać, że w międzyczasie posłała mi współczujące spojrzenie, tyczące się zapewne tego jak będę musiał spędzić najbliższe minuty swojego życia.
- Możecie mi wytłumaczyć co tu się dzieje? - zacząłem mało spokojnie, zamykając za nimi drzwi - Jaki znowu do cholery siostrzeniec?! Przecież ja tego człowieka nie znam! - zwróciłem się bardziej w stronę swojej rodzicielki, oczekując od niej jak najszybszych, a przede wszystkich jak najporządniejszych wyjaśnień.
- To twój wujek i chrzestny - wyrzekła po chwili zastanowienia, zatrzymując we mnie nagły wybuch emocji, za pomocą łagodnego ruchu dłoni - Możesz go nie pamiętać, bo ostatni raz miałeś z nim kontakt, gdy ledwie sklejałeś słowa słonko... Proszę, nie złość się na niego i wysłuchaj tego co ma ci do powiedzenia - pogładziła mnie ręką po policzku, pomagając mi tym samym nieco się uspokoić.
- Czego chcesz? - burknąłem niezachęcony ciągnięciem tej rozmowy - Mam dyżur do odbębnienia więc się sprężaj - dodałem, zakrywając resztki ciasta górą plastikowego pojemnika.
- Grzeczniej - mruknął, najwidoczniej urażony moim tonem wypowiedzi - Jesteśmy rodziną i nie życzę sobie byś mnie lekceważył Rafaelu... Mam do ciebie prośbę dotyczącą mojego syna, a jednocześnie twojego kuzyna. Niedawno przechodził ciężką grypę, badania wskazują na to, że go wyleczyliśmy, ale jego stan zbytnio się nie poprawił. Mój prywatny lekarz wyjechał do rodziny na święta, a tym konowałom z NFZu nie zamierzam ufać. Spojrzałbyś na niego? To tylko mały chłopiec... Nie zajmie ci wiele czasu... Postaw tylko diagnozę i już nas nie ma - w jego głosie dało się wyczuć dość duże zmartwienie oraz powątpiewanie w to, czy na pewno powinienem być lekarzem. Spuszczając na to wszystko wzrok, spojrzałem na swojego pagera, który cały czas był pogrążony w głębokim śnie. No dalej Rafael. Przecież przysiągłeś ratować ludzi, a tutaj nikt łapówki ci nie oferuje - pomyślałem pokrzepiająco, zaczynając domyślać się jakie konsekwencje mogła przynieść grypa, która z pewnością w przypadku dziecka nie była do końca wyleżana. Kręcąc na to wszystko głową, w końcu spojrzałem z odwagą w zielone tęczówki swojego wujka, po czym oznajmiłem.
- Zbadam go, nie daj Boże jeszcze przez czyjąś nieuwagę może mieć problemy sercowe! Zaprowadźcie mi go do mojego gabinetu i macie uważać, żeby się jeszcze bardziej nie wyziębił, bo to tylko pogorszy całą sprawę - pouczyłem ich, naciskając klamkę dębowych drzwi - Jestem na chirurgi dziecięcej, nie pomylcie pięter - nim zdążyli mi odpowiedzieć, ja zniknąłem już w odmętach korytarzy, a jedyną wiadomością jaką zdążyłem wyłapać wśród echa swoich kroków było nic się nie zmienił od czasów dzieciństwa, dodano mu centymetrów, ale serce pozostało to samo.
⚜⚜⚜⚜⚜
- Dobrze Rayanku... - pogłaskałem sześcioletniego, sympatycznego chłopczyka po głowie, robiąc tym samym krótką przerwę na małe zapiski dotyczące jego stanu zdrowia. Szatyn miał duże problemy z oddychaniem, co całe szczęście nie wiązało się z problemami sercowymi. Niektórzy nawet nie wyobrażają sobie jak trudnym dla chirurga i pacjenta jest zabieg transplantacji serca. Najbardziej odbija się to na życiu dzieci, które potem przez cały czas nie wiedzą co się z nimi dzieje. Owszem, staramy się je uświadamiać co je czeka, ale jak wytłumaczysz sześciolatkowi, że jego serce zostało wymienione i do końca swoich dni będzie musiał przyjmować leki? O ile w ogóle znajdzie się dawca... Niby mamy listę najcięższych przypadków, które potrzebują nowej pompy, ale rzadko kto dla "zabawy" da się rozkroić na stole dla nieznanego człowieka. Tak, tak narządy bierze się też od nie żyjących już ludzi, ale nie zawsze to co chcemy użyć będzie zgadzało się z ciałem chorego. Potencjalni dawcy często bywają zarażeni przeróżnymi chorobami, co jednoznacznie odbierało im szanse na pomoc potrzebującym - Jak nazwiesz swojego misia łobuzie? - uśmiechnąłem się szczerze, co natychmiastowo odwzajemnił.
- Baraniczka braciszku - przytulił mocno pluszaka, zanosząc się ponownie duszącym kaszlem.
- Nie jestem twoim braciszkiem Ray... Jesteśmy kuzynami - wytłumaczyłem ze spokojem przykrywając go czerwono-czarnym kocem - To też rodzina. Mów mi po prostu Rafael albo Raf. Prześpij się, a ja pogadam z twoim tatą i niedługo wrócę - zapewniłem go, a następnie bez ociągania opuściłem prywatną salę medyczną, za którą czekał zmartwiony do granic możliwości ojciec malucha.
- I co mu jest? - spojrzał na mnie, próbując stłumić w sobie zbędne emocje - Rafi tylko nie owijaj w bawełnę! Chcę wiedzieć co się z nim dzieje - zdrobnił moje imię, które kiedyś doskonale wryło się w moją pamięć. Lekkie przełamanie obrazów sprzed lat, ujawniło w moim umyśle delikatne zarysy dwóch postaci. Potężnego mężczyzny i młodego chłopca, który ciągle się w niego zaczepiał. Unosząc delikatnie kącik ust na ten widok, natychmiastowo spoważniałem oraz otrzepałem się z podobnych temu myśli.
- Podejrzewam, że ma zapalenie płuc. Teoretycznie mogę go wypisać do domu, ale jeśli pozwolisz wyleczę go tutaj i będę miał pewność, że jest to dobrze wyleżane i wyleczone - zaproponowałem, odkładając granatową podkładkę na parapet zabezpieczonego okna.
- Dobrze, dziękuję - ogarnął mnie ramieniem, a po chwili mocno przytulił, co na swój własny sposób było bardzo miłe. Przyglądająca się nam z daleka Samantha, rozczuliła się tym widokiem i uroniła na szpitalną podłogę kilka łez szczęścia, które po sekundzie zmieniły się na łzy strachu. Nagła cisza jak w kinie, akcja, zwolnione tępo, huk roztrzaskanego okna przerodził się w ciepło rozlewające się w okolicach mojego kręgosłupa. Na początku czułem tylko to, ale po upływie dosłownie pięciu sekund, nogi ugięły się pode mną okrywając barwy okropnego bólu. Widząc jak nieme postacie krzyczą coś w moją stronę, próbowałem zaczerpnąć dużej ilości powietrza, co muszę przyznać wychodziło mi bardzo tragicznie. Wkopałem się - pomyślałem, na dobre zamykając swoje oczy.

Anastazja? :3
Trochę sprawy się skomplikowały xd 

+10PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz