Strony

25 gru 2018

od Rose cd Damiena

Szkoła była wielka, wszystko otaczając mnie, wydawało się chcieć mnie zgnieść. Wielki budynek wielcy ludzie, czy to normalne, że faceci mają jakoś po 2 metry wzrostu? Dziewczyny też nie należały do niskich. Nie to, że jestem jakoś specjalnie niska albo coś, ale... Po prostu wszyscy byli wielcy. Całe szczęście zajęcia się skończyły i pierwszy dzień porażek mogłam uznać za zakończony, chyba. Bo jednak okazuje się, że jadąc autobusem do szkoły, nie koniecznie wracam tym samym. Stałam pod rozkładem,czując,jak zaczynam panikować, autobus jedzie do Horven St... ale gdzie jest moja ulica? Nie ma jej tu w żadnym miejscu, tak samo brakuje przystanku, z którego wyruszałam. O losie, co ja komu zawiniłam? Śnieg padał coraz bardziej, a ja czułam, że zimowe buty nie spełniały jednak wymogów stania dłuższego czasu na mrozie, moje palce powoli zamarzały, a wraz z nimi zamarzałam ja. Czułam każdy podmuch zimna na kolanach, które nie były zakryte płaszczem i policzkach, które raz po raz starałam się zasłonić szalikiem. Szturchnięcie w ramie było czymś, czego się kompletnie w tej chwili nie spodziewałam. Okazało się, że swoją obecnością zaszczycił mnie ten migający chłopak, a raczej ten, który umiał migi zrozumieć. Miał rozwaloną, wargę bóg wie czemu i zmęczony wyraz twarzy, zmarszczyłam brwi, zostawił mnie na zajęciach tak nagle, że chyba jednak nie planowałam być dla niego miła.
-Wiesz jak wrócić ?- Pytanie było zadane bardzo na odwal, tak bardzo, że prawie powiedziałam mu "tak, a teraz spadaj" ale jednak zmęczenie i chłód zrobiły swoje z moją wolą walki. Westchnęłam i wymigałam szybko odpowiedź.
-Niezbyt.
-A gdzie mniej więcej mieszkasz? -Hm... Dobre pytanie, mieszkam ... Obok parku? Zaczęłam mu tłumaczyć okolice mojego lokum, niestety nie wychodziłam często, więc dokładnie potrafiłam opowiedzieć mu o widoku z okna i okolicznym sklepiku z warzywami.
-Dobra, wiem gdzie... chyba jedziemy razem 165 -Wskazał na autobus, który właśnie zatrzymał się na przystanku, nie mam nic do stracenia, bardziej się chyba nie zgubię a w autobusie działa ogrzewanie. Wsiadłam i skasowałam bilet, po czym szybko znalazłam miejsce przy oknie. Damien usiadł obok mnie i zaczął coś robić w telefonie, od niechcenia spojrzałam na ekran, który raz po raz podświetlał się, pisał do kogoś wiadomości, problem z tym że jego wiadomości nie dostawały odpowiedzi. Klepnęłam go lekko w udo:
-Na którym muszę wysiąść?
-Na Flover st, powinnaś się odnaleźć, jak wysiądziesz, bo to blisko miejsca zgodnego z twoim opisem -Odpowiedział, skupiając uwagę na moich dłoniach.
-Dziękuję... Przepraszam za program -Wymigałam z błędem, bo zapomniałam kompletnie jakim znakiem migało się pomoc.
-Program? Chodzi ci o Pomoc? -Zapytał, migając ostatnie słowo, powtórzyłam znak sama do siebie i uśmiechnęłam się z wdzięczności.
-Tak, nie umiem jeszcze trochę migowego- Przyznałam.
-Mhm.
Pokiwałam głową sama do siebie, widząc brak zainteresowania z jego strony dalszą rozmową, nie chciał to nie, pewno i tak ma mnie w dupie. Trochę z nerwów zaczęłam bawić się dłońmi, bo telefon niestety poddał się i po dniu robienia mi za przekaźnik wiadomości. Zsunęłam mały pierścionek z palca wskazującego i powoli kręciłam dookoła małego palca, raz po raz ponownie wsadzając go na palec wskazujący i kciuk.
-Zaraz wysiadasz-Damien odezwał się, nie podnosząc wzroku znad telefonu. Wyjrzałam przez okno i zamarłam, nadal nie poznawałam okolicy, wróciłam wzrokiem do mojego kompana podróży i nabrałam powietrza, przy okazji mając nadzieję, że doda mi to trochę wiary w siebie.
-Nie poznaję okolicy -Wymigałam i patrzyłam na niego błagalnym wzrokiem. Westchnął i pokiwał głową.
-Okay, nie mieszkam daleko od ciebie więc... Odprowadzę cię -Schował komórkę do kieszeni i podniósł się, gestykulując w kierunku drzwi, które właśnie się otwierały, wyskoczyłam na pokryty śniegiem chodnik i zimne powietrze ponownie zaatakowało moją twarz i kolana, momentalnie wsadziłam dłonie do kieszeni i starałam się zakopać w szaliku.
-Musimy iść tam, wydaje mi się, że będziesz wtedy wiedziała, gdzie jesteś -Wskazał na jakiś budynek i ruszył bez czekania na mnie. Pobiegłam za nim i szybko wyrównałam nasze kroki. Nie mogłam się do niego odezwać, bo było mi okropnie zimno w dłonie, on chyba nie był jakoś specjalnie chętny do rozmowy, więc brnęliśmy przed siebie w ciszy, po paru minutach udało mi się rozpoznać jeden sklepik, był to niewielki mięsny, w którym babcia kupowała skrawki mięsa dla naszych zwierząt. Podekscytowana ruszyłam trochę szybciej w kierunku mieszkanka, ale po drodze spojrzałam w szybę wspominanego sklepu, Za lada stał miły sprzedawca i obsługiwał moją babcię. Uśmiechnęłam się i wystawiłam rękę, żeby zatrzymać Damiena ruchem dłoni, nie wymierzyłam odległości i po prostu położyłam mu dłoń na piersi, zatrzymał się i popatrzył na mnie zdezorientowany.
-To moja babcia ! Ta w sklepie- Wyjaśniłam mu szybko. Drzwi sklepowe uchyliły się i ze środka wymaszerowała wspominana już wcześniej kobieta obładowana siatami.
-Rose skarbie ! Wróciłaś? O i masz znajomego ! Dzień dobry -Babcia szybko znalazła się obok nas i wystawiła dłoń w kierunku Damiena.
-Liliana, babcia tej młodej damy -Szybko uścisnęła dłoń chłopaka, który przedstawił się i zachował nawet uprzejmie.
-Może pani pomogę ? Siatki wyglądają na ciężkie? -Zapytał, ale zdecydował już sam, bo zabierał siaty z rąk babci, zanim ta zdążyła coś powiedzieć.
-Dziękuję bardzo ! Teraz młodzież miewa problemy z dobrym wychowaniem, ale nie należysz do tej grupy -Poklepała go lekko po ramieniu i ruszyła do domu, otworzyła drzwi i wpuściła załadowanego siatami Damiena i mnie. Gdy tylko przekroczyliśmy próg, pod nogami zaczęła kręcić się Mau, która głośno domagała się swojej porcji pieszczot.
-Postaw tutaj, dziękuję jeszcze raz, napiłbyś się może herbatki? -głos babci dobiegał w kuchni, gdzie najwyraźniej dorwała Damiena i planowała zagłaskać go na śmierć. Zdjęłam buty i zimowe ubranie i podniosłam kicię, mruknęła cicho i wtuliła pyszczek w moją szyję.
<Damien? herbatka XD?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz