Uśmiechnąłem się delikatnie na jej propozycję. Od razu było widać, że jej zależy, więc natychmiast skinąłem ochoczo głową.
- Jasne. Przynajmniej już wiem, gdzie to - odparłem z rozbawieniem w głosie, na co dziewczyna nie pohamowała już cichego chichotu.
Mimo wszystko ucieszyło mnie to. Dzięki temu wiedziałem, że dziewczyna nie czuje się aż tak źle, jak sądziłem. Otrząsnąłem się jednak z tych myśli, podając jej szklankę soku, który znalazłem w lodówce. Althea skinęła w podziękowaniu głową i siadła przy stole. Nie chcąc zbytnio przeciągać i samemu czując już nieco nieznośny głód, również usiadłem, a zaraz potem, bez większego zwlekania wziąłem się za jedzenie.
Reszta kolacji minęła w naprawdę przyjemnej atmosferze. Wiedziałem jednak, że nie mogę zbyt długo u niej siedzieć, ze względu na porę. Gdy tylko zdołałem choć trochę ogarnąć mimo jej głośnych protestów, postanowiłem wyjść.
▲•▼•▲•▼
Spojrzałem na telefon i cicho westchnąłem, czując delikatną ulgę. Przynajmniej nie było żadnych powiadomień z góry, że mam niezwłocznie przyjeżdżać do pracy. Gdy tylko mój mózg dokładnie to zarejestrował, zepchnąłem z siebie Chippera, który jak zwykle zamiast leżeć na swoim legowisku, upodobał sobie spanie na mnie. Psiak spojrzał na mnie z wyrzutem, o którym chyba zapomniał, gdy tylko dostał jedzenie do miski.
Robiąc sobie śniadanie, co chwila zerkałem na telefon, jakbym czegoś wyczekiwał. Dopiero po chwili do mnie dotarło, przez co tylko przetarłem twarz z powodu własnej głupoty.
- Przecież zgubiła telefon - burknąłem do siebie i ogarnąłem się najszybciej, jak mogłem.
Gdy tylko wróciłem ze spaceru z Chipem, zacząłem przeszukiwać dosłownie wszystkie szafki w mieszkaniu.
- Jest - mruknąłem z cichym triumfem w głosie, wyciągając swój stary telefon.
Zaraz po tym szybko się przebrałem i truchtem ruszyłem w stronę jej mieszkania, w duchu ciesząc się, że i tym razem pamięć mnie nie zawiodła i znałem adres. Po drodze zahaczając jeszcze o kiosk, żeby kupić kartę do telefonu.
Z uśmiechem wbiegłem na ostatnie piętro kamienicy, korzystając z niedomkniętej bramy wejściowej. Zapukałem cicho do drzwi mieszkania, mając nadzieję, że choć raz ta dziewczyna mnie posłuchała i została w domu po tym, co przeżyła przez ostatnie parę dni. Faktycznie, za drzwiami usłyszałem jakieś szmery, jednak pierwsze, co przyszło mi na myśl, to pies, który siłą rzeczy musiał zostać w domu. Przecież nie mógł nigdzie wyjść z żadną z pań. Drugie, co przeszło mi przez głowę, to Lucia. Delikatnie wzdrygnąłem się, przypominając sobie ostatnie nasze spotkanie i jej wzrok, który wręcz chciał mnie zabić. Jednak nie sądziłem, żeby była. W końcu obowiązek szkolny po coś istnieje. Wredne istotki też muszą chodzić do szkoły.
Szmery za drzwiami robiły się głośniejsze, co oznaczało, że ktoś, lub coś, usłyszało moje pukanie. W końcu zamek przekręcił się z niemiłym trzaskiem, a klamka poruszyła się, szarpnięta. Po niemałym mocowaniu się, w wejściu stanęła Althea w piżamie i opatulona kocem. Uśmiechnąłem się nieznacznie, naprawdę ciesząc się na ten widok.
- Felix? - burknęła cicho. - Co ty tak...
W trakcie przetwarzania przez nią informacji, między framugę a jej kolano swój nos wepchnął Duch, który ewidentnie chciał się dowiedzieć, jaki intruz go tym razem nachodzi.
- Czy ja zaspałam? - jęknęła w końcu głośniej, blada niczym ściana.
Posłałem jej w odpowiedzi niepewny uśmiech.
- Tak - mruknąłem, nie do końca wiedząc, jak potwierdzić tę informację.
Zagryzła delikatnie wargę, wyraźnie zasmucona i chyba zestresowana tym faktem.
- Spokojnie - powiedziałem cicho, wciąż mając na ustach delikatny uśmiech w nadziei, że to ją uspokoi.
- Wejdź - burknęła zrezygnowana, delikatnie odsuwając puchatego psa nogą i robiąc mi przejście w drzwiach.
Skinąłem głową, korzystając z jej zaproszenia i przeszedłem przez drzwi. Gdy tylko to zrobiłem, Althea zamknęła za mną drzwi w dość głośny sposób, co oznaczało, że inaczej nie dało się tego zrobić. Poczułem jeszcze większy żal i swego rodzaju złość, coraz bardziej zauważając warunki, w jakich żyły dziewczyny. Wiedziałem jednak, że nie mogę poruszyć tego tematu. Przynajmniej nie teraz.
- Jadłaś śniadanie? - spytałem z troską w głosie, spoglądając na rozespaną dziewczynę.
Ta pokręciła jedynie pokręciła głową, siadając na skrzypiącej kanapie, po czym mocniej opatuliła się pledem.
- Na co masz ochotę? - spytałem, od razu kierując się do kuchni, do której wcale nie miałem tak daleko.
- N-nie jestem głodna - burknęła cicho.
Pokręciłem delikatnie głową i zacząłem wyciągać wszystkie potrzebne rzeczy do zrobienia naleśników.
- Z czym chcesz je zjeść? - spytałem po chwili Al, wyrywając ją z zamyślenia.
- Mówiłam, że... - przerwała, przez co nawet do moich uszu dobiegło burczenie z jej brzucha. Zarumieniła się delikatnie z zażenowania, odwracając wzrok. - Tam powinien być dżem - burknęła w końcu. - I nutella.
Skinąłem głową, uśmiechając się delikatnie, po czym zabrałem się za zwijanie naleśników oraz robienia kawy. Zerkałem co jakiś czas na Altheę, czując na sobie jej wzrok.
- A ty? - spytała w końcu. - Nie w pracy?
Pokręciłem przecząco głową, kładąc jedzenie na stoliku przed nią, przez co zapach tylko wzmógł burczenie jej brzucha.
- Nie - odparłem spokojnie i pogłaskałem Ducha, który ewidentnie również poczuł zapach jedzenia. - Zazwyczaj do mnie dzwonią, jeśli czegoś potrzeba.
- Fajnie masz - skwitowała tylko cicho i zabrała się za jedzenie. - Dobre...
- Cieszę się, że ci smakuje - wyszczerzyłem się, siadając obok niej na skrzypiącej kanapie.
Dziewczyna spojrzała na mnie przelotnie, ale zaraz skupiła się na jedzeniu. Chwilę później talerz był pusty.
- Właściwie... po co przyszedłeś? - spytała, biorąc puste naczynia do kuchni.
Dopiero po tych słowach przypomniałem sobie prawdziwy cel mojego przyjścia. Podniosłem się i wyciągnąłem z kieszeni telefon oraz nową kartę, które zaraz położyłem na stole.
- Mówiłaś, że zgubiłaś telefon - powiedziałem cicho.
Robiąc sobie śniadanie, co chwila zerkałem na telefon, jakbym czegoś wyczekiwał. Dopiero po chwili do mnie dotarło, przez co tylko przetarłem twarz z powodu własnej głupoty.
- Przecież zgubiła telefon - burknąłem do siebie i ogarnąłem się najszybciej, jak mogłem.
Gdy tylko wróciłem ze spaceru z Chipem, zacząłem przeszukiwać dosłownie wszystkie szafki w mieszkaniu.
- Jest - mruknąłem z cichym triumfem w głosie, wyciągając swój stary telefon.
Zaraz po tym szybko się przebrałem i truchtem ruszyłem w stronę jej mieszkania, w duchu ciesząc się, że i tym razem pamięć mnie nie zawiodła i znałem adres. Po drodze zahaczając jeszcze o kiosk, żeby kupić kartę do telefonu.
Z uśmiechem wbiegłem na ostatnie piętro kamienicy, korzystając z niedomkniętej bramy wejściowej. Zapukałem cicho do drzwi mieszkania, mając nadzieję, że choć raz ta dziewczyna mnie posłuchała i została w domu po tym, co przeżyła przez ostatnie parę dni. Faktycznie, za drzwiami usłyszałem jakieś szmery, jednak pierwsze, co przyszło mi na myśl, to pies, który siłą rzeczy musiał zostać w domu. Przecież nie mógł nigdzie wyjść z żadną z pań. Drugie, co przeszło mi przez głowę, to Lucia. Delikatnie wzdrygnąłem się, przypominając sobie ostatnie nasze spotkanie i jej wzrok, który wręcz chciał mnie zabić. Jednak nie sądziłem, żeby była. W końcu obowiązek szkolny po coś istnieje. Wredne istotki też muszą chodzić do szkoły.
Szmery za drzwiami robiły się głośniejsze, co oznaczało, że ktoś, lub coś, usłyszało moje pukanie. W końcu zamek przekręcił się z niemiłym trzaskiem, a klamka poruszyła się, szarpnięta. Po niemałym mocowaniu się, w wejściu stanęła Althea w piżamie i opatulona kocem. Uśmiechnąłem się nieznacznie, naprawdę ciesząc się na ten widok.
- Felix? - burknęła cicho. - Co ty tak...
W trakcie przetwarzania przez nią informacji, między framugę a jej kolano swój nos wepchnął Duch, który ewidentnie chciał się dowiedzieć, jaki intruz go tym razem nachodzi.
- Czy ja zaspałam? - jęknęła w końcu głośniej, blada niczym ściana.
Posłałem jej w odpowiedzi niepewny uśmiech.
- Tak - mruknąłem, nie do końca wiedząc, jak potwierdzić tę informację.
Zagryzła delikatnie wargę, wyraźnie zasmucona i chyba zestresowana tym faktem.
- Spokojnie - powiedziałem cicho, wciąż mając na ustach delikatny uśmiech w nadziei, że to ją uspokoi.
- Wejdź - burknęła zrezygnowana, delikatnie odsuwając puchatego psa nogą i robiąc mi przejście w drzwiach.
Skinąłem głową, korzystając z jej zaproszenia i przeszedłem przez drzwi. Gdy tylko to zrobiłem, Althea zamknęła za mną drzwi w dość głośny sposób, co oznaczało, że inaczej nie dało się tego zrobić. Poczułem jeszcze większy żal i swego rodzaju złość, coraz bardziej zauważając warunki, w jakich żyły dziewczyny. Wiedziałem jednak, że nie mogę poruszyć tego tematu. Przynajmniej nie teraz.
- Jadłaś śniadanie? - spytałem z troską w głosie, spoglądając na rozespaną dziewczynę.
Ta pokręciła jedynie pokręciła głową, siadając na skrzypiącej kanapie, po czym mocniej opatuliła się pledem.
- Na co masz ochotę? - spytałem, od razu kierując się do kuchni, do której wcale nie miałem tak daleko.
- N-nie jestem głodna - burknęła cicho.
Pokręciłem delikatnie głową i zacząłem wyciągać wszystkie potrzebne rzeczy do zrobienia naleśników.
- Z czym chcesz je zjeść? - spytałem po chwili Al, wyrywając ją z zamyślenia.
- Mówiłam, że... - przerwała, przez co nawet do moich uszu dobiegło burczenie z jej brzucha. Zarumieniła się delikatnie z zażenowania, odwracając wzrok. - Tam powinien być dżem - burknęła w końcu. - I nutella.
Skinąłem głową, uśmiechając się delikatnie, po czym zabrałem się za zwijanie naleśników oraz robienia kawy. Zerkałem co jakiś czas na Altheę, czując na sobie jej wzrok.
- A ty? - spytała w końcu. - Nie w pracy?
Pokręciłem przecząco głową, kładąc jedzenie na stoliku przed nią, przez co zapach tylko wzmógł burczenie jej brzucha.
- Nie - odparłem spokojnie i pogłaskałem Ducha, który ewidentnie również poczuł zapach jedzenia. - Zazwyczaj do mnie dzwonią, jeśli czegoś potrzeba.
- Fajnie masz - skwitowała tylko cicho i zabrała się za jedzenie. - Dobre...
- Cieszę się, że ci smakuje - wyszczerzyłem się, siadając obok niej na skrzypiącej kanapie.
Dziewczyna spojrzała na mnie przelotnie, ale zaraz skupiła się na jedzeniu. Chwilę później talerz był pusty.
- Właściwie... po co przyszedłeś? - spytała, biorąc puste naczynia do kuchni.
Dopiero po tych słowach przypomniałem sobie prawdziwy cel mojego przyjścia. Podniosłem się i wyciągnąłem z kieszeni telefon oraz nową kartę, które zaraz położyłem na stole.
- Mówiłaś, że zgubiłaś telefon - powiedziałem cicho.
[Al? xd]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz