8 gru 2018

Od Anastazji cd. Rafaela

Pobyt u moich rodziców był bardzo udany i cieszyłam się że mogłam spędzić z nimi nieco czasu, zważywszy iż tyle lat się nie widzieliśmy przez moją naukę by zostać jak najlepszym lekarzem. Avenley River było wspaniałym miastem, lecz jeśli się chciało być tutaj kimś, to niestety trzeba było coś poświęcić by zajść tutaj daleko. Plus był przynajmniej z tego taki, że jeśli dobrze wszystko pójdzie w czasie budowania swojej kariery, to już ma się jakąś tam renomę wśród ludności jaka tutaj mieszka, a to nie mało co, bo jakby nie patrzeć to dzięki innym ludziom mamy pracę i może by zarabiać potrzebne nam fundusze do przetrwania. Nie mówiąc już o tym, że czasem solidny odpoczynek gdzieś nam się należał… Cóż jeśli natomiast chodzi o leczenie ludzi, to jakby nie patrzeć, my lekarze mamy pracę tylko i wyłącznie dlatego że ktoś mniej lub bardziej poważnie jest chory, co można widzieć na dwie strony. Inni uważali nas za okropnych wyłudzaczy pieniędzy, którzy chcą zniszczyć czyjeś zdrowie, a drudzy z kolei wierzą we wszystko lekarzom, mając nadzieję że dobrze ich poprowadzą aby wyzdrowieć.
Tych pierwszych typów ludzi uważałam zawsze za totalnych idiotów i chyba nigdy to się nie zmieni… Owszem zawsze byli jacyś źli lekarze, którym tylko i wyłącznie chodziło o pieniądze, albo byli też tacy lekarze, którzy kompletnie nie znali się na swoim fachu, lecz skończyli studia tylko i wyłącznie dzięki bogatym rodzicom, ale tak było w każdym zawodzie. Tak więc stwierdzenie że wszyscy są źli i niedobrzy z naszego fachu lekarskiego, uważałam za totalną bzdurę, a takich ludzi którzy nie szczepią swoich dzieci czy też nie leczyli ich bo antybiotyk to zło, miałam ochotę zwyczajni udusić! Owszem antybiotyk wywołuje też i pewien dyskomfort, gdyż naturalne bakterie ochronne w naszych organizmach niszczył, ale zawsze to można było uzupełnić specjalnymi dietami czy też innymi probiotykami, które odnawiały utraconą florę bakteryjną. Najgorsze dla mnie było to jak dzieci umierały przez czysta głupotę swoich rodziców, którzy nie szczepili swoich dzieci, bo naczytali się jakiś herezji kłamliwych, a później płacz i obwinianie lekarzy że to niby przez nas ich pociechy umarły, co wcale nie jest prawdą, bo organizm który nie zna jakiegoś szczepu wirusa i nie ma przeciwciał na to, to prawie nigdy się przed tym sam nie obroni! No ale debilom można tłumaczyć, bo i tak „wiedzą” swoje, a później takie sytuacje otwierają im oczy na to jak ważne są szczepienia…
Normalnie masakra! Siedząc sobie właśnie w domu i szykując się do spania, zauważyłam jak bardzo zaczęło mi brakować głosu czy też zaczepliwych szturchnięć ze strony Rafaela, przez co byłam nieco jakby zagubiona czy też skołowana tym co się dzieje obecnie wokół mnie. Starając się jakoś o tym nie myśleć postanowiłam że następnego dnia upiekę jakieś ciasto i właśnie teraz po umyciu się w gorącej kąpieli, siedziałam w łóżku, oparta o dużą poduchę, która dostarczała mi ogromnego komfortu i przeglądałam przeróżne internetowe przepisy. Moją uwagę przykuło dość nietypowe ciasto, gdyż nie trzeba było go w ogóle piec w piekarniku! Było to ciasto krówkowe, a mianowicie najpierw układało się herbatniki maślane, później smarowało się to masą kajmakową, później kolejna warstwa herbatników maślanych, następnie wylewamy na to wcześniej przygotowany budyń śmietankowy albo waniliowy, budyń musiał być już przestudzony, co było bardzo ważne. Później znowu nakładaliśmy herbatniki maślane, następnie braliśmy do miski śmietanę 30%, dodawaliśmy dwie łyżeczki cukru pudru, oraz trzy fiksy. Kiedy śmietana miała być już sztywna, wykładaliśmy to na herbatniki, a gdy już wyłożyliśmy całą masę, można było zetrzeć na tarce nieco czekolady mlecznej czy tam jakiej się chciało bądź też wiórki kokosowe. Na koniec trzeba było włożyć ciasto do lodówki na dwanaście godzin, a następnego dnia można już było je konsumować i cieszyć się tymi pysznościami.
Zadowolona z takiego przepisuj, zdałam sobie sprawę że mam gdzieś wszystkie składniki, gdyż lubiłam sobie czasem z herbatnikami zjeść takiej masy kajmakowej, przez co mianowicie i mi się nieco przytyło, ale co tam! Wiedząc że jutro bym musiała tyle czasu czekać na swoje cudowne ciasto, postanowiłam wstać z wygodnego łóżka, a następnie zaczęłam robić ciasto krówkowe, które wcale nie miało tak mało kalorii i na pewno będę musiała po nim biegać na bieżni przez co najmniej kilka godzin dziennie jeśli będę miała czas.
**************************************************************************
Następnego dnia udało mi się załatwić wszystkie potrzebne formalności płatnicze z bankiem, gdyż musiałam opłacić swoje rachunki za mieszkanie, po czym wziąwszy w pojemniczek dość duży kawałek ciasta, pojechałam do szpitala na nocny dyżur, który miałam pełnić na swoim oddziale kardiochirurgicznym. Zaparkowawszy swoje niebieskie auto, ruszyłam w stronę windy, która następnie zabrała mnie na piętro numer cześć, gdzie następnie skręciłam w prawo, a następnie w kolejne prawo, gdzie używając karty dostępu, weszłam na oddział. Tam z kolei mój kolega przekazał mi karty pacjentów, którymi się zajmował ze wszystkimi danymi na temat ich stanu zdrowia. Wiedząc że muszę przestudiować to wszystko, poszłam do swojego gabinetu, gdzie szybko wystukując specjalny kod dostępu weszłam do środka.
Jeszcze na szybko skoczyłam sprawdzić co u pacjentów po zapoznaniu się z kartami, więc zrobiłam szybki obchód, a następnie znowu zaczęłam się kierować do swojego gabinetu, gdyż to była w końcu noc, a ten czas nie miałam za wiele do roboty… Idąc spokojnie długim korytarzem, nagle poczułam jak ktoś złapał mnie od tyłu następnie poczułam pocałunek w swoje czoło, a w następnej chwili ujrzałam Rafaela który był rozbawiony moją miną. Ucieszyłam się na jego widok, no a jego gesty były naprawdę bardzo miłe! Nie mówiąc już o tym że dał mi czerwoną różę i czekoladki! El romantico mi się trafił pomyślałam zadowolona z takiego obrotu spraw, a następnie wzięłam lekki wdech z nosem przy róży, która doprawdy wspaniale pachniała świeżością.
- Dziękuję za prezenty – powiedziałam zadowolona lekko się przy tym uśmiechając – I owszem będę chciała później iść na spacer z Tobą – dodałam.
- Cieszę się – odparł z szerokim uśmiechem, a następnie zaczęliśmy się kierować do mojego gabinetu.
- Zjesz kawałek ciasta do kawy? - spytałam nadal się uśmiechając i uwierzcie mi że uśmiech nie mógł zejść mi z twarzy! Normalnie czułam się jakbym dostała jakiegoś wiatru w żagle i że mogłam teraz pokonać dosłownie wszystkie przeciwności losu, jeśli takowe by się znalazły na mojej drodze.
- Pewnie – odparł zadowolony, co mogłam zauważyć po jego radosnych oczach i ciepłym uśmiechu.
- W takim razie zapraszam do moich czterech ścian – mówiąc to otworzyłam mu drzwi i wykonałam śmieszny gest ręką, co go rozbawiło.
- Bardzo mi miło te cztery ściany zapoznać – odparł rozbawiony i wszedł do środka, a po nim szybko ja i zamknęłam solidnie drzwi, które czasem lubiły odskakiwać, przez nieco wyrobioną klamkę, lecz ta usterka ponoć niedługo miała zostać naprawiona przez fachowców. Wzięłam dwa niewielkie talerzyki, które wzięłam ze sobą, a następnie ukroiłam dwa solidne kawałki ciasta i położyłam słodkość na każdym talerzyku. W razie czego miałam jeszcze w pojemniczku go sporo, więc dokładki były nawet wliczone. Rafael za ten czas zrobił przepyszną kawę, a następnie razem sobie wygodnie zasiedliśmy do stołu naprzeciwko siebie. Różę ułożyłam natomiast i niewielkim kubku przy ścianie, gdzie nalałam nieco wody by moja piękna róża miała co pić, a następnie otworzyłam czekoladki które kupił mi mężczyzna i położyłam je na środek biurka. Następnie wzięłam jeszcze dwie łyżeczki po czym jedna z nich mu dałam na talerzyk.
- No to smacznego – mówiąc to uśmiechnęłam się ciepło, co zaraz odwzajemnił i zaczęliśmy jeść zrobione przeze mnie ciasto.
- Sama je robiłaś? - spytał spokojnie jedząc pierwszy kawałek ciasta, a następnie po chwili gryzienia i jednego przełknięcia popijając gorącą kawą, która parowała z jego kubka.
- Tak – przyznałam – Robiłam je po raz pierwszy, więc mam nadzieję że niczego nie zepsułam – odparłam spokojnie, biorąc jedna czekoladkę z bombonierki, a następnie popijając moją smakowitą kawą z mlekiem i cukrem.
Matko boska będę musiała chyba nic nie jeść przez tydzień by to wszystko spalić… ale z drugiej strony, to wszystko jest takie cudownie słodkie i dobre! pomyślałam czując jak ta cudowna rozkosz mlecznej czekoladki rozpływa się w moich ustach. Uwielbiałam słodkości od dziecka i nigdy żadne słodycze nie mogły się przede mną ukryć, przez co czasem mama nie miała co dać gościom którzy do nas przychodzili, bądź też osobom którym chciała dać prezent. No a i też swoje wtedy ważyłam, gdyż byłam bardzo pulchniutka w tamtym wieku, a gdy byłam u babci to łojej! Jak piekłyśmy zawsze ciasta, to zawsze uwielbiałam wyjadać z makutry surowe ciasto z cukrem, to była dopiero słodycz!
Co prawda później bolał mnie strasznie brzuch, bo jedzenie surowego ciasta miało swoje konsekwencje, ale i tak zawsze było warto jeść te pyszności! A jakie było dobre wyjadanie z ciasta przepysznej kruszonki, która znajdowała się na samej gorze ciasta… Pyszności! Pamiętam jak babcia się z tego śmiała, bo ciasto zawsze wyglądało jak powierzchnia księżyca bez tej kruszonki, ale co ja miałam poradzić a to było aż takie dobre? Byłam tylko dzieckiem i uwielbiałam słodycze, co zostało mi po dziś dzień. Dzięki babci bardzo dużo się nauczyłam o pieczeniu przeróżnych ciast, a od mamy nauczyłam się robić różne wspaniałe potrawy, co bardzo się przydawało, zwłaszcza do robienia jakże przepysznego lecza z kawałkami najlepszej na świecie kiełbasy własnej roboty! Z rozmyśleń wyrwał mnie głoś Rafaela, który nabrał więcej powietrza by coś powiedzieć, a w tej samej chwili ktoś zapukał do drzwi czym bardzo się zdziwiłam, gdyż zazwyczaj o tej porze mało kto przychodził dowiedzieć się czegoś o stanie zdrowia swoich najbliższych.


Rafael? ;3 jak tam smakuje ciasto? Xdd Bardzo podobają jej się prezenty :3

+10PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz