- Mocne, prawda?
Przełknęłam głośno ślinę, nie wiedząc nawet, jaka odpowiedź wydaje się najodpowiedniejsza. Słynna jednak byłam ze strzelania gaf, dlatego moje myślenie urwało się szybciej, niż to przewidywałam.
- Taaak… ― Uścisk dawał mi coraz więcej ciepła. Albo to było moje rozpalone ze wstydu wnętrze. Nie wiem. Delikatnie ujęłam dłonie Adama i rozwarłam jego ramiona, by dosyć subtelnymi ruchami się wyswobodzić. ― Adam, możemy porozmawiać? ― Szeroki uśmiech z ukazanym szeregiem białych zębów nie mógł nawet dać mu ani jednego powodu do niepokoju.
- Jasne ― rzucił swobodnie. ― O czym?
- Na osobności. ― Skinęłam głową w stronę ciekawskiej Cindy, która tylko przypatrywała nam się z dużą uwagą, a jej przenikliwe oczy zbierały z nas wszelkie informacje. Czułam się wręcz ogołocona z prywatności.
Adam najwyraźniej poddał to lekkim obawom, gdyż ugrzązł w jednym miejscu.
- Dobra, chodź. ― Złapał mnie za rękę i z zastanowieniem wyrysowanym na twarzy poprowadził mnie do swojego pokoju. Zajęłam miejsce na krawędzi łóżka, mając przy okazji wrażenie, że uparte rumieńce znikają z moich policzków.
- Od czego zacząć… nie jestem dobra w przemowach, więc spytam wprost ― zaczęłam, unosząc zdecydowany wzrok na mężczyznę. Nie wiedział nawet, co myśleć o moim aktualnym zachowaniu. Jego oczy bezwiednie wysyłały wiadomość „nie rozumiem, co czego zmierzasz”.
- Zaczynam się ciebie bać ― mruknął.
- W jakiej my tkwimy relacji, Adam?
Takiej powagi splecionej razem z bezradnością w życiu się po sobie nie spodziewałam. Próbowałam zebrać myśli w jedną, spójną całość, lecz niektóre rozłaziły się i odchodziły od siebie. Nie pasowały niczym puzzel do puzzla. Wyraz twarzy Adama również nie zdradzał niczego konkretnego. Zastanawiał się. I trwało to dłuższą chwilę wypełnioną równomiernymi oddechami, mimo iż czułam, że mój totalnie zamarł wraz z rytmem bicia serca.
- Cóż… to chyba trochę skomplikowane.
Skomplikowane to dobre słowo.
Więc jego wątpliwości również wywodziły się z braku jakichkolwiek głębszych uczuć, które są składnikiem słodkiego uczucia w żołądku? Motylków?
Miłość? Nie.
Zauroczenie? Nie.
Pożądanie.
- Tak, jest skomplikowane ― mruknęłam. Żadne z nas prawdopodobnie nawet nie zamierzało zmusić się do wyznania tych pustych uczuć. ― Adam, jesteś… niesamowitym mężczyzną ― zaczęłam, zdając sobie sprawę, że takie początki mają zwykle odrzucenia wepchnięte w tani film.
On zaś obserwował i słuchał mnie z uwagą.
- Swego czasu było coś, co czułam, ale… ― zawiesiłam nieco głos. ― Ale bynajmniej nie jest to, co chciałaby Cindy. ― Zarumieniłam się i nieco spuściłam wzrok. Moje serce teraz przepełniła ogromna ulga, która jednak nie miała siły przewyższyć stresu.
- Rozumiem, o czym mówisz, Odette. ― Złożył obie ręce niczym do modlitwy i z westchnieniem zasiadł na fotelu.
Podniosłam na niego zastanawiający wzrok.
- Rozumiesz?
- Rozumiem. Mam podobnie. ― Przyznanie, że pociągał mnie seksualnie, byłoby zbyt nie na miejscu? ― Więc… co robimy z tym fantem? Wypadałoby się jakoś określić. ― Podrapał się po linii karku, nie spuszczając ze mnie wzroku.
- Przyjaciele? ― Wyrwało mi się z ust nawet bez długiego zastanowienia.
Uniósł brwi w odpowiedzi.
- Przyjaciele z korzyściami ― mruknął, wyraźnie zadowolony tym określeniem. Ja za to spaliłam buraka, zakrywając twarz dłońmi. ― No co? To nie jest dziwne. Skoro oboje nie potrzebujemy drugiej połówki, to po jakiego się okłamywać?
- Chyba masz rację… ― szepnęłam, próbując wyzbyć się z głowy myśli z serii „co by było, gdybym skłamała na temat uczuć” i wmówiła mu, że jestem zakochana. Po to, by nie zranić jego mimo wszystko ciepłego, oddanego serca. Okazało się jednak, że czuł tak samo. ― Przyjaciele z korzyściami? ― Wyciągnęłam dłoń w jego stronę, sugerującą, że powinien ją uścisnąć w ramach przypieczętowania tej decyzji.
Uśmiechnął się, rozbawiony.
- Przyjaciele z korzyściami. ― Przystał na tę propozycję i ścisnął moją dłoń. Nasze spojrzenie dłuższy czas utrzymywały się na tej samej linii, wpatrzone w siebie nawzajem. Wyjaśnienie wszelkich spraw sercowych przyniosło w końcu mojemu umysłowi odrobinę spokoju.
***
Z Adamem przetransportowaliśmy się do znanej każdemu Avenleyczykowi restauracji. Przywitałam się tam z Tomem, który ślęczał już od pierwszych promieni słońca przy rozpakowywaniu towarów. Gdy na niego patrzyłam, nawet nie przypominał mi się incydent, który bezmyślnie wyczynił.
- Pomóc ci jakoś z tym? ― Uniosłam jedną brew, zatrzymując się przy sporym samochodzie towarowym. Chłopak obładowany ciężkimi kartonami ledwo spojrzał na mnie przez krawędź jednego z nich. Obdarowałam go szybkim uśmiechem.
- Nie, nie… powinienem pokazać, że jestem mężczyzną. ― Zaśmiał się dźwięcznie i podrzucił karton, próbując poprawić jego pozycję w dłoniach. Jasne.
- To nie wstyd zapytać o pomoc. ― Bez zbędnych ceregieli podwędziłam mu jeden przedmiot i wycofałam się z powrotem do restauracji, cudem unikając zderzenia czołowego z Adamem. Pojawił się zupełnie znikąd, a gdy zachwiałam się niewyraźnie w powietrzu, zacisnął dłonie na moich ramionach.
- Ja to wezmę. ― Rzucił szerokim uśmiechem i odebrał mi karton z ręki. ― Cała dostawa jest spisana? Potrzebuję listy. Zanieś mi ją proszę do biura.
- Najpierw muszę ją znaleźć ― mruknęłam, oddając mu uśmiech.
Pełna lista produktów podróżowała razem z Tomem, przyczepiona do jego paska. Oddał mi ją bez namów, przez co do Adama dotarłam wręcz w rekordowym czasie. Siedział już na swoim wygodnym, miękkim fotelu, wpatrując się w stos dokumentów. Czując kogoś obecność, podniósł wzrok ku górze.
Pomachałam mu listą przed oczyma.
- Zuch dziewczyna. ― Korzystając z tego, że był blisko, podał mi fartuch z wieszaka, bym mogła zawiązać go wokół talii. Następnie wziął ode mnie notes i zaczął obejmować go zainteresowanym spojrzeniem. Złożył na dole niechlujny podpis. ― Ciężko było tu wrócić. Byłem mocno rozleniwiony.
- Ciekawe dlaczego ― wymruczałam, siadając na krawędzi jego biura. Zagryzł zaraz skuwkę długopisu, którą trzymał w ustach i pozwolił, by jego twarz przeciął znaczący uśmieszek. Przesunął się na fotelu bliżej mnie. Ciarki znów niemal obezwładniły moje ciało.
- To pewnie przez rozpraszającą pracownicę. ― Dłoń położył na moim kolanie i zaczął miziać, co jakiś czas odważając się sięgnąć wyżej. Posłużył się w dosyć bezwstydny sposób faktem, iż założyłam jedynie czarną sukienkę i ciemne rajstopy, które ochraniały mnie częściowo przed grudniową atmosferą.
- Nie zganiaj na mnie. ― Założyłam nogę na nogę, co spowodowało, że jego dłoń delikatnie ścisnęła się pomiędzy moim udami. Uświadomiłam sobie wówczas jakim intensywnym ciepłem emanował. Zmusiło mnie to do wzięcia dyskretnego, acz głębokiego oddechu.
- Próbujesz sprowokować mnie w pracy? ― spytał ochrypłym szeptem.
- Nie odważyłabym się.
- Zbliż się. ― Rozbrzmiało to niczym rozkaz. Pochyliłam się w jego stronę delikatnie, jednak wibrujący telefon szybko zniszczył całe napięcie w atmosferze. Cicho pulsujące pożądanie zostało wręcz zdeptane jedną, krótką wiadomością od administratora akademika. Prace nad remontem mojej części budynku właśnie się skończyły.
- Adam. ― Odsunęłam się, nadal wpatrzona w wyświetlacz. Tylko przez krótki ułamek sekundy zdołałam zlustrować zniecierpliwiony wyraz niebieskich oczu mężczyzny. ― Wracam do akademika. ― Schowałam telefon po to, by móc wbić wzrok w jego nieodgadnioną twarz.
[Adam?]
+10PD
+10PD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz