7 gru 2018

Od Evana cd. Lucia

Ten upadek był taki zawstydzający. A ta akcja z zaplątaniem przez smycz, przyniosła mi jeszcze więcej wstydu. Byłem zły na siebie, że to wszystko się tak potoczyło. Jak zwykle, zamiast powiedzieć coś normalnego, ja maskowałem głupotę jeszcze głupszym wybuchem radości. Wlekąc nogę za nogą, co powodowało, że smętnie poruszałem się do przodu na rolkach, zastanawiałem się, dlaczego dziewczyna tak gwałtowanie zareagowała na propozycję odprowadzenia. Westchnąłem głośno. Pewnie była zakłopotana całą tą sytuacją, a ja jeszcze dodatkowo się jej narzucałem. Kiedy dotarłem do domu, mama krzątała się w jadalni.
-Evan? - Wyjrzała na korytarz.
-Cześć mamo. - Mruknąłem. -Co na kolację?
-Naleśniki. - Uśmiechnęła się do mnie. - Jak tam w szkole?
-Dobrze. - Odparłem. Zdjąłem rolki i rzuciłem je w kąt.
-Coś ci dzisiaj nie wychodziło podczas jazdy? - Zmarszczyła zatroskana brwi.
-Nie, wszystko ok. - Westchnąłem i nałożyłem sobie kilka naleśników na talerz, nalałem ciepłego mleka do kubka i ruszyłem do swojego pokoju.
-Nie zjesz z nami? - W tym momencie do jadalni wszedł tata.
-Niestety nie, bo muszę się jeszcze trochę pouczyć. - Uciąłem rozmowę i udałem się na swoje poddasze. Zjadłem kolację i w posępnym nastroju robiłem kolejne przykłady z matmy. Nie szło mi to całkowicie, więc zgasiłem światło i poszedłem spać.
***
Następnego dnia wstałem jeszcze przed budzikiem. Ogarnąłem się szybko. Naszykowałem śniadanie dla siebie i dla młodej, po czym poszedłem ją obudzić.
-Alycia! - Krzyknąłem, bo dziewczynka spała jak zabita. - Wstawaj.
-Źle się czuję. - Mruknęła i pociągnęła lekko noskiem.
-Nie symuluj. - Westchnąłem i podszedłem do niej, przyłożyłem rękę do czoła i poczułem gorąco. - No świetnie.
-Nie zostawisz mnie samej? - Spojrzała na mnie szklistymi oczkami.
-Nie mogę. - Burknąłem. Wziąłem telefon i zadzwoniłem do mamy. Po paru dłuższych sygnałach, odebrała.
-Evan, co się stało, że dzwonisz do mnie o tej porze? - Wyczułem zmartwienie w jej głosie. - Powinieneś już odprowadzać Alycię do przedszkola.
-Tak wiem.  Jednak jest problem, bo mała jest chora. - Westchnąłem.
-Co jej jest? Ma gorączkę? - Ton rodzicielki stał się rzeczowy.
-Tak i to chyba dość wysoką. Dodatkowo ma katar i słabo jej się oddycha. - Zerknąłem, jak siostra powoli i ciężko oddycha. - Dasz radę się zwolnić?
- Powinnam być w domu za 2 godziny. - Odparła po chwili przerwy. Pewnie sprawdzała grafik. - Zostaniesz z nią jeszcze?
-Ale... mam zajęcia. - Mruknąłem.
-Napiszę ci usprawiedliwienie. - Dodała szybko.
-No dobra. Nie mam żadnych sprawdzianów dzisiaj. - Zgodziłem się. Super. Opieka nad chorą siostrą. O niczym więcej nie marzyłem. Poszedłem zaparzyć młodej gorącej herbaty z miodem. Nie chciała za bardzo pić, ale po kilku podejściach wreszcie ją przekonałem. Dwie godziny minęły bardzo szybko. Usłyszałem zgrzyt zamka i do przedpokoju weszła mama.
-Już jestem. - Zakomunikowała. Naszykowałem jej kawałek papieru i długopis, po czym podsunąłem pod nos.
-Napiszesz mi szybko to usprawiedliwienie? - Spojrzałem na nią błagalnie. - Zdążę jeszcze na wcześniejszy autobus i może na początek 4 lekcji.
-Dobrze, dobrze. - Kiwnęła i oparła się o szafkę. Skreśliła dwa krótkie zdania i postawiła zamaszysty podpis. Wręczyła mi świstek.
-Dzięki mamo, Alycia na razie drzemie. - Odparłem, ubrałem się szybko i zabrałem plecak. Udało mi się zdążyć na wcześniejszy autobus i dotarłem na 4 lekcję. Na przerwie jak zwykle gadałem z kumplami.
-A dlaczego to pan się dzisiaj spóźnił? - Steve klepnął mnie w plecy.
-Młoda mi się rozchorowała i musiałem poczekać na mamuśkę. - Przewróciłem oczami.
-Tylko, żebyś sam zaraz nie był chory. - Brad zaśmiał się.
-Coś ty... Mnie jakieś zarazki przyniesione z przedszkola nie ruszają. - Uśmiechnąłem się.
-Widzieliście ten filmik z tą dziewczyną z równoległej klasy? - Nagle do naszego grona dołączył Jim.
-Co? Jaki filmik? - Thor spojrzał na kolegę zdziwiony.
-No popatrzcie sami. - Chłopak wyjął telefon, ja jednak w tym samym czasie dostrzegłem Lucię, która przechodziła obok.
-Zaraz do was wrócę. - Poklepałem w ramię Steva, który obok mnie stał i podszedłem do dziewczyny. - Hej, jak tam?
-Hej, nie chcę teraz rozmawiać. - Ciemnowłosa wyglądała na zdenerwowaną.
-Co się stało? - Spojrzałem na nią lekko zdziwiony.
-Nieważne. - Burknęła i z odeszła odpychając mnie od siebie, by mieć miejsce do przejścia. Stałem tak przez chwilę zamurowany. Podszedł do mnie Brad.
-Ej stary! Znasz tą dziewczynę? - Wskazał na miejsce, w kierunku którego odeszła Lucia.
-Taak, poznałem ją wczoraj. - Odparłem lekko zakłopotany.
-To musisz to zobaczyć. - Pociągnął mnie za rękaw bluzy.
-O co chodzi? - Zmarszczyłem brwi. Jim podetknął mi pod nos swój telefon. Na ekraniku widniała dziewczyna w szatni, która zmieniała ciuchy. Była w tym momencie bez bluzki, w samym staniku.
-Ej, kto tak się zabawił... - Zacząłem po czym zamilkłem, bo zdałem sobie sprawę, że znam tą dziewczynę. To była Lucia! Dlatego była taka zdenerwowana. - Skąd to macie?
-Ktoś rozesłał to sporej liczbie osób. - Odparł Thor.
-Czy to nie ta twoja koleżanka? - Steve zmarszczył brwi.
-Muszę iść. - Odparłem i bez słowa udałem się w kierunku, gdzie zniknęła niedawno ciemnowłosa. Musiałem ją odnaleźć. Nie wiem, dlaczego ale nie mogłem jej tak po prostu zostawić.
[Lucia? Czas zacząć dramę *^*]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz