Pukanie do drzwi wyrwało mnie z przyszywania rękawa. Zagryzłam mocno wargi i spojrzałam na zegar, co tylko jeszcze bardziej mnie zestresowało. W końcu nieczęsto ma się za klienta prezesa firmy.
- Zachowuj się - szepnęłam jeszcze tylko do kota i podbiegłam do drzwi, o mało nie wywalając się przy tym po drodze. Szarpnęłam za klamkę. Zaraz jednak jęknęłam w duchu z własnej głupoty i nerwowo przekręciłam zamek w drzwiach, przypominając sobie, że przecież zamknęłam drzwi. Znów dość gwałtownie pociągnęłam za klamkę, tym razem ostatecznie umożliwiając wejście gościowi.
W przejściu ukazał się wysoki, młody mężczyzna o kruczoczarnych włosach. Przez chwilę gapiłam się na niego nieco oniemiała, jednak kiedy spiorunował mnie błękitnymi oczami, od razu się opanowałam.
- N-niech pan wejdzie - wydukałam, robiąc mu przejście w drzwiach. Gdy tylko przeszedł przez próg, nieco drżącymi rękoma przekręciłam zamek w drzwiach.
Asher od razu wyczuwając gościa, podbiegł do niego. Z niewiadomych przyczyn jednak zatrzymał się, zamiast jak zwykle otrzeć się o nogi. Zaczął przyglądać się mężczyźnie, machając przy tym delikatnie ogonem. Nieco zaniepokojona zachowaniem czworonożnego przyjaciela, niepewnie zerknęłam na czarnowłosego, który niezbyt przejął się zachowaniem zwierzęcia i rozglądał się nieco obojętnym wzrokiem po moim niewielkim mieszkanku. Odchrząknęłam niepewnie, chcąc zwrócić jego uwagę, co na szczęście poskutkowało.
- C-Catniss Pierce - nieco się jąkając, pierzchliwie wyciągnęłam do niego dłoń, którą zaraz jednak cofnęłam. - Był pan... umówiony na ściągnięcie miary, prawda?
Mężczyzna westchnął ostentacyjnie, chyba z nutą irytacji w głosie. Od razu spuściłam wzrok, wiedząc, że to ja byłam powodem jego rozdrażnienia. Zaraz jednak usłyszałam, że się opanował, a zaraz potem chwycił moją wciąż jeszcze uniesioną dłoń.
- Aaron Brown - po tych słowach musnął ustami moje palce.
Od razu poczułam ciepło rozchodzące się po mojej szyi i pełzące na moje policzki. Zagryzłam delikatnie wargę.
- To... chce pan jakąś herbatę? Kawę...
- Przejdźmy od razu do konkretów - powiedział nieco oschle, przerywając mi.
Odetchnęłam cicho i od razu pokiwałam głową. Szybko pobiegłam do sypialni po notatnik i centymetr krawiecki.
- Więc... czego pan dokładnie potrzebuje? - spytałam cicho, kładąc notes razem z długopisem na stoliku przy kanapie.
- Smokingu - odparł dość lakonicznie, wciąż utrzymując oschły ton głosu.
- Ma pan jakieś specjalne wymagania? - spytała nieco niepewnie.
Mężczyzna wzruszył ramionami w odpowiedzi.
- Zdam się na twój gust - odparł spokojnie, jednak wciąż dało się wyczuć pewną wyższość w jego słowach.
Odetchnęłam, już w myślach starając się dobrać kolory i materiały.
- Niech pan rozłoży ramiona - mruknęłam, sama zmieniając ton na nieco bardziej fachowy.
Zaczęłam ściągać odpowiednio miary i zapisywać je w notesie, co rusz przy tym wypowiadając kolejne polecenia o zmianie pozycji.
- To by było na tyle - powiedziałam w końcu, puszczając jedną końcówkę centymetra, którym obejmowałam jego prawe udo. Podniosłam się na proste nogi. - Myślę, że do tygodnia uwinę się z projektem i materiałami do wyboru.
- Świetnie - stwierdził i stanął w wygodniejszej dla siebie pozycji. - W takim razie chciałbym widzieć to za trzy dni. U siebie w biurze, o szesnastej - dodał tonem nieznoszącym sprzeciwu.
Wzdrygnęłam się i spuściłam wzrok, słysząc ten ton. Już chciałam cicho zaprotestować, jednak wewnętrzny głos znów mi na to nie pozwolił. W końcu to był jeden z ważniejszych projektów, a poza tym w ostatnim czasie wcale nie było tak dużo... naglących zleceń. Pokiwałam więc delikatnie głową.
- Oczywiście - odparłam cicho, wzrokiem wędrując to z czubków jego butów na kota, to z powrotem. W końcu jednak niepewnie podniosłam na niego wzrok, dzięki czemu udało mi się dojrzeć ulotny uśmieszek satysfakcji na jego ustach. Przez chwilę wyglądał jak Archer, który dostał miskę ulubionego kurczaka. Zaraz jednak ten wyraz znikł, a jego twarz znów przybrała ten pełen wyższości wyraz.
- W takim razie do widzenia - powiedział, delikatnie kiwając mi głową na pożegnanie.
- Do widzenia - odparłam równie cicho, jak poprzednio.
Gdy tylko zamknęłam za nim drzwi, jęknęłam cicho. Właśnie dotarło do mnie, w jaki ogrom pracy się wpakowałam.
- C-Catniss Pierce - nieco się jąkając, pierzchliwie wyciągnęłam do niego dłoń, którą zaraz jednak cofnęłam. - Był pan... umówiony na ściągnięcie miary, prawda?
Mężczyzna westchnął ostentacyjnie, chyba z nutą irytacji w głosie. Od razu spuściłam wzrok, wiedząc, że to ja byłam powodem jego rozdrażnienia. Zaraz jednak usłyszałam, że się opanował, a zaraz potem chwycił moją wciąż jeszcze uniesioną dłoń.
- Aaron Brown - po tych słowach musnął ustami moje palce.
Od razu poczułam ciepło rozchodzące się po mojej szyi i pełzące na moje policzki. Zagryzłam delikatnie wargę.
- To... chce pan jakąś herbatę? Kawę...
- Przejdźmy od razu do konkretów - powiedział nieco oschle, przerywając mi.
Odetchnęłam cicho i od razu pokiwałam głową. Szybko pobiegłam do sypialni po notatnik i centymetr krawiecki.
- Więc... czego pan dokładnie potrzebuje? - spytałam cicho, kładąc notes razem z długopisem na stoliku przy kanapie.
- Smokingu - odparł dość lakonicznie, wciąż utrzymując oschły ton głosu.
- Ma pan jakieś specjalne wymagania? - spytała nieco niepewnie.
Mężczyzna wzruszył ramionami w odpowiedzi.
- Zdam się na twój gust - odparł spokojnie, jednak wciąż dało się wyczuć pewną wyższość w jego słowach.
Odetchnęłam, już w myślach starając się dobrać kolory i materiały.
- Niech pan rozłoży ramiona - mruknęłam, sama zmieniając ton na nieco bardziej fachowy.
Zaczęłam ściągać odpowiednio miary i zapisywać je w notesie, co rusz przy tym wypowiadając kolejne polecenia o zmianie pozycji.
- To by było na tyle - powiedziałam w końcu, puszczając jedną końcówkę centymetra, którym obejmowałam jego prawe udo. Podniosłam się na proste nogi. - Myślę, że do tygodnia uwinę się z projektem i materiałami do wyboru.
- Świetnie - stwierdził i stanął w wygodniejszej dla siebie pozycji. - W takim razie chciałbym widzieć to za trzy dni. U siebie w biurze, o szesnastej - dodał tonem nieznoszącym sprzeciwu.
Wzdrygnęłam się i spuściłam wzrok, słysząc ten ton. Już chciałam cicho zaprotestować, jednak wewnętrzny głos znów mi na to nie pozwolił. W końcu to był jeden z ważniejszych projektów, a poza tym w ostatnim czasie wcale nie było tak dużo... naglących zleceń. Pokiwałam więc delikatnie głową.
- Oczywiście - odparłam cicho, wzrokiem wędrując to z czubków jego butów na kota, to z powrotem. W końcu jednak niepewnie podniosłam na niego wzrok, dzięki czemu udało mi się dojrzeć ulotny uśmieszek satysfakcji na jego ustach. Przez chwilę wyglądał jak Archer, który dostał miskę ulubionego kurczaka. Zaraz jednak ten wyraz znikł, a jego twarz znów przybrała ten pełen wyższości wyraz.
- W takim razie do widzenia - powiedział, delikatnie kiwając mi głową na pożegnanie.
- Do widzenia - odparłam równie cicho, jak poprzednio.
Gdy tylko zamknęłam za nim drzwi, jęknęłam cicho. Właśnie dotarło do mnie, w jaki ogrom pracy się wpakowałam.
🐾🐾🐾
Po trzech nieprzespanych nocach i ciągłym odrzucaniu pomysłów, przekroczyłam próg firmy Brown Inc. Gdy tylko na recepcji dowiedziałam się, na którym piętrze prezes ma biuro, zrezygnowałam z noworocznego postanowienia o zdrowym trybie życia i udałam się do windy. Uśmiechnęłam się w duchu, widząc, że jest przeszklona, dzięki czemu wraz z nabieraniem wysokości, ukazywała się również panorama miasta. W końcu jednak winda musiała się zatrzymać, a drzwi otworzyły się, ukazując obszerny hol najwyższego piętra budynku. Niepewnie podeszłam do biurka kobiety w nadziei, że to ona jest asystentką pana Browna.
- Dzień dobry - zaczęłam niepewnie, cichym głosem. - Byłam dziś umówiona...
- Panna Catniss Pierce? - kobieta uśmiechnęła się przyjaźnie, dzięki czemu kamień spadł mi z serca. Przynajmniej na obecną chwilę. Gdy tylko przytaknęłam, kobieta wstała i wyszła zza biurka. Zaraz zapukała do wielkich drzwi, które były obok, na co odezwał się nieco przytłumiony, ale wciąż władczy głos mówiący "wejść". Kobieta, która jak zobaczyłam na tabliczce, miała na imię Julie, uchyliła drzwi.
- Pańska projektantka przyszła - oznajmiła spokojnie.
- Niech wejdzie - usłyszałam tylko, na co Julie skinęła na mnie zachęcająco i przepuściła w drzwiach, które, gdy tylko weszłam, zamknęła za mną. Nie zdążyłam niestety nic powiedzieć, gdyż moje nogi napotkały opór w postaci progu, a ciało straciło równowagę. I w ten oto sposób ja, z całą moją niezdarnością, spotkałam się z niezwykle dokładnie wypolerowaną podłogą gabinetu prezesa jednej z najbogatszych firm Avenley River.
[Rony? :3]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz