W pewnym momencie usłyszałam, że ktoś wchodzi do mieszkania. Zza drzwi było słychać ściszone, bardzo znajome mi głosy. Althea rozmawiała z… ojcem. Ojcem… Powoli nie wiedziałam, jak mam go nazywać. Ojcem mordercą? Zabił tych trzech mężczyzn bez większego zawahania. Zrozumiałam, że tak naprawdę nie wiem, kim on jest. Pojawił się nagle parę miesięcy temu i oznajmił, że jest naszym ojcem. Prawdę mówiąc, znam go właśnie tylko te parę miesięcy, a wiem o nim tyle, co nic. Dlaczego ma tyle pieniędzy? Skąd ma broń? Dlaczego ma broń? Kim byli ci mężczyźni? Wszystko mi się powoli mieszało. Jego zabójstwo przysłoniło mi fakt, że tym mnie uratował od gwałtu. Zrobił to dla mnie. Nie dla własnego kaprysu.
Wstrzymałam swój płacz. Chciałam przysłuchać się ich rozmowie. W końcu zmusiłam się do wstania z łóżka i podeszłam powoli do drzwi, do których chwilę później przyłożyłam ucho. Wszystko dobrze słyszałam, jedynie ich głosy były z lekka przyciszone i stłumione. Niemal nie ominął mnie żaden fragment rozmowy. Chwilę później jednak przypadkowo nacisnęłam na klamkę i otworzyłam drzwi. Byłam wręcz pewna tego, że ci to zauważyli i z delikatnym wahaniem wychyliłam się z pokoju. Spojrzenie Althei i ojca było wlepione w moją stronę. Pospiesznie otarłam łzy i pociągnęłam nosem, chcąc usunąć ze swojej twarzy jakiekolwiek oznaki mojego niedawnego płaczu.
- C-co robicie? - To pytanie wyrwało się z moich ust nagle. Nie kontrolowałam tego i zdałam sobie sprawę, że należało ono do jednych z głupszych, które mogłam zadać.
- Nic szczególnego, tylko rozmawialiśmy - odpowiedziała łagodnie na moje pytanie Althea. Widziałam w jej oczach troskę i przejęcie. Przecież nic mi nie jest. - Jak się czujesz, Lu? - Podeszła do mnie odrobinę i złapała za dłoń, przyciągając mnie do swojego ciała. Momentalnie ogarnęło mnie ciepło. Bardzo znajome ciepło. To ciepło, które było przy mnie całe życie. Którym obdarzała mnie właśnie moja siostra. Zawsze dbała o moje bezpieczeństwo i o to, żebym też czuła się bezpiecznie. Wiedziałam, że właśnie to chce mi teraz przekazać. Tym uściskiem, który wyrażał więcej niż dziesięć słów [mam ochotę na rafaello].
- D-dobrze - zająknęłam się. Właśnie powiedziałam jeden z większych kłamstw, jakie zdołały się opuścić wnętrze moich ust. Wpatrzona z przerażeniem w ojca wiedziałam, że już nie dam rady patrzeć na niego tak, jak kiedyś. To było trudne. Za trudne. Za każdym razem, gdy mój wzrok natrafiał na jego posturę, w mojej głowie zaczął rodzić się strach, a wspomnienia zataczały koło, drążąc w moim umyśle jeszcze większą dziurę rozpaczy. Althea chyba to zauważyła i podniosła na niego swój ostry wzrok.
- Won stąd - powiedziała ostro, nie siląc się na jakiekolwiek zwroty grzecznościowe. - Liczę do pięciu - dodała, gdy zobaczyła, że ten nie rusza się z miejsca, tylko wpatruje w nas ze współczuciem. - Raz - zaczęła, jednak ten nic sobie z tego nie robił. - Dwa - to samo. - Trzy… - przestała, gdy zobaczyła jak ten odwraca się na pięcie i chwilę później zatrzaskuje za sobą drzwi. Ja nawet nie odważyłam się protestować, czego z każdą kolejną chwilą żałowałam. Był moim ojcem. Uratował mnie. Jednak wzbudzał we mnie większy strach, niż tamci mężczyźni, którzy próbowali… Próbowali… Nie chcę już o tym myśleć, mówić. Czemu moje wspomnienia nie mogą zostać wymazane, a ja nie mogę normalnie i spokojnie żyć. Tak, jak wcześniej.
- N-nie musiałaś go wyrzucać - powiedziałam przyciszonym głosem, na co ona pokręciła gwałtownie głową.
- Musiałam. Od razu jesteś spokojniejsza, gdy go nie ma, zauważyłaś? - Spuściłam swój wzrok na stopy. Miała rację, jednak nie chciałam jej tego przyznawać. Nie chciałam, by dowiedziała się, że boję się ojca. - Nie musisz mi o niczym mówić, słońce - powiedziała ciszej. Wręcz wyszeptała, głaszcząc mnie czule po ramionach i przytulając do jej piersi. Słyszałam bicie jej serca. Ten dźwięk… mnie uspokajał.
- A-a co jeśli n-nie wróci? - spytałam łamiącym się głosem. Dopiero teraz dotarło do mnie, co może się stać ojcu, gdy władze dowiedzą się, że to on winien jest zabójstwa trzech mężczyzn. Niedawno wrócił, po wielu latach naprzemiennej nadziei i zawodu. A teraz to wszystko może do nas wrócić, niczym bumerang. Znowu możemy go stracić i być skazanym na łaskę losu. Jak bardzo nie chciałam wracać do tamtego życia. Kiedy Althea wracała nad ranem do domu, po długich nocach spędzonych ze swoimi klientami. Był taki okres, że przez jakiś czas robiła to codziennie. Widziałam, jak po każdym powrocie coraz bardziej zaczyna się siebie brzydzić. W pewnym momencie nawet przestała się do mnie przytulać, co było dla mnie strasznie trudne, przez przyzwyczajenie do jej czułych gestów. Nie chcę do tego wracać, tak bardzo nie chcę…
- To będę się cieszyła - powiedziała jak gdyby nigdy nic. Nadal za nim nie przepadała i nawet byłoby jej na rękę to, że on przepadnie. Po raz kolejny zostałybyśmy same, bez żadnego wsparcia od kogokolwiek innego.
- A ja nie. N-nie mów tak - odpowiedziałam jej ciszej, mocniej się w nią wtulając. Włosy, z lekka już wilgotne od ciągłego płaczu, osunęły mi się na twarz, przez co dziewczyna nie mogła zobaczyć moich szklących się od łez oczu.
< Al? Chujowe, ale nie miałam pomysłu >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz