- Chyba tylko wtedy, gdy je sobie rozbijesz – stwierdziłem bardzo powoli chłepcząc czerwoną ciecz i patrząc kątem oka na podłogę. Przeszło mi przez głowę, by na niej usiąść. W końcu wszystko było skażone, nie wiadomo, czy przypadkiem bym czegoś nie złapał. Czy on w ogóle wie, jakie robaki człowiek może mieć w sobie? - Po za tym po tej informacji, chyba tu więcej nie postawie stopy – dodałem zamykając oczy, by chodź na chwilę przestać myśleć o tym.
- Więc będę musiał przyjść do ciebie – stwierdził, na co się zaśmiałem. Otworzyłem oczy, zobaczyłem świnki morskie, które postanowiły się zdrzemnąć przy ścianie. Dziwne, że te jęki ich nie obudziły (chyba, że jeden drugiemu kneblował usta).
- O nie, nie skazisz mego czystego terytorium – zakazałem.
- Owinę się kocykiem na łóżku. Coś musisz mieć „skażone” - stwierdził. Usłyszałem, jak siorbię wino. Podniosłem na niego wymowny wzrok, dając do zrozumienia, że nic nie jest skażone.
- Może ty też jesteś czysty – zaśmiał się, czego nie podzieliłem. W ciszy wypiłem łyk wina, kiedy Oli popatrzył na mnie z szeroko otwartymi oczami, najwidoczniej zdając sobie sprawę, że ja też byłem „czysty”.
<Masakra xd>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz