Strony

2 gru 2018

Od Charlesa cd. Isabelle

Wybrałem tego skurczybyka Demona, ponieważ wydawał się naprawdę świetnym koniem. Ale kto by pomyślał, że ten kary ogier się spłoszy? I to przez małego zająca, który wyskoczył z krzaków i przebiegł tuż przed nami. Stanął dęba, obrócił się na zadzie i wbiegł pomiędzy drzewa. Nie zastanawiał się nad tym, że na jego grzbiecie siedzi moja skromna osoba. Pff, zając taki straszny, zaraz by go zjadł. Przytuliłem się szyi konia i uważałem, żeby nie zahaczyć o jakąś gałąź. Nie pomyślałem jednak, że mogę też oberwać w inny sposób. Demon przebiegł bardzo blisko pnia wielkiej sosny, zahaczyłem o korę ramieniem i na chwilę straciłem kontakt z siodłem. Zawisłem na jednej stopie, która utknęła w strzemieniu. Całe szczęście, że jestem kaskaderem. Podźwignąłem się przy pomocy siły mięśni brzucha i chwyciłem przedniego łęku siodła. Podciągnąłem się i usadowiłem w siodle. Teraz muszę ogarnąć konia, bo nadal biegł jak głupi galopem.
-Spokojnie. - Powiedziałem jak najlżejszym tonem, mimo, że całe to wydarzenie wcale nie powodowało, że czułem się jak pieprzony tybetański mnich. Równocześnie zaciągnąłem wodze ku sobie i zamknąłem łydki. Ogier przeszedł w szybki kłus. Zawróciłem go w stronę leśnej ścieżki i powoli wyczuwając, że znika napięcie, zwolniłem go do stępu. Wyjechaliśmy na ubitą dróżkę i zaczerpnąłem głębszych wdech. Poruszyłem powoli wszystkimi częściami ciała, żeby sprawdzić, czy nie mam czegoś uszkodzonego. Poczułem drażniący ból prawej kostki, tej której stopa utknęła mi w strzemieniu. Przeżyję. Przyspieszyłem na powrót Demona do galopu i spróbowałem dogonić Isabelle. Dostrzegłem ją i jej klacz, jak powolnym krokiem przemierzają leśną ścieżkę. Dziewczyna rozglądała się na wszystkie strony. Chyba mnie szuka. Zwolniłem do stępa i podjechałem do nich.
-Coś się stało? - Spojrzała na mnie z wyrazem pewnej troski.
-A wyglądam jakby coś się stało? - Zapytałem unosząc brwi ku górze.
-Jesteś taki trochę roztrzepany i masz liście we włosach. - Uśmiechnęła się.
-Aaa, no patrz. - Zacząłem wyjmować ślady mojej przygody z rozwianych loków. - Demon mi się trochę spłoszył przez zajączka i wpadliśmy między drzewa.
-Nie wygląda na takiego co łatwo wpada w popłoch... - Isabelle spojrzała sceptycznie na karego.
-Widać ma delikatną psychikę. - Parsknąłem. - No, ale najważniejsze, że nikomu nic się nie stało.
-Na pewno? - Rzuciła mi jeszcze jedno znaczące spojrzenie.
-Jasne. - Machnąłem ręką. - Znasz tutejsze okolice?
-Nie za bardzo, ale wiem, że niedaleko znajduje się jezioro wokół, którego jest całkiem przyjemna, konna ścieżka. - Uśmiechnęła się do mnie szeroko.
-Zatem prowadź. - Wskazałem gestem ręki, by wjechała przede mnie.
-Przyspieszymy trochę? Czy znowu wypadniesz z gry? - Posłała mi prowokujące spojrzenie.
-Pff... Demon, kobieta się z nas śmieje! - Prychnąłem. - Jeszcze się pytasz?
Przyspieszyliśmy ponownie do galopu. Wyjechaliśmy na łąkę. Konie zaczęły rżeć radośnie, gdy poczuły powiew ciepłego wiatru.  Tym razem Demon nie dał się tak łatwo zostawić w tyle i jechaliśmy równolegle. Kiedy znowu wpadliśmy w las, zwolniliśmy kroku. Mimowolnie skrzywiłem się, gdyż kostka cały czas dawała o sobie znać. Isabelle na szczęście nie dostrzegła tego.
-Jesteśmy już blisko. - Wskazała dłonią przebijające przez szpaler drzew promienie.
-Będziemy pławić konie? - Uśmiechnąłem się do niej.
-Hmm... Jest trochę za zimno. Nie możemy pozwolić, żeby nasze wierzchowce się przeziębiły, prawda? - Zerknęła na mnie spod ściągniętych brwi.
-Racja. - Przytaknąłem. - Tak się rozgrzałem tą jazdą, że zapomniałem o zimnie.
-To chyba dobrze. - Zaśmiała się wesoło. Spokojnym stępem wstąpiliśmy na ścieżkę, która prowadziła wzdłuż brzegu rozległego jeziora. W tafli wody odbijały się refleksy promieni słonecznych. Wziąłem głęboki oddech.
-Jak tu pięknie. - Skwitowałem.
-Zgadzam się z tobą. - Dziewczyna przymknęła powieki i pozwoliła by ciepłe promienie słoneczne muskały jej twarz. Ta przejażdżka byłaby całkowitą sielanką, gdyby nie nawracający ból kostki. Czułem ciepło, które rozlewało się po mojej nodze i promieniujące wraz nim nieprzyjemne uczucie. Postanowiliśmy pogalopować przez chwilę brzegiem jeziora, po czym zawróciliśmy konie w drogę powrotną.
-Czyli to już czas wracać? - Zerknąłem uśmiechnięty na brązowowłosą.
-Moglibyśmy jeszcze pojeździć, ale dalej nie znam terenu, a nie chciałabym się zgubić. - Poprawiła się w siodle.
-Chyba też mi wystarczy na dzisiaj przygód. - Westchnąłem.
-Ale przecież nic się nie działo. - Dziewczyna parsknęła lekko.
-Noo... tak. - Machnąłem ręką, kręcąc głową. - Tylko takie tam malutkie spłoszenie.
-Myślę, że w swoim życiu miałeś większe przygody. - Stwierdziła.
-Oczywiście. - Prychnąłem. Ale z tamtych przygód nie miałem pamiątki w postaci skręconej kostki. No dobra może czasami coś tam było.Wróciliśmy spokojnie do stadniny. W międzyczasie jeszcze parę razy galopowaliśmy przez las, więc gdy przyszło zsiadać z konia zastanawiałem się jak tego dokonać. Wyjąłem ostrożnie prawą stopę ze strzemienia i to samo zrobiłem z lewą. Gdy zeskoczyłem powoli na ziemię, moją kostkę przeszył ostry ból. Cholera! Zagryzłem jednak wargi i nie wydałem żadnego dźwięki. Isabelle była zajęta rozsiodłaniem swojej klaczy, więc nie mogła dostrzec mojej wykrzywionej miny. Zacząłem zdejmować siodło i ogłowie Demona. Szło mi to całkiem sprawnie.
-Dzięki za miłą przejażdżkę. - Usłyszałem dźwięczny głos kobiety.
-To ja powinienem podziękować za pokazanie takich ładnych okolic. - Uśmiechnąłem się. - Mam nadzieję, że będziemy mieli jeszcze kiedyś okazję, żeby razem się przejechać.
-Zobaczymy. - Odparła tajemniczo, ale dostrzegłem delikatny uśmiech na jej pełnych ustach. Odprowadziliśmy konie na padok. Szczęśliwe podbiegły do reszty stada i zaczęły skubać trawę.
-Hmm... Chyba będę się zbierać. - Przeczesałem loki palcami. - Ty już też skończyłaś pracę, prawda?
-Tak. Jestem padnięta, ale zadowolona. - Rzuciła mi radosne spojrzenie swoich zielonych oczu. A może niebieskich? - Ta wyprawa do lasu odstresowała mnie i jestem teraz zmęczona w taki przyjemny, fizyczny sposób, jak po dobrym treningu.
-Najlepszy rodzaj zmęczenia. - Przytaknąłem. Ruszyliśmy w kierunku podjazdu, na którym stały nasze pojazdy. Mimo, że bardzo się starałem, moje ciało samo chciało odciążyć skręconą kostkę. Poczułem badawcze spojrzenie Isabelle na sobie.
-Charles... Czy boli cię noga? - Zmarszczyła brwi.
-Co? Mnie? Noga? - Parsknąłem. - Niby dlaczego tak twierdzisz? - W tym momencie źle stanąłem i aż syknąłem z bólu.
-Coś się stało jak spłoszył ci się Demon, prawda? - Dziewczyna była widocznie zła.
-No może trochę. - Burknąłem, jak dzieciak, którego mama przyłapała na zrobieniu jakiegoś psikusa.
-Powiedz prawdę. - Stanęła przede mną i założyła ręce na klatce piersiowej.
- Zahaczyłem o drzewo i prawie spadłem, ale zaklinowała mi się stopa w strzemieniu i musiałem skręcić kostkę, ale się podniosłem i wsiadłem z powrotem w siodło. - Uśmiechnąłem się na koniec.
-Tutaj nie ma z czego się cieszyć. - Westchnęła ciężko. - Wiesz, że mogłeś sobie bardziej ją uszkodzić podczas dalszej jazdy?
-Niee no, co ty...- Machnąłem ręką. - To tylko skręcona kostka.
-Skoro tak to jedziesz ze mną do szpitala, żeby to prześwietlić i się upewnić. - Wzięła mnie za ramię i zaczęła delikatnie ciągnąć w stronę swojego samochodu.
-Spokojnie, pójdę do lekarza jutro. - Odparłem lekko spanikowany upartością dziewczyny. Zmierzyła mnie surowym wzrokiem.
-Na pewno?
-Tak, przysięgam. - Skinąłem głową.
-Ale i tak nie wrócisz na motorze do domu z taką kostką. Odwiozę cię do domu. - Otworzyła swój samochód i wskazała miejsce pasażera.
-Na to mogę się zgodzić. - Odetchnąłem. Mimo wszystko miałem jakieś dziwne przeczucie, że wcale nie zostanę tak szybko zawieziony do swojego studio.
[Isabelle? ^^]

+10PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz