20 gru 2018

Od Damiena do Rose

Do: Katie
Widzimy się dziś? :* Poszedłbym na łyżwy.

Wysłałem wiadomość i podniosłem się z łóżka. Sobota, godzina dwunasta w południe. Idealny początek dnia, nie ma to jak się wyspać po ciężkim tygodniu nicnierobienia. Zanim doczekałem się odpowiedzi od dziewczyny, zdążyłem zjeść śniadanie, umyć się i pokłócić z bratem. Kate ostatnio strasznie ociągała się z odpisywaniem mi na sms'y.

Od: Katie
Przyjdź po mnie o 15.

Nie miałem ochoty siedzieć jeszcze dwóch godzin w domu, dlatego poszedłem już wcześniej, nie było dziś zbyt zimno, nie padało, a na ziemi zalegało jeszcze trochę śniegu. Z rękami w kieszeniach mojej czarnej kurtki skierowałem się w stronę parku. Przyglądałem się rozwieszonym między latarniami i drzewami światełkom, minąłem wielką, kolorową choinkę rozłożoną w centralnej części, a potem podszedłem ku budce, w której sprzedawano bilety na ślizgawkę. Kupiłem dwa, dla mnie i Katie, w międzyczasie spotkałem kilku znajomych z klasy, gdy skończyłem z nimi rozmawiać, było już przed piętnastą, czyli idealna pora, by wyjść po dziewczynę.
Stanąłem pod drzwiami jej dużego domu, położonego nieopodal parku i zapukałem. Przez dłuższą chwilę nikt nie otwierał, aż w końcu pojawiła się pani Bratford. Przywitałem się, a ona zawołała Kate, dziewczyna powiedziała mi krótkie "hej", mając przy tym bardzo nietęgą minę, co sprawiło, że w mojej głowie zaświeciła się czerwona lampka. Gdy opuściliśmy już jej posiadłość, i szliśmy obok siebie w milczeniu śliskim chodnikiem, poczułem się naprawdę niepewnie.
- Coś się stało, skarbie? - spytałem, wyciągając ku niej dłoń. Obstawiałem, że jej rodzice znowu się pokłócili. Dziewczyna nie złapała mojej ręki, co sprawiło, że zmarszczyłem brwi i zatrzymałem się.
- Musimy porozmawiać - wydusiła z siebie zdławionym tonem. Serce zabiło mi mocniej.
- Chodź, usiądziemy, opowiesz mi - odparłem, siląc się na spokojny ton. Weszliśmy z ulicy, na parkowe alejki, cały czas w nerwowej, niezręcznej ciszy, coś nie grało i to bardzo. Znaleźliśmy niezajętą ławkę w nieco bardziej odludnym miejscu i zajęliśmy miejsca, spojrzałem poważnie w błękitne oczy Katie, a ona poprawiła blond lok i odwróciła wzrok. Pogładziłem ją po policzku i uśmiechnąłem się lekko.
- Kochanie, co jest? Tylko mi nie mów, że będziemy mieli...
- Damien - przerwała mi, strąciła moją dłoń ze swojej twarzy i westchnęła głośno. Nie parzyła na mnie, niespokojnie zacząłem wyłamywać sobie palce, dziwiło mnie jej zachowanie. - To już trochę trwa, prawda? - zaczęła.
- Ale co trwa? - spytałem ze zdziwieniem.
- My - wydukała. - Nasz związek - dodała po chwili przerwy.
- No tak, prawie trzy lata. Mam ci się już oświadczyć, czy co? - zerwałem z siebie czapkę i zmierzwiłem włosy, nie miałem co zrobić z rękami, więc zacząłem w nich miętolić pompon mojego nakrycia głowy.
- Po prostu... To długo trwa, za długo dla mnie. Jesteśmy za młodzi, ja po prostu... Chciałabym spróbować czegoś nowego, jestem po prostu już znudzona - powiedziała na wydechu, jakby trzymała w sobie te słowa od dłuższego czasu. Otworzyłem szeroko oczy, patrząc na nią z niedowierzaniem.
- Co? - jedynie tyle zdołałem z siebie wydobyć.
- Przepraszam cię, jesteś naprawdę bardzo fajnym chłopakiem, z resztą przecież dobrze o tym wiesz - zaczęła gorączkowo się tłumaczyć, ale nie słuchałem jej. Cholera jasna, co jej mogło nie odpowiadać? Od trzech lat przekładałem ją niemalże ponad wszystko, potrafiłem zmienić wszystkie plany, tylko ze względu na nią, wymyślałem wszystko, co tylko się dało, byśmy spędzali ze sobą jak najwięcej dobrych chwil, robiłem z siebie kretyna, tylko po to by się choć trochę uśmiechnęła. A ona jest po prostu... Znudzona?
- Damien... - powiedziała głośniej, wyrywając mnie z natłoku myśli. Popatrzyłem na jej dość zasmuconą twarz, oczy jednak miała przepełnione ulgą. Teraz wszystko poskładało mi się w całość, dlaczego była ostatnimi czasy taka markotna, dlaczego nie chciała ze mną pisać, dlaczego tak tłumaczyła swój brak czasu natłokiem nauki.
Pochyliłem się i wbiłem wzrok gdzieś w ziemię.
- Nie możemy tego naprawić? Ja się zmienię - spytałem cicho, lecz bez cienia nadziei. Katie nie rzucałaby takich słów na wiatr.
- Damien, nie w tobie jest problem - odmruknęła. Wziąłem głęboki oddech i starając się powstrzymać łzy, spojrzałem jej prosto w oczy.
- Ale ja cię kocham, Katie, ten cały wspólny czas, to wszystko, tak po prostu to przekreślisz? - dalej nie dowierzałem, tak bardzo chciałem, by po prostu powiedziała, że to wszystko to tylko głupi żart.
- Dziękuję ci, to były wspaniałe lata, naprawdę - wyszeptała i podniosła się. - Mam nadzieję, że następna szczęściara doceni to bardziej, niż ja - pokręciła głową. Jej słowa brzmiały dla mnie tak pusto, dziwnie, nigdy nawet nie brałem pod uwagi opcji, że ona kiedyś po prostu ze mną zerwie. Była już tak długo, świat po prostu byłby innym miejscem, gdyby jej nie było.
Poprawka, świat będzie teraz innym miejscem, bo jej już nie będzie.
- Mogę cię pocałować ostatni raz? - spytałem, stając przed nią. Zaprzeczyła ruchem głowy.
- Im wcześniej zapomnimy, tym lepiej - odparła. - Trzymaj się - dodała, delikatnie dotykając lekko mojego ramienia, a potem wyminęła mnie i pozostawiła samego na brukowej alejce parkowej, teraz pokrytej szarą śniegową breją. Usiadłem z powrotem na ławeczce i wyciągnąłem dwa bilety, popatrzyłem na nie tępo i pociągnąłem mocno nosem, takiego obrotu spraw nie spodziewałbym się chyba w najgorszym koszmarze.
Trwałem w bezruchu przez dobrą chwilę, nie wiedziałem co mam ze sobą zrobić, dokąd pójść, czym się teraz zająć, było mi tak źle, pusto, jakby ktoś mi wyrwał coś ze środka.
Wstałem, w jakimś zamyśleniu, letargu, nawet nie zauważyłem, kiedy znalazłem się pod tym cholernym lodowiskiem, przyjrzałem się jeżdżącym ludziom, niektórzy wywracali się co chwila, inni krążyli powoli wokół, inni na środku wyczyniali jakieś piruety. Wszyscy roześmiani, rozgadani z towarzyszami. Nie mając innego pomysłu po prostu wypożyczyłem te cholerne łyżwy i wyszedłem na lód. W ogóle nie zwracałem uwagi na cokolwiek wokół mnie, po prostu snułem przemyślenia i wspominałem wszystkie momenty, które mogły doprowadzić Katie do takiej decyzji. Minuty mijały szybko, a ja sunąłem tyłem po lodowisku, nieszczególnie przyglądając się, czy nikogo za mną nie ma. I to był mój spory błąd, bo idealnie na moim torze ruchu pojawiła się jakaś dziewczyna, która niezbyt radziła sobie z równowagą, stojąc na dwóch cienkich, metalowych płozach. Zachwiała się i upadła na kolana, a ja nie chcąc się z nią zderzyć, musiałem wyhamować i gwałtownie skręcić, jednak zahaczyłem o jej łyżwy i w efekcie przywaliłem nieco w boczną bandę, która otaczała lód. Rozmasowałem obolałe od uderzenia żebra i podjechałem do dziewczyny, by sprawdzić, czy nie stała się jej przypadkiem jakaś krzywda.
- Wszystko okej? - pochyliłem się i wyciągnąłem ku niej dłoń. Dziewczyna pokręciła przecząco głową, na znak, że nic się jej nie stało, była wyraźnie zawstydzona. - To moja wina, przepraszam, powinienem bardziej uważać - westchnąłem, a ona potarła kolano i tylko popatrzyła na mnie przeciągle. - Tak w ogóle, wyprostuj bardziej nogi i plecy, łatwiej ci będzie utrzymać się w pionie - dodałem po chwili. Nie odpowiedziała mi, zacisnęła mocniej usta i skinęła lekko głową, po czym odjechała, wyglądając na dość zdenerwowaną.
Mój czas na lodowisku właśnie się kończył, dlatego nie zastanawiając się dłużej, zwróciłem łyżwy i nie mając co ze sobą zrobić, wróciłem po prostu do domu, gdzie zamknąłem się w pokoju i przez resztę weekendu nie odzywałem się do nikogo, wychodząc tylko czasem do łazienki, bo nawet jeść mi się zbytnio nie chciało. Pytania, dociekania reszty rodziny były cholernie męczące, zmieniło się to dopiero w poniedziałek, gdy zmusiłem się do pójścia do szkoły, która akurat tego dnia niemal huczała od plotek. Moje liceum ma to do siebie, że nie chodzi tam akurat zbyt wiele osób, dlatego prawie wszyscy się znają, oczywiście jednym z głównych tematów było moje, i Katie rozstanie, bo wszyscy sądzili, że kiedyś się pobierzemy i będziemy mieli ósemkę dzieci i psa.
Jednak zaraz po drugiej lekcji, gdy siedziałem i robiłem zadanie z matmy, pojawiła się obok mnie moja przyjaciółka, Jade, również niosąc nową wieść, która na całe szczęście, nie dotyczyła mnie, ani Kate.
- Słyszałeś, że do naszej szkoły chodzi jakaś głuchoniema? - przerwała mi, głośno rozsiadając się tuż obok na ławce.
- Jakby była głuchoniema, to by musiała iść do specjalnej - odmruknąłem, nie odrywając wzroku od zeszytu.
- Gossie tak mówiła, że do jej klasy - dodała.
- Najlepsze źródło informacji - odparłem ironicznie, faktycznie, Gossie wiedziała wszystko o wszystkich, ale miała to do siebie, że mówiąc, przekręcała wszystko, tworząc tym samym jakieś idiotyczne plotki i niedomówienia. Jade trzepnęła mnie w daszek od czapki, tak, że opadła mi ona prosto na oczy, zdenerwowałem się i strąciłem jej rękę.
- Nie sądziłam, że umiesz taki być, normalnie byś dopytywał o co chodzi - zauważyła Jade.
- Chuj mnie to obchodzi, szczerze mówiąc - dokończyłem pisać ostatnie równanie i wrzuciłem zeszyt do plecaka. Jade westchnęła, a dzwonek zadzwonił na lekcję.
- Przykro mi, że Katie tak cię potraktowała, jednak nic ci nie da wyżywanie się po mnie.
Najgorsze jest to, że faktycznie miała rację, ale byłem cholernie rozdrażniony obecnością wszystkich tych odzywających się do mnie ludzi, po prostu chciałem odrobiny ciszy i spokoju. Nie uzyskałem tego jednak nawet po powrocie do domu, bo od razu dopadła mnie Laura. Z obrażoną miną i rękami skrzyżowanymi na piersi. Popatrzyłem na nią zmęczonym wzrokiem i czekałem, aż urządzi mi swoją cichą awanturę.
- Obiecałeś mi, że pójdziemy wczoraj na plac zabaw, zrobić bałwana, a nawet nie zwracałeś na mnie uwagi - wymigała.
- Nie miałem na to siły, dziś też, może jutro, dobra? - odpowiedziałem jej i potargałem jej brązowe loki. Tupnęła nogą.
- Nie.
- Laura - zmarszczyłem brwi, natomiast w jej oczach pojawiły się proszące łzy. Westchnąłem głośno i uległem siostrze. - Idź się ubierz, odłożę tylko rzeczy i z tobą pójdę.
Dziewczynka rozpromieniła się i rzuciła się biegiem w stronę kurtek, a ja mówiąc "papa" mojemu zamiarowi zrobienia sobie długiej drzemki, poszedłem za nią.
Ze względu na opady w parku znalazło się o wiele więcej śniegu niż w sobotę, na co Laura niezmiernie się ucieszyła. Znajdowało się tam zaledwie parę osób, więc mieliśmy sporo miejsca tylko dla siebie. Zamiast bałwana, pomogłem siostrze zrobić małe igloo, a potem, jako złośliwy, okropny, starszy brat wykąpałem ją w tym śniegu, z nadzieją, że to nakłoni ją do szybszego powrotu do domu. No, ale niestety nadzieja jest matką głupich, bo Laura postanowiła się zemścić i jakimś cudem nasypała mi pod bluzę śniegu, a sama nie wyglądała na ani odrobinę przemarzniętą. Przed szesnastą, gdy robiło się już ciemno, Lau stwierdziła łaskawie, że możemy już iść, ale pod jednym warunkiem. Oczywiście warunek, to było odpowiedzenie na jej pytania.
- Czemu jesteś taki smutny? - spytała mnie, całkiem poważnie.
- Czasami tak po prostu jest - wzruszyłem ramionami.
- Chodzi o Katie?
- Nie.
- Zdjąłeś wasze zdjęcie z biurka - cholera, mała była naprawdę bystra i spostrzegawcza.
- Dlaczego mi szperałaś w pokoju? - spytałem wymijająco.
- Zerwaliście? - przytaknąłem na jej pytanie.
- I dobrze, była trochę głupia - odparła prosto, a ja wybuchnąłem śmiechem. Laura nie przepadała za Katie, bo tamta raz nie zrozumiała jakichś zasad jej gry. Później zawsze, gdy Kate u mnie była, Laura przychodziła, uśmiechała się szeroko do dziewczyny, migała do niej jakieś głupie odzywki, których Katie nie rozumiała, a ja tak, i potem musiałem na poczekaniu wymyślać, co niby Lau do niej powiedziała.
- Nie mów tak o niej - uśmiechnąłem się blado. - Katie nigdy nie wyraziła się o tobie źle.
- A spróbowałaby - dziewczynka podniosła się, kończąc tym samym wypytywanie mnie.
Zaczęliśmy powoli wracać do domu, a  ja byłem zdecydowanie w lepszym humorze, Laura zawsze potrafiła mi go poprawić, niezależnie od wszystkiego.

Rose? 8) tylko uważaj na błędy i przecinki, bo nie damy ci żyć z Lou hehe

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz