Strony

25 gru 2018

Od Odette C.D Charles - Stłuczona bombka

     Praca trwająca całe parę godzin wchłonęła całkowicie moje myśli o nieszczęśliwych świętach. Przestałam użalać się nad świadomością, że te Boże Narodzenie minie w kompletnie pustej przestrzeni pozbawionej jakiegokolwiek nastroju świąt. Ten czas wszyscy chcieliśmy spędzać jak najlepiej. Reklamy telewizyjne i posty celebrytek na avengramie kreowały w nas wyidealizowany obraz wigilii oraz samych świąt, który uparcie chcieliśmy poczuć. Który ― myśleliśmy ― pojawi się wokół nas. Wszystko jednak stawało się tylko ulotnym wrażeniem, szczególnie kiedy zderzaliśmy się w prawdziwą rzeczywistością.
     Zdusiłam wszelki żal wobec marnego losu, a moje oczy bez reszty zahipnotyzowały się w cudownych, małych, błyszczących lampeczkach otaczających wysokie okno. 
     - Mam dla ciebie propozycję. ― Charles spojrzał na mnie. ― Jeśli chcesz, to możesz pojechać ze mną do dziadka na wigilię. Myślę, że staruszek się ucieszy!
     I to była propozycja, która mimo sporego zaskoczenia poprawiła niemal natychmiast moje samopoczucie. Na twarz wkradł mi się pamiętny, szeroki uśmiech, który w pełni aprobował jego słowa.
     - Jasne! ― mówiłam z jakby wiecznym entuzjazmem. ― Powiedz mi tylko, co mam przynieść, a już wpadam do… kuchni mojego sąsiada, bo swojej nie mam. ― Wyszczerzyłam zęby w uśmiechu, zarażając tym Charlesa.
     - Tym się nie przejmuj, Christine dużo pomogła. ― Machnął ręką i odszedł od okna, by usatysfakcjonować się uzyskanym efektem. ― No, teraz ten pokój ma ręce i nogi ― przyznał.
     - Pozostałe części zyska pewnie na przestrzeni paru tygodni. Dziękuję za całą tę pomoc. Bez ciebie pewnie stałabym w miejscu. ― Z moich płuc wyszło spore westchnienie. Tym razem poważnym tonem potraktowałam ten temat, ale to nie sprawiło, że Charles zachował się tak samo. Ponownie wzruszył ramionami z małym uśmiechem.
     - Potraktuj to jako ― zamyślił się ― prezent gwiazdkowy. ― Mrugnął, przez co nie powstrzymałam śmiechu. 
     - Jakie to szlachetne ― odparłam teatralnie. ― To o której ta wigilia? 
     - Dwudziestego czwartego o osiemnastej. Przyjechać po ciebie? 
     Pokręciłam głową.
     - Spokojnie, trafię. ― Mój ton był tak pewny, że w wyrazie twarzy Charlesa nie pozostawała ani skaza wątpliwości. 

***

     Boże Narodzenie z każdą godziną było coraz bliżej. Dosyć wcześnie rano ― przynajmniej o tej godzinie, o której większość sklepów już zapraszała w swoje progi ― wybrałam się na zakupy z pewną zaoszczędzoną kwotą. Charles wspominał, że może mu zabraknąć paru ozdób choinkowych, więc z dużą ochotą zabrałam się za wybieranie bombek, łańcuchów oraz tego, co kochałam najbardziej, czyli cudnych lampeczek. Przewidywane trzydzieści minut w sklepie przekształciło się w prawie dwie godziny, aż w końcu wyszłam obładowana większą ilością rzeczy niż przewidywałam. Zanim doszłam do bagażnika mojego Hyundai’a kupiłam jeszcze makowca oraz pierniczki ze stoiska charytatywnego. 
     Licząc, że wszystko przetrwa w podróży, udałam się do miejsca docelowego. GPS nie zmylił mnie ani przez moment, co sprawiło, że zaraz rozpoznałam drogę do domku dziadka Charlesa. Dookoła otulał mnie widok rozpościerającej się linii drzew oraz pól pokrytych warstwą chrupiącego pod kołami śniegu. Zaparkowałam przed domem i gdy zaledwie zdążyłam wyjść z auta, zobaczyłam Charlesa wychylającego się zza drzwi. 
     - Hej ― odezwał się i wbił spojrzenie w bagażnik. Czekało tam coś jeszcze oprócz ozdób i jedzenia. ― Co tam masz?
     Zagrodziłam mu drogę i uśmiechnęłam się szeroko.
     - Stój. ― Zaśmiałam się głośno. Przecież nie mógł zobaczyć drobiazgów dla siebie i dziadka, które załatwiłam chyba dzień po złożeniu pozostałych mebli. Wyjęłam zza siebie tylko parę opakowań bombek, łańcuchów oraz lampek. Wziął to ode mnie z nieskrywanym zdziwieniem.
     - Wow, nie musiałaś. ― Zmarszczył brwi. ― Ale miło będzie zobaczyć parę nowych ozdób. ― Na jego twarzy wyrósł uśmiech. 
     - To właśnie chciałam usłyszeć. ― Z zadowoleniem pochwyciłam resztę rzeczy i zatrzasnęłam bagażnik. Charles szybko wprowadził mnie do ciepłego domu, gdzie przydreptał wesoło Loki. Gdyby nie masa zakupów w rękach, z pewnością bym go wygłaskała. 
     - Gdzie mam to zanieść? 
     - Pierniczki i makowiec do kuchni. ― Wskazał, przy okazji wynosząc ozdoby pod nieubraną jeszcze w salonie choinkę. To, co udało mi się wychwycić już na pierwszy rzut oka, to to, że była naturalna, miała ładne, żywe kolory, od których bił niesamowity świąteczny nastrój. Bardziej świąteczny będzie, gdy już ją ubierzemy. 
     Tak, jak Charles powiedział, udałam się do kuchni. Przy gazecie siedział dziadek Charlesa, a na mój widok od razu wstał ucieszony i ku mojemu zdziwieniu ocieplił mnie miłym uściskiem. Oddałam go i posłałam mu szeroki uśmiech. 
     - Już myślałem, że się nie zjawisz! ― Zaśmiał się z chrypką. ― Zaproszenie ciebie tutaj to chyba najlepsza decyzja Charlesa. ― Puścił mi oczko i spojrzał na swojego wnuka, który właśnie wkroczył do pomieszczenia. Niech znowu nie zacznie nas swatać… to bezcelowe. 
     - Jaka moja najlepsza decyzja? ― Mężczyzna zmarszczył brwi w zastanowieniu i wrzucił jedzenie Lokiemu do niedużej miski. 
     - Nieważneee… ― Z rozbawieniem na twarzy przeciągnęłam te słowo tajemniczo. W końcu ciepło w domu zaczęło mi przeszkadzać, co skłoniło mnie do tego, by zdjąć płaszcz, odsłaniając przy tym oliwkowy, wygodny sweter, który idealnie skomponował się z kremową spódnicą. 
     - No zaproszenie Odette! ― Upierał się, by to powiedzieć, ale Charles przewrócił oczami z uśmiechem, patrząc na mnie, jakby w poszukiwaniu wyrazu zawstydzenia czy zażenowania.
     Uroczy starzec.
     - Dziadku, pora przestać ― stwierdził to raczej bardziej delikatniej niż planował, gdyż było po nim widać, źle chciał być wybitnie chamski przy zwracaniu mu uwagi. 
     - Ja biegnę ubrać choinkę ― wtrąciłam z uśmiechem i pobiegłam do salonu. 
     Przede mną stanęła naga, ustawiona niedaleko okna choinka, natomiast w głowie do tej pory nie zagościł mi zbyt szczegółowy pomysł dotyczący jej strojenia. Wchłonęło mnie porządne zastanowienie, które szybko sama przerwałam ― zdecydowałam, że najlepszą rzeczą będzie rozpoczęcie dekorowania od założenia lampek. W dłoniach próbowałam rozplątać pary o jednakowym kolorze, bo białym, wprawdzie żółtym. Ten odcień idealnie pasował do barwy choinki. Oplotłam nimi dookoła choinkę, przekładałam ledy między gałązkami oraz deliberowałam nad tym, gdzie było ich za dużo, gdzie za mało. Gdzie zostawiłam pustą dziurę. Po zaledwie paru minutach uzyskałam upragniony efekt i mogłam zająć się bombkami: w opakowaniach i kartonie podchodzącym ze strychu dziadka Charlesa odnalazłam dwa ulubione kolory, które miałam wówczas w zamyśle: złote oraz czerwone. Obok pojawiły się jeszcze inne miniaturowe mikołaje oraz śnieżynki. 
     Loki jeszcze kręcił mi się pod nogami, jednak nie utrudniał pracy, a ją umilał ― szczególnie gdy odstawiałam wszystko i schylałam się, by parę razy pogłaskać szczeniaka. Bombki rozwieszałam w dosyć średniej odległości jedna od drugiej i głównie skupiłam się na tym, by kolory przeplatały się ze sobą, tworząc spójną, ładną całość. Następnie podłączyłam lampeczki, które od razu zahipnotyzowały mnie swoją jasnością. Z ich pomocą udało mi się mniej więcej umiejscowić łańcuchy, ale koniec końców ich nie było tak dużo, jak przewidywałam. Następnie oddaliłam się, na mojej twarzy rozkwitł uśmiech spowodowany efektem mojej pracy. Zaraz potem przystąpiłam do sprzątania igieł porozrzucanych dookoła choinki, zbyt długo nie ulegając samochwale. 
     - Już się z tym uwinęłaś? ― Prawie przestraszył mnie głos Charlesa, który uderzył mnie wręcz w plecy. ― Miałem zamiar ci pomóc. 
     - Dałam sobie radę. Spójrz, jaka ładna jest. ― Nawet nieskromnie to stwierdziłam, łapiąc się pod boki. Kosztowało mnie to maksymalnie pół godziny, a jedyne, co zostało, to powynosić resztę pudeł i cieszyć się klimatem tegorocznych świąt. Spędzonych w sumie bez rodziny, ale to nie znaczy, że musiały być złe. Przeciwnie. To swego rodzaju nowe doświadczenie. 
     - Masz gust, nieźle ci poszło ― oznajmił z uśmiechem, zdecydowanie pieszcząc moje ego. Jego ręka niespodziewanie sięgnęła do moich blond włosów, wyjmując z nich parę igieł. 
     - Skłamałabym, gdybym powiedziała, że to część stroju. ― Prychnęłam rozbawiona. ― Jak przygotowania w kuchni? 
     - Dajemy sobie radę. ― Wziął Lokiego na ręce i go wygłaskał. ― Ale Christine i tak uparła się, że chce nam pomóc. 
     - Dobra, ja w tym czasie muszę przynieść coś jeszcze z bagażnika. ― Spojrzałam ukradkiem na puste miejsce pod choinką i uśmiechnęłam się szeroko, chyba zdradzając tym gestem cały swój misterny plan. Charles wykazał sporą podejrzliwość i zmarszczył brwi, odprowadzając mnie wzrokiem.
     - Co ty kombinujesz, Odette? 
     - Nic, zupełnie nic ― odparłam i opuściłam na chwilę dom. 
     W bagażniku wciąż czekały ładnie zapakowane prezenty, z czego jeden należał do Charlesa. Był to srebrny, minimalistyczny naszyjnik z przywieszką, na której wygrawerowane zostały napisy „Stay alive” z malutkim dopiskiem „- O.”, co oczywiście stanowiło skrót od mojego imienia. Jego dziadek natomiast dostanie ode mnie jedno ze starszych win oraz krawat. Co do Christine, wybrałam książkę pełną najnowszych przepisów oraz ładny fartuch wraz z parą rękawic, bo z tego co wiedziałam, kochała gotować. Oby im się podobało.

Znalezione obrazy dla zapytania christmas tree
Zdjęcie pochodzi ze strony yorkshirelife

+10PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz