7 sty 2019

Od Noah CD. Louise

— Wynoś się. — wycedziłem złowrogo przez zęby i popchnąłem brata sprawiając, że z hukiem uderzył głową w wiszącą szafkę. Nie zwlekając, pośpiesznie wyszedłem z łazienki, trzaskając za sobą drzwiami.
Dlaczego życie po raz kolejny pokazuje mi, że mną gardzi?
Czym prędzej ruszyłem w kierunku swojego pokoju, aby przywdziać pierwsze lepsze ubrania, a następnie narzuciłem na siebie płaszcz i wybiegłem na zewnątrz, wyszukując rudowłosej wśród zalegających kopców usypanych ze śniegu.
— Louise! — krzyczałem głośno, mrużąc w zdezorientowaniu swe kasztanowe oczy.
Nikt nie odpowiadał.
Słyszałem jedynie echo swego żałosnego nawoływania.
Rozglądałem się nerwowo, próbując znaleźć moją małą Louise, jednak poczułem mocny uścisk na swoim ramieniu.
— Poszukajmy jej razem. — momentalnie uderzył mnie niski, chrypliwy głos i ostry zapach męskich perfum.
Wyszarpałem się i zmierzyłem brata rozwścieczonym spojrzeniem, nie mogąc pojąć, jak wielki musi mieć tupet, aby pokazywać mi się teraz na oczy.
— Wracaj do swojego idealnego życia. — do głowy cisnęły mi się całe wiązanki przekleństw, a natłok skrajnych emocji sprawił, że straciłem poczucie rzeczywistości.
Czyżby to kolejny zły sen, w którym tracę Louise?
Muszę wam wyznać, że już kilka razy doświadczałem tego samego koszmaru. Zawsze budziłem się tuż przy dziewczynie, a gdy zdawałem sobie sprawę, że jest obok mnie, przyciągałem ją do siebie, aby mieć pewność, że nigdzie nie odejdzie i nie zostawi mnie samego na tym wielkim, przytłaczającym świecie. Co więcej, wielu mówi, że koszmary przedstawiają to, czego się najbardziej obawiamy.
Coś w tym jest.
Gdy obejrzałem się za siebie, nikt za mną nie stał. Wykorzystując fakt, iż Aaron postanowił odpuścić, zacząłem truchtać po okolicy, poszukując swojego szczęścia, niestety nigdzie nie mogłem go znaleźć.
Gdy niczym zbity pies, zrezygnowany i pozbawiony emocji kroczyłem w stronę swojego domu, zauważyłem najobrzydliwszą scenę swojego życia, która momentalnie wyryła się w mojej pamięci i wygląda na to, że zaszyje się w niej na wieki.
Prezes Brown Inc, który z szelmowskim uśmiechem zamknął moje ucieleśnienie radości w uścisku, po czym przyodział je swoim płaszczem i zaprowadził do mojego domu, cicho chichocząc.
Cały świat pociemniał, a nogi stały się tak ciężkie, że nie mogłem wykonać kroku, więc tkwiłem bezsilnie przed własnymi drzwiami, patrząc przez okno domu, jak Aaron zaparza wodę i nieudolnie przeczesuje szafki w poszukiwaniu torebek herbaty. Dziewczyna obserwuje go z zaciekawieniem, co jakiś czas uroczo wybuchając śmiechem.
Piją razem gorący napój, rozsiadając się wygodnie na trzeszczącej sofie i zapominając jednocześnie o moim istnieniu.
Po kilkunastu minutach, gdy moje kończyny przemarzły już doszczętnie, wykonałem kilka mozolnych kroków i stanąłem w progu domu, przymykając za sobą drzwi.
— Widzę, że dobrze się bawicie. — zmarszczyłem brwi i powiesiłem płaszcz na wieszaku, mierząc złowrogim spojrzeniem zadowoloną gromadkę.
— Ta, znalazłem Louise i postanowiłem, że musi się rozgrzać, bo myślałem, że zaraz zmieni się w kostkę lodu. — wyszczerzył do niej swe śnieżnobiałe zęby, które niejednokrotnie miałem ochotę wybić.
Rudowłosa zawtórowała cichym, cudownym chichotem [problem w tym, że był on skierowany do Rona] i definitywnie unikała jakiegokolwiek kontaktu wzrokowego ze mną. Nawet ona udawała, że nie istnieję.
Bez jakiejkolwiek dłuższej dyskusji postanowiłem się poddać, bo wiedziałem, że przeszkadzam im w rozmowie i nie jestem mile widziany [we własnym salonie]. Czym prędzej udałem się do kuchni i ze zrezygnowaniem słuchałem radosnych wybuchów niekontrolowanego śmiechu obu stron, stukając nerwowo w blat stołu.
Czynisz mnie nikim, jak mój ojciec.
Znikam.
Wróć, zanim przestanę być widoczny.


Lou? Pora wcielić w życie nasz plan.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz