Dupek. Po prostu dupek.
Dawno nie czułam takiej irytacji na samą myśl o jakiejś osobie, a na tę chwilę po prostu nie potrafię przywołać imienia Juliena bez dopasowywania do niego odruchowo kilku wyjątkowo złośliwych epitetów. Niemniej nie mogę nie przyznać mu czasami racji, bo chociaż był osobą potrafiącą z piekielną wprawą grać na czyichś nerwach - z moimi wychodziło mu to wyjątkowo łatwo - nie potrafiłam mu odmówić rozsądku. A przynajmniej w ostatniej sprawie. Kiedy już ochłonęłam z części emocji, w myślach zaczęłam piętnować samą siebie za ten otwarty przejaw emocji. Była to ostatnia rzecz, jaką powinnam wtedy uczynić, ale kiedy moje oczy napotkały to pewne siebie spojrzenie chłopaka i zauważyły złośliwy uśmieszek po prostu we mnie zawrzało. Jakim prawem ten... ten dzieciak rości sobie prawo do oceniania mnie i mojej rodziny. Nie miał zielonego pojęcia na temat całej sprawy. Wszystkie jego informacje pochodziły ze stron najpospolitszych pismaków żerujących na ludziach i czekając tylko na moment, by uderzyć. By wybić się na czyimś błędzie.
Potrząsam głową, by pozbyć się natrętnych myśli i próbuję skupić ja na czymś innym. Na czymkolwiek. Koniec końców, niczym stereotypowy młody człowiek dzisiejszych czasów kończę ze smartfonem w dłoni. Z nudów zaczynam przeglądać najnowsze wiadomości, o których informujące powiadomienia wyskakują mi za każdym razem, kiedy pojawi się coś z kręgu moich zainteresowań. Dlatego też zaczynam czytać artykuł o nowej sztuce, której premierę zapowiedział miejski teatr. Sztuce, do której dwukrotnie próbowałam się załapać - raz jako aktorka, drugi raz już jako pomoc, żeby zdobyć więcej doświadczenia. Jednak zdobywający popularność młody reżyser ściągnął tylu ludzi, że brakło dla mnie miejsca. Kolejne rozczarowanie w tej strefie mojego życia w ciągu tak krótkiego czasu.
Zdecydowanie nie mam zamiaru wspominać o tym ojcu. A przynajmniej nie teraz, kiedy muszę się wytłumaczyć z zajścia ze szkoły. Mogłabym się założyć o cokolwiek, że już o wszystkim wie i tylko czeka aż przekroczę próg domu, by wziąć mnie na rozmowę. Ray był zdecydowanie najlepszym człowiekiem jakiego dane mi było poznać, ale sprawy biznesowe traktuje nadzwyczaj poważnie i nie obchodzi go czy błąd został popełniony przez zwykłego pracownika, czy członka jego rodziny. Obydwoje mają przechlapane.
Nie mam pojęcia ile dane mi było czekać na Juliena, ale przez cały ten czas - chociaż sama jestem tym ogromnie zaskoczona - nie ruszyłam się z miejsca. Po prostu stałam oparta plecami o ścianę z podkurczonym kolanem w taki sposób, że but dotykał ciemnozielonej tapety pokrywającej beton. Pewnie zostawiłam na niej ziemistych kilka śladów, kiedy z nudów wybijałam stopą jeden z łatwiejszych rytmów, które nauczyciele pokazują aplikującym do szkoły muzycznej uczniom. Dwa wolne, dwa szybkie. I tak w kółko.
Kiedy w końcu znajoma postać wychodzi, a właściwie praktycznie wybiega - idzie tak żwawym krokiem, że przez chwilę zastanawiam się czy po prostu mnie nie wyminie i nie pójdzie dalej - od razu wyrównuję z nim krok. W napiętej atmosferze opuszczamy budynek, a kiedy znajdujemy się na otwartej przestrzeni, zirytowana jego milczeniem i brakiem choćby najbardziej okrojonego wytłumaczenia całej tej sytuacji chwytam go za ramię, zmuszając do zatrzymania. Julien spogląda na mnie z wyraźną irytacją, kiedy to robię, ale spomiędzy jego ust nie wydobywa się żadne słowo.
Prycham niczym rozjuszona kotka.
- Nic? Naprawdę nic? Choćby nawet, no nie wiem, zobaczyłeś starą przyjaciółkę i chciałeś się mnie pozbyć, żeby nie wyszło dwuznacznie?
Uśmiechnął się krzywo, jakby moja wypowiedź go rozbawiła. Nie w tym pozytywnym znaczeniu, bardziej w złośliwy sposób.
- Myślisz, że bym się tym przejął?
- Nie mam pojęcia! Prawie nic o tobie nie wiem, a to było pierwsze, co przyszło mi do głowy! - brzmię komicznie, sycząc na niego odpowiednio głośno, by mnie usłyszał, ale nie aż tak, żeby zaczęli nam się przyglądać przechodzący obok ludzie. Znalezienie się w centrum uwagi jest ostatnią rzeczą na jaką mam teraz ochotę.
Jego twarde spojrzenie dobitnie uświadamia mi, że Julien nie ma zamiaru zdradzić mi niczego na temat tego, co się wydarzyło w barze.
Co za pieprzony dupek, myślę. Ale zamiast tego mówię spokojnie, ale tak żeby było widać, że nie odpowiada mi taki obrót sprawy:
Jak sobie chcesz - nie mam zamiaru całkowicie porzucić tego tematu, ale jeśli mam szansę go rozwinąć w przyszłości, jestem skłonna na razie odpuścić. A przynajmniej spróbować. Drogę dzielącą nas od stacji metra pokonujemy już w ciszy, która, dla mnie, jest zdecydowanie niekomfortowa. Wcześniej rześkie i chłodne powietrze teraz jest ciężkie i tak gęste, że gdybym miałam przy sobie nóż mogłabym je pokroić.
Dawaj, Beatrice. Wymyśl coś, żeby go zatrzymać. Wiesz, że potrzebujesz tej informacji.
- Może skusisz się na mecz tenisa ziemnego? Kort powinien być wolny, więc o ile nie jesteś zajęty, moglibyśmy zagrać przynajmniej raz. Skoro nasza rozgrywka bilarda została przerwana - odzywam się, kiedy moje oczy wychwytują nadjeżdżający podziemny pociąg. Dokładnie ten, w który musimy wsiąść, aby znaleźć się w pobliżu rodzinnego domu.
Julien przez krótki moment wbija we mnie to samo spojrzenie co wcześniej, jakby dokładnie wiedział, na co skrycie albo nie jednak tak ukrycie liczę. Doskonale wiedział jak działa mi na nerwy, a swoim milczeniem dodatkowo podnosił mi i tak już wysokie ciśnienie. Jeszcze trochę i, przysięgam, skończę w szpitalu z zawałem.
- Skoro tak ci zależy - rzuca niedbale, a ja wciągam głośno powietrze przez nos. Podły i zarozumiały.
- Zastanawiam się jakim cudem Adaline wytrzymała z tobą tak długo - odpowiadam podobnym tonem po czym wskakuję jako pierwsza do wagonu. Przez głowę przelatuje mi wiele myśli, część mnie cieszy się z powodu zgody Juliena, druga krzyczy, że to była najgorsza decyzja w moim życiu. Obie jednak się zgadzają, żebym skopała mu tyłek podczas tego cholernego meczu.
~~*~~
- I popatrz, w końcu wyglądasz porządnie! - rzucam złośliwie w kierunku nadchodzącego Juliena, kiedy ten w końcu wychodzi z wnętrza domu. Zmienił swoje zwyczajne ubranie na jeden z należących do mojego brata strojów do tenisa i chociaż nie wyglądał źle, nie potrafiłam powstrzymać się od lekkiej kpiny. Po prostu… nie potrafiłam inaczej. Albo też nie chciałam.
- To samo mogę powiedzieć o tobie.
- Auć - stawiam dwie butelki z wodą poza linią wytyczającą linię boiska. Latem otwarty kort został obecnie zamknięty pod czymś w stylu ogromnego materiałowego namiotu. Ale dzięki systemowi grzewczemu zainstalowanemu pod nawierzchnią było tam ciepło i przyjemnie, co pozwalało na grę niezależnie od pogody panującej na dworze. A na tę rozrywkę decydowaliśmy się całkiem często.
Każde z nas wybiera sobie rakietę, a ja sięgam dodatkowo po jaskrawozieloną piłeczkę, którą ważę przez moment w dłoni zanim wykonam serw. Zaczynam ostrożnie, chcąc dokładnie przyjrzeć się sposobowi gry Juliena i zakresowi jego umiejętności. Lekcja pierwsza, gdy rozpoczyna się jakikolwiek pojedynek - nigdy nie lekceważ przeciwnika.
Radzi sobie, stwierdzam, kiedy po raz kolejny odbija posłaną ku niemu zieloną kulę. Wtedy uderzam nieco inaczej niż wcześniej, mocniej, szybciej, a piłka uderza idealnie obok chłopaka. Pierwsze punkty sprawiają, że czuję jak w moich żyłach zaczyna krążyć adrenalina. Jestem zmotywowana i zdecydowanie nie mam zamiaru przegrać.
Pierwszy set kończy się moją wygraną - sześć gemów do trzech. Drugi zresztą tak samo, chociaż pod koniec piekielnie bolą mnie ręce, a twarz zraszają kropelki potu. Zaczynam oddychać równo i głęboko, próbując uspokoić gnający oddech i sięgam po już prawie pustą butelkę z wodą. Kiedy osuszam ją do końca, Julien proponuje mi swoją.
Unoszę brwi w wyrazie zaskoczenia, ale po chwili wahania przyjmuję pomoc.
- Nadal... nie masz zamiaru... mi nic... powiedzieć? - mój głos i tak jest urywany, kiedy próbuję w miarę spójnie wyrzucić z siebie pytanie.
- Możesz tylko o tym pomarzyć - jestem pewna, że jego zmęczenie jest równe mojemu, jednak jakoś udaje mu się nie zająknąć. Co za irytujący skurczybyk. Jakby celowo robił wszystko, byleby tylko podnieść mi ciśnienie.
Chociaż nie. Nie przejmowałby się moim zirytowaniem. Po prostu taki miał sposób bycia.
Wzdycham więc z wyraźnym rozdrażnieniem. Ten człowiek jest niczym chodząca zapalniczka wśród ludzi, którzy przypominają ładunki wybuchowe. Nie znam nikogo, kto byłby tak… ugh, nawet nie potrafię tego odpowiednio nazwać.
- Dlaczego musisz być takim nieznośnym… - zaczynam, ale nie dane mi jest dokończyć myśl.
- O, tu jesteś - oboje odwracamy się w kierunku wyjścia, kiedy słyszymy zza pleców znajomy głos. A przynajmniej dla mnie. Spojrzenie Brama zamiera na długą chwilę na Julienie, po czym przenosi się na mnie. Taksuje mnie od czubka głowy aż po końce butów.
Uśmiecham się lekko, podchodząc do blondyna i ściskając go na powitanie. Doskonale zdaję sobie sprawę, że muszę odwrócić jego uwagę od towarzyszącego mi chłopaka. Nie robiliśmy nic nieodpowiedniego, ale Grayson mógł to różnie odebrać.
- Coś się stało? Nie dostałam od ciebie żadnego smsa - pytam go zaraz po tym, kiedy wypuszcza mnie z objęć.
Ten rzuca Julienowi kolejne spojrzenie, po czym nasze oczy na powrót się spotykają.
- Uznałem, że moglibyśmy wybrać się do kina. Na ten film, o którym ostatnio wspominałaś - jeden z kącików jego ust unosi się lekko ku górze.
Och.
- Jasne. Daj mi pół godziny i możemy jechać - odwzajemniam jego uśmiech i spoglądam na Juliena. Szybko łapie, że staram się mu niewerbalnie zasugerować, iż powinien wracać już do siebie.
Ten jednak nie może po prostu odejść. Oj, nie. Cóż to by była za skaza na honorze, jeśli nie odszedłby bez trzaśnięcia za sobą drzwiami. Metaforycznymi, oczywiście.
- Zamiast do kina zabierz ją na bilard. Dzisiaj już trochę ćwiczyliśmy - moje usta zastygają lekko uchylone, kiedy z mieszanką wściekłości i zaskoczenia obserwuję jego poczynania. Następnie, widząc moją minę, zwraca mruga do mnie zawadiacko. Mój Boże. Nie dodawaj już nic. Proszę cię, po prostu zamilcz. Ten jednak nie ma zamiaru się zatrzymywać. - Fajne biodra.
Po czym opuszcza namiot zostawiając mnie w jednej z najbardziej niezręcznych sytuacji, w jakich dane było mi się znaleźć.
Julien?
+10PD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz