here we go again, wątek nadal toczy się latem
Powstrzymywałam się od westchnienia z ulgi. Tak. To było nieoczekiwane, wręcz zaskakujące, ale kojące. Trochę śmiesznie gestykulowała, ale w tym przypadku bardziej skupiłam się na jej słowach. Co prawda oznaczało to, że dostanę jedną statuetkę mniej. Zawsze mogę się o nią upomnieć… później. Kiedyś tam. Przez chwilę nic nie mówiłam, ale zaraz moja twarz lekko się rozpromieniła i nie wyglądała już tak smętnie. Bo naprawdę ktoś mógłby mnie z powodzeniem porównać do pani po sześćdziesiątce, która jest jeszcze całkiem sprawna, ale mimo wszystko okropnie narzeka na życie.
Nie wiem, jaki powinien być tego efekt, ale Althea postawiła sobie przy swoim imieniu, na liście znajomych w mojej głowie, ogromnego plusa. Nie wywierała na mnie takiej presji, jak to potrafiła Irma. Ona właściwie nie miała żadnych zahamowań. Czasami wydawało mi się, że muszę żyć w jakiejś alternatywnej rzeczywistości, przez którą nie rozumiem priorytetów Sivan. A tak naprawdę jestem sobą i tyle. Nic więcej.
— Mam taką nadzieję — odpowiedziałam cichutko, choć dziewczyna już się odwróciła i zmierzała w swoją stronę. Ale czy wiedziała jak wrócić?... Nie, nie powinnam się martwić. Z pewnością sobie poradzi.
Los jak zwykle wybrał za mnie.
Orchidea. Głupie dziecko. Było właściwie o krok od przerobienia siebie na mięso. KOT-SAMOBÓJCA. Moja mała dziewczynka… Na szczęście ona ją uratowała. Ciężarówka pewnie nawet nie przejęłaby się zwierzakiem, który wylądowałby pod jej kołami. No, pojazd rzeczywiście miał takie prawo, ale kierowcy nie. Pojechali dalej, a mogę się założyć, że wcześniej widzieli kotkę zbliżającą się do jezdni. Delikatnie się skrzywiłam, gdy zobaczyłam swoją kotkę w rękach Althei. I to wcale nie z zazdrości, tylko ze współczucia. Bo gdy już do nich dobiegłam, stało się tak, jak się tego spodziewałam – kotka, delikatnie mówiąc, zostawiła ślady swoich pazurków na jej skórze i pobiegła w stronę domu.
— Taak… moja — chrząknęłam, mimowolnie przyglądając się zadrapaniom. — Może dobrze będzie to zdezynfekować? Przynajmniej tyle mogę dla ciebie zrobić. Kto wie, gdzie latała przez te ostatnie kilka dni… Lubi zaglądać tu i tam.
Orchidea nie zażywała kąpieli po każdej ucieczce, bo po pierwsze było ich zbyt dużo, a pod drugie nie dałaby się włożyć do zlewu czy pod prysznic. Wtedy również potrzebna byłaby dezynfekcja, ale skóry mojej lub Irmy.
A ja tylko spoglądałam ze skruchą na Altheę. Uratowała mi mojego bubusia i na tym ucierpiała.
[Althya?]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz