18 gru 2018

Od Raven C.D Cameron

     - Ouch. Chyba się nie polubimy - szepnął do mnie Cameron, na co ja tylko parsknęłam pod nosem i uśmiechnęłam się do właściciela mieszkania.
     - Bez przesady. Nie powinno być aż tak źle - odpowiedziałam mu ściszonym głosem, nadal będąc lekko rozbawiona.
    Powoli zaczynała docierać do mnie jedna, bardzo ważna myśl - zmieniam miejsce zamieszkania. To dosyć odważny krok. Zaczęłam szukać mieszkania tydzień temu, a teraz zaledwie za parę dni wyprowadzam się z miejsca, w którym się wychowałam. Nie wyobrażałam sobie tego. Gdyby ktoś powiedziałby mi miesiąc temu, że tak się stanie, to ja zaśmiałabym się mu w twarz i wyśmiała jego jakże głupi pomysł. Jednak chyba nadszedł w końcu czas na opuszczenie gniazda, które grzało się przez dobre parenaście lat. Jestem pewna, że wyjdzie mi to na dobre. Im wcześniej wkroczę w dorosłość, tym lepiej.
    Po niedługim czasie pożegnałam się z właścicielem wynajmowanego przeze mnie mieszkania i z Cameronem, któremu widocznie śpieszno było do swojego teraźniejszego (za niedługo już przeszłego) miejsca zamieszkania. Widocznie miał coś ważnego do załatwienia, zrobienia. Nie wiem, strzelam. Może po prostu chce mnie unikać na tyle, na ile może? Zmarszczyłam brwi. Rzeczywiście, jego zachowanie z ostatnich naszych paru spotkań samo w sobie temu dowodzi. To stąd zadał pytanie o Marka. Nie chciał się mieszać w związek ze mną, bo miał wrażenie, że dosyć szybko się to skończy. Fakt jest taki, że wrażenie go nie zawiodło. Naprawdę, nasz romans zakończyłby się równie prędko, jak się zaczął.
    To wszystko zaczęło mnie teraz zastanawiać. Wkrótce zamieszkamy razem, staniemy się współlokatorami, więc chyba powinniśmy trwać ze sobą w zgodzie, prawda? Takim oto sposobem doszłam do wniosku, że kompletnie zaprzestanę do niego podbijać. Nie mogę tego kontynuować, skoro wiem, że to wszystko długo nie potrwa. Mogę go zranić, wygląda na bardzo uczuciowego. Takie rany mogłyby pogorszyć atmosferę w domu, przy czym nasze humory także. Dlatego też lepiej utrzymać naszą relację na najzwyklejszej przyjaźni damsko-męskiej. Lepiej na nic więcej z mojej strony nie liczyć.
    Po powrocie do domu zaczęłam się pakować i uświadamiać domowników, że za parę dni mnie już tam nie będzie. Zacznę nowy rozdział w moim życiu w zupełnie innym mieszkaniu, z zupełnie innymi osobami. Powoli pakowałam wszystkie moje rzeczy do walizek, przy okazji znajdując dawno przeze mnie zgubione przedmioty. Breloczki, spinki do włosów, pierścionek też się znalazł. Wszystko oczywiście zabrałam ze sobą. Nie mogłam przecież tego zostawić, ani wyrzucić. Od zawsze tak miałam. Trudno było mi się pozbywać rzeczy, bo miałam wrażenie, że wtedy też tracę cząstkę swojej osobowości. I teraz też tak mam. Nie potrafię z tym walczyć.
    Dzień później nadszedł czas wyprowadzki. Postawiłam walizki przy drzwiach wyjściowych i zaczęłam się żegnać z wszystkimi domownikami. Po kolei. Najpierw służba, z którą mieszkałam na jednym piętrze. Dużo czasu przesiedziałam we wspólnym pokoju pokojówek, które zresztą były w moim wieku i bardzo dobrze się z nim dogadywałam. Ich pokój był naprzeciwko mojego, po mojej prawej mieszkały dwie kucharki w podeszłym wieku - Rosario i Marie. Obie były dla mnie jak babcie i zajęły się moim wychowaniem tak dobrze, jak tylko mogły. Bardzo dużo im zawdzięczałam i to właśnie z nimi żegnałam się najdłużej. Chociaż fakt, nie wyjeżdżam na drugi koniec kraju, jednak fakt jest taki, że za często tu wracać nie będę.
    Z właścicielami domu - panem Robertem i jego żoną - pożegnałam się zaledwie jednym zdaniem. Obeszło się bez żadnych czułości czy przytulasów. W końcu nie byłam ich rodziną, tylko jakimś dzieckiem, które straciło swoją matkę. Gorzej było z ich córką. Nie chciała mnie wypuścić z objęć przez dobre piętnaście minut. Gdy w końcu mi się udało wyrwać z jej objęć, w końcu opuściłam mury tej wielgachnej posiadłości.
    Na miejsce dotarłam w przeciągu parudziesięciu minut. Niestety jazda autobusami bardzo się dłużyła i ja odczuwałam te pół godziny jak całe dwie. Z tego co zauważyłam, to Cameron zdążył odebrać klucze do mieszkania wcześniej niż ja i to on wpuścił mnie do środka. Widać było, że dopiero niedawno tu przyszedł. Postawiłam walizki tuż obok jego jednej, stosunkowo niewielkiej. Z lekka zdziwił mnie ten widok, jednak w żaden sposób tego nie skomentowałam.
    Zaczęliśmy pierwszy dzień w naszym nowym mieszkaniu niezobowiązującą rozmową. Na różne tematy. Dopiero chwilę później przypomniałam sobie, że tutaj jest tylko jedno łóżko. Chciałam tę kwestię poruszyć jak najszybciej, więc jak przemknęliśmy przez jeden temat, to od razu zaczęłam ten, o którym myślałam:
     - Kto zajmuje łóżko? - zadałam dosyć zasadnicze pytanie. Cóż, wygląda na to, że jedno z nas będzie spało na kanapie.


< Cameronku? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz