Strony

16 gru 2018

Od Louise cd. Noah - ,,Ho, ho, ho!" [2/?]

         Dłonią przygładzałam delikatny materiał zielonkawej sukienki, którą wsunęłam na siebie w tym momencie. Chwilę siłowałam się z suwakiem, zanim ten znalazł się na samej górze. Koronkowa, wzór podchodził pod drobne kwiaty. Sięgała mi do kolan. Przewiązana czarną grubą wstążką opinała mnie w talii, nadając kształtu biodrom. Opadała bezwładnie, zaś podczas obrotu ponownie unosiła się, odsłaniając moje ciało do połowy ud. Podziwiałam ją, przy okazji wyszczerzając zęby, niczym na jakimś pokazie czy premierze. Wolną ręką próbowałam jakoś ułożyć włosy, żeby te przypominały normalną stylizację, a nie rozczochrane rude kudły, które rozczesywałam na szybko. Omijałam kwestię ceny, która miała być przecież czynnikiem rozstrzygającym, pierwszym z dwóch. Ten drugi zdał już test, wyglądałam olśniewająco. Zanim zdecydowałam się spojrzeć na metkę, odsłoniłam płachtę zakrywającą mnie do tej pory i zaprezentowałam się Noah, który zmęczony i tak niedługimi zakupami zajmował się grzebaniem w telefonie. Musiałam nieco głośniej odchrząknąć, by zdecydował się oderwać wzrok od ekranu, uprzedzając to słowami “Już możem-”, urywając. Kręciłam biodrami niczym modelka, starając się wyeksponować moje atuty. Mały pokaz zakończyłam pytaniem, czy podoba mu się ta sukienka i czy nie jest nieco wstyd paradować po niej podczas świąt. Kiedy nie uzyskałam odpowiedzi, podirytowana machnęłam ręką. Zero rezultatów. Westchnęłam i pochyliłam się, schodząc do pozycji, która zmusiła mnie do uklęknięcia, by sukienka nie odsłaniała niepotrzebnych partii mojego ciała. Powoli zbliżyłam się do jego ust. Pocałowałam go. Bez słowa zniknęłam za zasłonką. Już w przymierzalni, zsunęłam z siebie ubranie. Zanim wylądowało ono na podłodze, przytrzymałam metkę. Jednym, zdecydowanym ruchem odwróciłam ją. Moim oczom ukazała się cena, która, wbrew idealności sukienki, nie była wcale wygórowana. Zadowolona sięgnęłam po przymierzane, lecz niezbyt zachwycające kreacje i zawiesiłam każdą z nich na wieszaku. Ubrałam się i zabrałam wszystkie swoje rzeczy, wyszłam z przebieralni. Niemalże na ślepo złapałam Noah za rękę i pociągnęłam za sobą, czemu nie sprzeciwiał się absolutnie. Odwiesiłam wszystko na swoje miejsce, zabierając ze sobą tylko i wyłącznie tę najpiękniejszą, wymarzoną, niczym z największych snów, która miała towarzyszyć mi przez całą wigilię. Wigilię, a także dalsze dni, rzecz jasna.
         Przy kasie wyjęłam portfel, jednakże tutaj uprzedził mnie Noah. Wysunął potrzebne pieniądze, które później wylądowały na ladzie. Moje szczęście sprzyjało cenie, okazało się, że przy zakupach powyżej dwustu avarów jest zniżka w wysokości dwudziestu procent. Zapłaciliśmy więc sto sześćdziesiąt. W ramach tak pięknego oszczędzania pieniędzy, zaprosiłam chłopaka do następnego sklepu, tym razem obuwniczego.
         — Poszukiwania idealnych szpilek uważam za rozpoczęte — wyszeptałam do niego, na co westchnął ociężale. — Przysięgam, to przedostatni sklep — zachichotałam, podając mu czarną torebkę z najnowszym nabytkiem.
         Myszkowałam między półkami, wzrokiem poszukując czarnej pary wysokich, zamszowych szpilek, które idealnie będą współgrać z sukienką oraz jej ciemną wstążką. W mojej głowie miały wysoki, cienki obcas, a także wiązania sięgające ponad kostki. Podobnych było mnóstwo, jednakże często miały jakiś uwierający mankament bądź nie było rozmiaru trzydzieści siedem. Uparcie przymierzałam trzydzieści osiem i trzydzieści sześć, z nadzieją, że okażą się dobre. Po trzeciej nieudanej parze chciałam się poddać, kiedy na ramię wskoczył mi ten irytujący duszek mówiący “do świąt zostało kilka dni! Nie możesz się poddać!”. Choć do owej wigilii zostało dziewiętnaście dni, czyli nie takie kilka, czułam, że ma rację. Kto wie, kiedy następnym razem przyjadę tutaj i będę miała tyle czasu, co dziś. Dlatego musiałam wykorzystać go maksymalnie. Krążyłam jeszcze szybciej, dokładnie oglądając każdą wystawioną sztukę. Eliminowałam po kolei nieładne okazy, biorąc do ręki pudełka z ładniejszymi sztukami. Totalnie zapomniałam o istnieniu Noah, który zapewne umierał z nudów na korytarzu. Przykro mi bardzo, ale co ja poradzę, jeśli chcę pięknie wyglądać. Ach, właśnie! Chcę pięknie wyglądać dla niego. Dlatego musi wydać na mnie dużo pieniędzy. Moje rozmyślania przerwał głos kobiety pracującej w tym sklepie, która zapytała, czy nie pomóc w czymś. Pokręciłam stanowczo głową i wróciłam do przeglądania. Wzrok przykuły te stojące najniżej, prezentowały się tak, jak sobie wyobrażałam. Idealny rozmiar. Podekscytowana porwałam pudełko i przysiadłam na czarnej jak smoła pufie. Pasowały, wyglądały świetnie, co przyznała mi ta sama pracownica, która zaczepiła mnie przed chwilą. Cena była podobna do ceny sukienki, co nie było dla mnie zbytnim zaskoczeniem. Podeszłam do kasy i zapłaciłam. Wyszłam ze sklepu. Czekał tam na mnie Noah, zapakowany w torby, z uśmiechem na ustach, który mówił “szkoda, że tak szybko ci zeszło, wiesz?”. Poklepałam go po ramieniu i zaproponowałam powrót do domu, ku jego uciesze.

Santa, baby, please be fast
Joy to the world and all that jazz
It's a wonderful vibe to be happy with the people you love


NOAH?
Odpis po jednym dniu jest dziwny, sama nie pisałam żadnego porządniejszego Loah dawno. To jakieś zaskakujące nie jest, ale lubię pisać o dylematach Louise. Mam ochotę na świąteczne Loah, a nie mikołajkowe, a więc działaj, skarbie, działaj.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz