Obudził mnie nagły atak na moją męskość. Moje biodra nagle były lekko przygniatane ja. Otworzyłem oczy i szybko starałem się zerwać do pionu, zablokowała mi postać siedząca na moich kolanach, zderzyliśmy się z czółka, a ja opadłem na poduszkę i głośno jęknąłem, masując czoło.
-Co do chuja Thomas? -jęknąłem i złapałem dłonią jego biodro, starając się go jakoś ustabilizować, bo aktualnie wykaszliwał płuca na moim kutasie. Kolejny ruch i zaraz znowu będziemy mieli problem z moim libido.
-u... Przepraszam okay?- Przerwa w ataku kaszlu pozwoliła mu się wysłowić. Kiwnąłem głową, ale czekałem. Nadal ze mnie nie zszedł, przetarł za to swoje czoło.
-Nie chciałem cię uderzyć z główki -Powiedziałem w końcu. Odzyskał przytomność i popatrzył na mnie. Zniżył dłoń i delikatnie pomasował obolałe miejsce na mojej głowie.
-Ja też, nie chciałem cię zaatakować -Westchnął. Szarpnąłem biodrami i przewróciłem go na plecy. Teraz moje biodra znajdowały się w objęciach jego nóg. Zniżyłem lekko twarzy i zatrzymałem się, kiedy nasze nosy prawię, się stykały.
-Już lepiej? Jadłeś coś? - Szeptałem, jak bym bał się, że ktoś usłyszy te słowa. W pewnym sensie się bałem, czemu się bałem? Bo nie pamiętam, kiedy ostatnio naprawdę o kogoś dbałem, a teraz miałem potrzebę pomocy osobie, która nie planowała chyba mi czegoś dać w zamian. Kiedy pokręcił głowa w odpowiedzi, westchnąłem i sięgnąłem ręką na jego oplatające mnie nogi, delikatni pociągnąłem jedną i wstałem, zostawiając go samego na łóżku, z wyraźnym mindfuckiem. Poszedłem do kuchni i zrobiłem mu lekkie śniadanie, które nie powinno męczyć brzucha, dodatkowo naszykowałem porcję jego leków i wróciłem. Otulił się kołdra i czytał wiadomości na telefonie z wyraźnym przerażeniem na twarzy.
-Proszę, zjedz i połykaj leki -Usiadłem obok niego i podsunąłem mu talerzyk z kanapką. Thomas przeniósł na mnie wzrok i …
-Wszystko okay? Wydajesz się przerażony? - Postawiłem kanapki na stoliku i przysunąłem się lekko. Od kiedy to ci zależy pedale? Od kiedy masz potrzebę bycia blisko ? To … To pewno kwestia braku seksu, prześpię się z kimś i mi zaraz minie. Tak, to to. Wzrok Thomasa nie przestawał jednak wywoływać u mnie zmartwienia.
-On... Nie ważne, ale.. Musisz nakarmić świnki -Wydukał z siebie. Racja, musiałem, ale nadal się odrobinę bałem wrócić.
-Tak, pojadę dzisiaj, ale nie chcę cię zostawiać i.
-Jedź, nawet teraz wrócisz potem i tyle, przecież to nie pierwszy raz jak jestem chory tak?
-Ale teraz się czuje odpowiedzialny, moja wina, że cię zaraziłem tak?
-Niby tak – Wzruszył ramionami, a ja miałem ochotę go przytulić. Oj źle Oli, źle. Podałem mu jedzenie i szybko ulotniłem się z łóżka, musiałem iść do domu i ... Zająć się czymkolwiek innym. Podniosłem moją torbę i spakowałem brudne ubrania. Nie wiedząc czemu, miałem ochotę pocałować albo... cokolwiek go na do widzenia, Oli ty emocjonalna pizdo.
-Wrócę za parę godzin okay? Jak by się coś działo to...
-Nic mi nie będzie, idź -Mruknął, gryząc jedną z kanapek i powoli żując. Więc wyszedłem, skierowałem swoje kroki na szybką, ale zawiłą drogę do mojego mieszkania. Po godzinie drogi moim oczom ukazał się mój budynek mieszkalny. Klucze odebrałem na recepcji, ale zapytałem o wymianę zamka.
- A coś się stało?
- Zgubiłem moją parę i boję się, że ktoś się włamie - Wytłumaczyłem prosto.
- Jutro niedziele, ale w poniedziałek przyjdzie spec i wymieni - Obiecał portier. Spokojnie poszedłem do siebie i przystanąłem pod drzwiami, zamknięte, tak jak powinny być. Dla swojej pewności zostawiłem je szeroko otwarte i przeszukałem mieszkanie, aby upewnić się o braku nieproszonych intruzów. Kiedy moje bezpieczeństwo było pewne, zamknąłem drzwi i kucnąłem, witając się z dwoma ryjkami.
- Hej hej, przepraszam za nie obecność grubasy - Podrapałem jedną świnkę pod brodą i zająłem się ogarnianiem mieszkania. W głowie nadal tkwił mi dzisiejszy poranek. Powinienem sobie kogoś znaleźć na dzisiejszy wieczór tak? Sam Thomas stwierdził, że nie chce po prostu, żebym kogoś przyprowadzał do jego mieszkania, teraz kiedy jestem w swoim... Sięgnąłem po telefon i napisałem mój adres do faceta z warzywniaka. Nic więcej, tylko adres. Odpowiedź przyszła bardzo szybko „będę za 20 minut”. Zdecydowanie wiedział, co robi. Kiedy czekałem zdałem sobie sprawę z idiotyzmu mojej decyzji, ale było za późno, do drzwi zapukał niebiesko Oki sprzedawca i po otwarciu drzwi zasypał mnie milionem pocałunków, które pomimo bycia przyjemnymi nie wydawały się odpowiednie. Nie potrzebowaliśmy dużo, szybko udało nam się zakończyć przyjemności i bez słowa rozejść. Moje ciało jak kol-wiek zadowolone wydawało się okropnie zmęczone. Czekała mnie jeszcze podróż powrotna do mieszkania bruneta. Zabrałem porcję czystych ubrań i zostawiłem świnkom jedzenie, dużo jedzenia. Idąc przez zimno wieczornego powietrza, zacząłem zastanawiać się nad moją dzisiejszą decyzją. Pomimo uspokojenia ciała, braku takiego napalenia miałem wrażenie, że coś zrobiłem źle, pytanie tylko co.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz