13 gru 2018

Od Evana - Stłuczona bombka

W naszym ogrodzie wszystkie drzewka i wszelkie krzaki zostały pokryte przez grubą warstwę białego puchu. Był piątek wieczór, a ja siedziałem u siebie w pokoju i czytałem nowo rozpoczętą książkę fantasy. Nagle usłyszałem pukanie do moich "drzwi" w podłodze.
-Co tam? - Krzyknąłem nie podnosząc się z łóżka. Klapa się otworzyła i pojawiła się głowa mojej mamy.
-Jutro pojedziesz z tatą po choinkę. - Zakomunikowała. - Więc nie siedź za długo, bo jedziecie rano.
-Co tak wcześnie? - Zmarszczyłem brwi.
-Za tydzień jest przecież wigilia. Kiedy chciałbyś to zrobić? - Zaśmiała się, widocznie rozbawiona moim nieogarnięciem.
-Jakoś tak nie skojarzyłem, że to już ten czas. - Uśmiechnąłem się.
-Aż dziwne. - Westchnęła i zamknęła wejście do pokoju. Wróciłem do lektury, oczywiście nie potrafiłem się oderwać zbyt szybko od czytania i poszedłem spać po 2. Obudził mnie tata.
-Evan wstawaj! - Głośno chodził po moim pokoju, odsuwając rolety. - Jedziemy po choinkę.
-Już, już... - Mruknąłem, nakrywając jednocześnie głowę poduszką.
-Ty mi tutaj nie chowaj się za poduszką. - Wyrwał mi moją tarczę i odrzucił kołdrę. - No już.
-Która w ogóle godzina? - Podniosłem się niechętnie, wzdychając głośno.
- Dochodzi 8. - Mój rodziciel wreszcie usiadł na krześle.
-To wcześnie. Zdążymy. - Machnąłem ręką.
-Czy ja wiem? - Zmarszczył brwi. - Dużo osób myśl w podobny sposób.
-Dobrze, dobrze. Idę się ogarnąć. - Zgarnąłem pierwsze lepsze spodnie, bluzę i udałem się do łazienki. Po niecałym kwadransie jadłem już szybkie śniadanie w jadalni.
-Tylko przywieźcie ładną choineczkę. - Alycia, która kręciła się po całym domu podeszła do mnie wbiła zdeterminowane spojrzenie. - Musi ładnie wyglądać, żeby Mikołaj zostawił dla nas suuuper prezenty.
-Jasne. - Przytaknąłem, nadal będąc jedną nogą w łóżku.
-Synu, jedziemy za 5 minut! Czekam w samochodzie. - Ojczulek już wyszedł. Jemu to się zawsze spieszy. Szybko dokończyłem śniadanie i udałem się na podjazd. Zająłem miejsce pasażera i zapiąłem pasy.
-Daleko sprzedają te choinki? - Przeczesałem dłonią włosy.
-Jakieś 15 minut jazdy. - Odparł, odpalił silnik i otworzył bramę pilotem a potem wyjechał na drogę. Jechaliśmy przez chwilę w milczeniu.
-Dlaczego tak tutaj cicho? - Zmarszczyłem brwi i włączyłem radio. Usłyszałem od razu świąteczną piosenkę, więc zmieniłem stację, ale znowu świąteczny bit. Przeleciałem kilka stacji, ale wszędzie to samo. W końcu się poddałem i zostawiłem na pierwszej lepszej rozgłośni.
-Nie lubisz świątecznych piosenek? - Tata spojrzał na mnie zdziwiony. - Jak byłeś mały to je uwielbiałeś.
-Ale trochę urosłem i wolałbym posłuchać czego innego. - Mruknąłem.
-Ah,jesteś w takim głupim wieku, że nic ci się nie podoba. - Zaśmiał się. - Spokojnie, jeszcze zmądrzejesz.
-A może to nie wina mojego wieku, tylko po prostu nie przepadam za czymś takim? - Burknąłem.
-Nie będę się z tobą spierał. - Uniósł jedną dłoń w obronnym geście.
-Dziękuję. - Odparłem z przekąsem. Nareszcie dojechaliśmy na giełdę z drzewkami. O dziwo, na wielkim placu nie było ich już tak dużo, jak spodziewałem się zobaczyć.
-Widzisz? Już co lepsze sztuki mogą być wykupione. - Tata spojrzał na mnie z lekką przyganą w oczach.
-Nie wiedziałem, że ludzie tak szybko wykupują drzewka na święta. - Mruknąłem. Zaczęliśmy krążyć alejkami. Były tu świerki, jodły i różne inne iglaki, przeróżnej wielkości i kształtu.
-Zapraszam! Ładne choinki w przystępnej cenie! - Głosy sprzedawców mieszały się ze sobą. Mój rodziciel podszedł do jednego ze stoisk i zaczął się przyglądać świerkom. Jednak w moje oczy rzuciła się nie za wysoka, ale niska wcale jodła, o przyjemnym krągłym kształcie, która wydawała się idealna na świąteczne drzewko. Pociągnąłem tatę za rękaw.
-Patrz! Ta jest idealna! - Wskazałem palcem mój wcześniejszy obiekt obserwacji.
-No, no... Masz do tego oko. - Pokiwał z uznaniem głową. Podeszliśmy do sprzedawcy i zapytaliśmy o cenę, która wcale nie okazała się jakaś wygórowana. Tata zapłacił i wzięliśmy razem drzewko, które zamontowaliśmy na dachu samochodu. Oczywiście nie obyło się bez żadnych problemów. Kiedy wreszcie uporaliśmy się z umieszczeniem naszej choinki, wsiedliśmy do auta i ruszyliśmy w drogę powrotną. Tym razem jakoś przyjemniej słuchało mi się świątecznych melodii. W korytarzu powitała nas oczywiście Alycia, która skakała wokół nas, czekając aż zobaczy drzewko w pełnej krasie. Ustawiliśmy je we wcześniej wyznaczonym przez mamę miejscu w salonie, tuż koło kominka, na którym już wisiały świąteczne skarpety.
-Jaka ładna! - Dziewczynka się zachwyciła. - Możemy zacząć ją ubierać?
-Poczekaj. Najpierw z Evanem pójdziemy po pudła z ozdobami do garażu. - Tata zaprosił mnie gestem, bym poszedł za nim. W garażu było pełno rupieci a dwa duże pudła z bombkami, łańcuchami i innymi ozdobami znajdowały się na metalowym regale. Ojczulek sięgnął po jedno, ja wziąłem drugie. Jednak wyślizgnęło mi się z rąk i część bombek wypadła, kończąc raczej żałośnie na podłodze.
-O kurde! - Spojrzałem na skorupy, które zostały po bombkach.
-Co się stało? - Tata odwrócił się do mnie.
-Chyba będzie trochę mniej ozdób w tym roku. - Śmiechem zamaskowałem swoją niezdarność. - Dwie lewe ręce to moja specjalność.
-Bez przesady, każdemu się zdarza. - Parsknął. - Zgarnie się, wyrzuci i mama nawet się nie skapnie, że jest ich mniej.
-Jesteś pewien? - Spojrzałem na niego z powątpiewaniem.
-No jasne. - Ruszył w stronę domu. Wróciliśmy do salonu, gdzie postawiliśmy pudła pełne ozdób. Alycia z piskiem rzuciła się na te błyskotki zaczęła rozwieszać bombki w kształcie reniferów i aniołków na najniższych gałęziach. Mama dołączyła do niej i wzięła w ręce stare pudełko pełne ręcznie robionych na szydełku ozdób.
-Trzeba je zawiesić. - Westchnęła z lekkim sentymentem.
-To te od babci? - Zerknąłem jej przez ramię.
-Tak.- Przytaknęła. - Pierwsze święta bez niej.
-Zawsze będzie z nami Marie. - Tato objął mamę i dał jej całusa w policzek. Z nadmiaru tych emocji postanowiłem pójść po gitarę. Nie lubiłem umiejętności przed rodzinką, ale stwierdziłem, że raz w roku mogę zrobić wyjątek. Z instrumentem opartym na udach usiadłem na sofie i zacząłem brzdękać pierwszą kolędę, która mi się przypomniała.
-Ooo! Braciszek będzie grał! - Alycia pochłonięta dotychczas dekorowaniem choinki, wbiła we mnie zachwycone spojrzenie. - Ostatnio grał dla dziewczyny!
Jak tylko to usłyszałem przestałem grać. Rodzice spojrzeli na mnie z tymi minami pod tytułem "Hoho, nasz synek dorasta".
-Ładna? - Zapytał tata i puścił do mnie oczko.
-To nie tak! - Naburmuszyłem się. - Zresztą nie wasz interes, a ty młoda lepiej ubieraj tą choinkę, a nie paplasz bez sensu!
-Przepraszam. - Wysepleniła i zajęła się w milczeniu wybieraniem kolejnej bombki. Zrobiło mi się jej żal. Odłożyłem gitarę i podszedłem do drzewka, by pomóc małej w zawieszeniu kolorowego renifera na gałązce, do której za bardzo nie dosięgała. Uśmiechnąłem się do niej pobłażliwie. Odwzajemniła to i odzyskała poprzedni wigor. Kiedy zielone drzewko pokryło się już w całości różnymi ozdobami, tata jako najwyższy z nas, wziął gwiazdę i zaczepił ją na czubku choinki. Następnie ja wspólnie z mamą otoczyliśmy gałązki białymi lampkami.
-Gotowe! - Alycia zaklaskała w dłonie i sięgnęła po Pana Guzika, który cały ten czas obserwował nas swoim jednym guzikowym i jednym normalnym okiem z bujanego fotela.
***
Wieczorem, przy kolacji, mogliśmy podziwiać nasze dzieło w pełnej krasie, ponieważ lampki świeciły się pełnym blaskiem, a ogień z kominka odbijał się w krągłych bombkach.Nareszcie poczułem klimat zbliżających się świąt!

Zdjęcie z pinterest

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz