Równo o dwudziestej trzydzieści wszedłem z prezentami i jebanymi kwiatami do Katfrin. Oczywiście wziąłem kilka swoich psów, żeby te pobawiły się trochę z psami mojej siostry. Wypuściłem je już wcześniej na podwórko gdzie oczywiście owczarki już biegały.
- Bellami! Kiedy ja ostatnio cię widziałam - powiedziała ciotka Fiona. Tak. No tak będzie z pół roku kochana cioteczko.
- Za długo - rzekłem bardzo przekonująco ze sztucznym uśmiechem wręczając jej jeden z bukietów.
- Oh jaki z ciebie dżentelmen - odpowiedziała i wzięła ode mnie kwiaty. Jeszcze rozdać resztę. usłyszeć od tych ciotek jaki to ja nie jestem kochany i wreszcie będzie można usiąść trochę zjeść i jechać do domu.
- Dzień dobry - powiedziałem wchodząc do salonu, a dzieci, które bardzo lubiłem od razu do mnie przybiegły. Wręczyłem im prezenty, a te bardzo dziękowały i przytulały mnie by następnie od razu wyjąć to co dostały i zacząć się chwalić co dostały rodzicom. Uśmiechnąłem się lekko widząc to jak łatwo można dać dziecku radochę. Zacząłem podchodzić do ciotek, którym wręczałem kwiaty.
- Z jakiej to okazji Bell? - zapytała jedna z ciotek.
- Dla pięknych kobiet i tak cudownych dzieci można wręczać codziennie takie drobiazgi - odpowiedziałem z uśmiechem.
~~~~**~~~~
Zostałem do końca by pomóc razem z Hanem Kat posprzątać wszystko.
- Dziękuje, że wreszcie nie musiałam się na ciebie wkurwiać i po ciebie jeździć - powiedziała do mnie dziewczyna.
- Zmieniam się - rzekłem, a ona i Han wybuchli śmiechem.
- Bez przesady - powiedziała wsadzając brudny talerzyk do zmywarki.
- Dziękuje za wiarę - rzekłem, ale także się uśmiechnąłem. Cała nasza trójka wiedziała, że są małe szanse bym się zmienił.
- Chociaż próbuje - powiedziałem, a Katfrin skinęła jedynie głową na znak, że mi wierzy.
~~~~**~~~~~
Wstałem o ósmej wiedząc, że dziś mogłem pospać ponieważ w sobotę studio było otwierane dopiero o dziesiątej. Westchnąłem przecierając swoje powieki dłońmi by choć trochę się obudzić. Potrzebna mi mocna kawa. Poszedłem spać dopiero o czwartej rano ponieważ dopiero o trzeciej mogłem na spokojnie wrócić do domu. Wstałem z łóżka i poszedłem od razu do łazienki by tam wziąć prysznic no i poranną toaletę. Kiedy wykonałem czynności wszedłem do sypialni i chwyciłem za telefon. Wybrałem numer do chłopaka i schodząc po schodach czekałem, aż ten odbierze. Jeden sygnał i sześć pokonanych schodów. Po drugim sygnale byłem już w drodze do kuchni, trzeci sygnał i znalazłem się już przy czajniki, który od razu wstawiłem.
- Halo? - usłyszałem zaspany głos chłopaka. Dziwne zaraz będzie dziewiąta, a ten dalej śpi? No cóż nie wnikam w to.
- Thomas? To ja, Bellami - powiedziałem, a chłopak odpowiedział mi mruknięciem.
- Chciałbym dziś wysłuchać waszego pomysłu chyba, że już coś zrobiliście... wtedy chciałbym posłuchać muzyki. Ale zależy to tylko od was - rzekłem - o której mógłbym przyjechać? - dodałem. Kiedy czekałem prawie minutę zdałem sobie sprawę, że chłopak mnie nie słyszy.
- Thomas! - krzyknąłem do telefonu, usłyszałam, że coś upadło na ziemię, a chwilę potem dźwięk tłuczonego szkła.
- Kur... - zaczął - Słucham, co mówiłeś? - spytał, a ja wywróciłem oczami.
- Wypij kawę. O której mam przyjechać? W grę wchodzi tylko i wyłącznie wieczór - rzekłem, a wtedy właśnie zagotowała mi się woda.
Thomas? Wybacz ale ja weny nie mam
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz