Strony

30 sty 2019

Od Samuela cd. Odette

                Zmrużyłem oczy, a kiedy spojrzałem na kartkę zacisnąłem usta w wąską linię. Ukradkiem spojrzałem na Odette. Kurwa. Niemal natychmiast założyłem buty. A potem złapałem bluzę wiszącą na wieszaku. Przypiąłem też smycz do obroży Daemona, jednocześnie gniotąc kartkę w dłoni i wyrzucając ją do kosza tak, aby dziewczyna nie zauważyła.
                - Słuchaj Odette, idę w tym samym kierunku co ty,  mogę cię odprowadzić. Przypomniałem sobie o szczepieniu Daemona – Pies spojrzał na mnie spode łba. Uśmiechnąłem się do dziewczyny, jednak chciałem jak najszybciej wyjść z mieszkania. Miałem mało czasu.
                - Okej, będzie mi bardzo miło – Odette nieśpiesznie założyła buty, a kiedy była już gotowa, otworzyłem jej drzwi i wyszliśmy z mieszkania. Założyłem kaptur na głowę, jednocześnie czułem jak broń ciąży mi przy pasku od spodni. Na szczęście, Odette nie zauważyła mojego uzbrojenia. Idąc u jej boku, z psem który najpewniej odgryzł by jej rękę, rozglądałem się na wszystkie strony, nikogo nie widziałem.
                - Wszystko w porządku? Dziwnie się zachowujesz… - Odette zatrzymała się po pięciu minutach drogi – Właśnie, co to była za kartka? Czy to ona tak cię zdenerwowała?
                - Ja… - zacząłem, jednak w tym momencie zobaczyłem pędzący na nas samochód. Wiedziałem, że to nie jest zwykły pirat drogowy. Jego rejestracja mówiła wszystko. Przypomniała mi się zawartość kartki.

„Uważaj na siebie i swoją przyjaciółkę, widzimy wszystko.
Nie wiesz kiedy zaatakujemy.”
                Puściłem Daemona natychmiast, pies nauczony co robić w takich przypadkach pobiegł w innym kierunku, ja natomiast rzuciłem się w stronę dziewczyny, na którą pędził czarny van. Upadliśmy na ziemię, zamortyzowałem upadek własnym ciałem, przez co Odette nawet nie dotknęła ziemi. Auto odjechało. Odette niezgrabnie się podniosła, a ja zrobiłem to samo. Zagwizdałem. Za zakrętu wybiegł doberman, wesoło merdając ogonem. Ukucnąłem podrapałem go po łbie.
                - Już myślałem, że cię rozjechał – Spojrzałem na dziewczynę – Lepiej będzie, jak wrócisz do Akademika. Poucz się jeszcze, poćwicz. W razie problemów, dzwoń, ale nie obiecuję że zawszę będę mógł odebrać, zwłaszcza dzisiaj
                - Okej… to, do zobaczenia? – Odwróciła się pytając.
                - Tak. Do zobaczenia.
                Zaraz po tych słowach oddaliłem się jak najdalej. Miałem mało czasu, napisałem do Pablo, aby przyjechał do Daemona i zabrał go do siebie. Nie chciałem aby psu się coś stało, mimo wszystko był niewinny. Szedłem ulicą zapełnioną ludźmi. Rozglądałem się gorączkowo za srebrnym Volvo, kiedy w końcu je dostrzegłem, otworzyłem tylne drzwi auta i wpuściłem psa. Nic nie mówiąc, Pablo spojrzał na mnie zmartwiony. Skinąłem mu głową, po czym odjechał. Ja natomiast skierowałem się w stronę jednej z uliczek do której nikt normalny by się nie zapuścił.
                Idąc powoli, wpatrywałem, się w każdy cień. Zawsze mogłem zostać zaatakowany, musiałem być przygotowany na wszystko. Zastanawiałem się, czy odpuścili Odette. Laska była miła, jednak zbyt ufna. Gdyby powiedzieli jej, że mnie znają i zapomnieli zapytać o mój adres, a ona bez wątpienia by im go zdradziła. Nagle, usłyszałem śmiech. Wyjmując broń wycelowałem za siebie. Nie zdziwiłem się tym, kogo tam zastałem. Mike Hudson.
                - Samuel Weston! Co za niespodzianka, nie sądziłem się tu pojawisz, po tym jak wielkodusznie uratowałeś tamtą smarkulę przed moimi chłopcami. Miękniesz Samuelu? – Mike podszedł bliżej, szczerząc się tak szeroko, że z chęciąbwym walnął go w tą wymalowaną buźkę. Tak, Mike Hudson był gejem i wcale się z tym nie krył. Nic do nich nie mam, ale Mike był wyjątkiem.
                - Ja za to nie tęskniłem za widokiem twojej twarzy. Dalej masz do mnie żal, że dałem ci kosza? Wiem, że jestem zajebisty, ale z pedałami się nie spotykam – Uśmiechałem się. Nagle poczułem jak coś zimnego zostaje przystawione do mojej skroni. Kurwa, dałem się złapać w pułapkę. Spojrzałem obok siebie.
                Stał tam ciemnoskóry, wysoki i barczysty chłopak, na oko, może z osiemnaście lat. Nowy nabytek bandy Hudsona. Widziałem jak nieśmiertelnik dynda mu na szyi, a za duże spodnie prawie spadają z dupy. Wywróciłem oczami.
                - Oh, prawie o tym zapomniałem przyjacielu, ale teraz znów otworzyłeś tę ranę – Teatralnie złapał się za serce, a po chwil jego twarzy wykrzywił uśmiech, który mroził krew w żyłach.
                - Czego chcesz, nasze rodziny zawsze były przyjaźnie do siebie nastawione – Przypomniałem sobie, jak kilkanaście lat temu siedziałem z Mike’m, przy kominku u mnie w domu. Byliśmy chłopcami, i właśnie dostaliśmy nowe karabiny na kulki z farbą. Przez całe następne lato strzelaliśmy do wszystkich, oraz wszystkiego, nawet do siebie.
                - Tak, jednak teraz, kiedy twój ojciec zawalił robotę, należy zmienić lidera. A moja rodzina nadaje się doskonale. Jednak, zanim to będzie możliwe należy… pozbyć się „Księcia Mafii”. – Zaśmiał się szorstko – Czy to nie tak cię nazywali?
                Trafił. Tak, właśnie tak nazywano mnie w szkole. Zaśmiałem się na wspomnienie dziewczyny, która zaparkowała swojego żółtego gruchota na moim miejscu parkingowym. Wybuchła z tego niezła wojna pomiędzy nami. Nie raz nawet przegiąłem. Stałem nieruchomo wpatrując się w oczy Mike’a.
                - Możemy to załatwić polubownie. Jak starzy znajomi.
                - Gdyby nie to, że naprawdę cię cenę Samuelu, nie zgodziłbym się na to. Ale dla ciebie, zrobię wyjątek. Odsuń się Olivier. – Ciemnoskóry mężczyzna odszedł, a ja skorzystałem z sytuacji. Wyjąłem broń z prędkością światłą dopiero wtedy, kiedy Olivier opuścił swoją. Odwracając się, wystrzeliłem trafiając go pociskiem prosto w klatkę piersiową, w tym samym usłyszałem dźwięk nabijanego pistoletu. Kiedy Mike strzelił, ja skoczyłem za kontener na śmieci.
Serce biło mi jak oszalałe. Musiałem uciekać. Nie dam sobie rady z Mike’m oraz jego świtą sam. Byłem pewien, że jego ludzie czają się za rogiem. Siedziałem na ziemi, czekając na odpowiedni moment. Kiedy Mike skończył strzelać, wychyliłem się i oddałem kilka strzałów. Chłopak był mistrzem uników, więc trafiłem go jedynie w ramię, z jękiem wpadł za najbliższą ścianę. Wybiegłem, po czym kierując się w stronę chodnika uważałem, aby nie zostać zranionym. Nagle, z nikąd wyrósł przede mną mężczyzna, ubrany w czarny dres i z smokiem wytatuowanym na twarzy wokół oka. Złapał mnie za ramię, a ja korzystając z tego, że byłem chudszy i mimo wszystko, bardziej wysportowany niż otyły goryl Mike’a, przeskoczyłem nad nim, podcinając po zaraz po tym nogi. Grubas runął na ziemie z jękiem zaskoczenia. Wystrzeliłem trafiając go w plecy, byłem pewny że nabój zabił faceta. Dalej rzuciłem się biegiem, musiałem się stąd wydostać.
Nagle moje ramię przeszył ostry ból, w momencie kiedy prawie wybiegłem na ulicę.
*****
                Z samego rana, poderwał mnie przeszywający ból ramienia. Syknąłem z bólu. Ciężko oddychałem, nie mogłem zapomnieć o postrzale. Położyłem się na plecach, próbując ignorować wszystko dookoła. Jednak, okazało się to nie możliwe.
                Około godziny dziesiątej, zadzwonił mój telefon. Był niepodpisany numer, jednak odebrałem i od razu w słuchawce usłyszałem głos Odette.
                - Hej Samuel, słuchaj, chciałam zapytać jak się czujesz po tym wczorajszym incydencie. Zastanawia, czy złapali tego wariata. Jest zagrożeniem dla ludzi! – Powaga w jej głosie mnie rozśmieszyła. Szybko skrzywiłem się i syknąłem z bólu, kiedy przez przypadek uderzyłem ramieniem w framugę drzwi. – Co się stało?
                - Boli mnie ręka, to wszystko. Słuchaj, nie wiem jak z tym wariatem ale i ja i Daemon mamy się dobrze. Dzięki za troskę. Muszę kończyć.
                Rozłączyłem się zanim zdążyła coś powiedzieć.  Usiadłem na krześle ciężko dysząc. Muszę to opatrzyć, inaczej wda się zakażenie. A nie chcę mieć amputowanej ręki. Szukając apteczki, natrafiłem na coś, czego nie kojarzyłem. Była to mała paczka, wielkości mojej dłoni. Otwierając ją, nie spodziewałem się co tam znajdę. Jak się okazało, był to palec. Ludzki palec. A pod nim jedno zdanie.
„To dopiero początek, uważaj na siebie Samuelu.
Inaczej to samo spotka ciebie i twoją rodzinę”
Odette?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz