Co mogła mi niby zrobić? Pobić? Zabrać to, co sama mi podarowała, zapewne tylko po to, żebym się odczepił? Jej niespodziewany powrót zaskoczył mnie jednak tak, jak nic innego dawno nie było w stanie.
- Zapraszasz mnie do siebie. ― Powtórzyłem z dozą niepewności, nadal wlepiając wzrok w neutralny wyraz twarzy dziewczyny. ― Teraz.
- Teraz.
- Dobrze. ― Nadal dziwne wrażenie, że tak pięknie być nie mogło, nie dawało mi ze spokojem przyjąć tego faktu.
- Dobrze? ― Uniosła brwi w dalszym oczekiwaniu.
- Tylko... dlaczego?
- Nieważne. Po prostu się zgódź. ― Zmierzyła mnie swoim przenikliwym spojrzeniem. ― Możesz wziąć kolegów czy, ten, kogo tam chcesz. ― Machnęła ręką na to.
Przecież nie zaprzepaścisz tej szansy, Theo.
Dobra, niech jej będzie.
Dostałem od niej pieniądze. Teraz zaproszenie do domu i miałem nie pytać dlaczego? Jej niedoczekanie. Skinąłem w końcu głową, zrobiłem parę kroków w przód, sprawiając, że ciało dziewczyny nieznacznie zadrżało, a jej głowa zadarła się niepewnie do góry, wbijając we mnie spojrzenie. Nie czekając na znak, wziąłem od niej siatki i ugrzązłem w miejscu, starając się nie komentować faktu, że poprzez wyraz twarzy wyrażała teraz ulgę.
- Dobrze byłoby chociaż poznać twoje imię, stalkerko ― mruknąłem miło, na co w odpowiedzi otrzymałem cichutkie prychnięcie.
- Nie mów tak. ― Prawda boli. ― Louise.
- Theo.
W mojej głowie mignęła całkiem błyskotliwa myśl, że raczej sporym ryzykiem byłoby zapraszać do domu dziewczyny Thora i Trevora. Bóg jeden wie, jak ich złodziejskie instynkty zachowałyby się w zapewne ładnym, zadbanym domu, podczas gdy takt czy resztki kultury osobistej leżą na poziomie znacznie gorszym, niż oni sami sobą reprezentują. Po co mam zrażać do siebie tą miłą dziewczynę na samym starcie. Później im pomogę. To dobry wybór.
- Przyniosę herbatę, kanapki i trochę wypieków. Podobno są dobre. Znaczy powinny. ― Zamknęła usta na moment. ― No, sam ocenisz.
Roześmiałem się na te słowa, przez co obdarowała mnie swoją chwilą uwagą płynącą od brązowego spojrzenia. Niedługo potem na stoliku, a może pufo-stoliku, znalazł się talerz wypełniony najróżniejszymi smakołykami, natomiast na drewnianej tacce zagościły dwa kubki z parującą herbatą. Zajęła miejsce obok mnie, dając przemielić atmosferę chwilową ciszą, która miała uprzedzić niepewne pytanie.
- Zapraszasz mnie do siebie. ― Powtórzyłem z dozą niepewności, nadal wlepiając wzrok w neutralny wyraz twarzy dziewczyny. ― Teraz.
- Teraz.
- Dobrze. ― Nadal dziwne wrażenie, że tak pięknie być nie mogło, nie dawało mi ze spokojem przyjąć tego faktu.
- Dobrze? ― Uniosła brwi w dalszym oczekiwaniu.
- Tylko... dlaczego?
- Nieważne. Po prostu się zgódź. ― Zmierzyła mnie swoim przenikliwym spojrzeniem. ― Możesz wziąć kolegów czy, ten, kogo tam chcesz. ― Machnęła ręką na to.
Przecież nie zaprzepaścisz tej szansy, Theo.
Dobra, niech jej będzie.
Dostałem od niej pieniądze. Teraz zaproszenie do domu i miałem nie pytać dlaczego? Jej niedoczekanie. Skinąłem w końcu głową, zrobiłem parę kroków w przód, sprawiając, że ciało dziewczyny nieznacznie zadrżało, a jej głowa zadarła się niepewnie do góry, wbijając we mnie spojrzenie. Nie czekając na znak, wziąłem od niej siatki i ugrzązłem w miejscu, starając się nie komentować faktu, że poprzez wyraz twarzy wyrażała teraz ulgę.
- Dobrze byłoby chociaż poznać twoje imię, stalkerko ― mruknąłem miło, na co w odpowiedzi otrzymałem cichutkie prychnięcie.
- Nie mów tak. ― Prawda boli. ― Louise.
- Theo.
W mojej głowie mignęła całkiem błyskotliwa myśl, że raczej sporym ryzykiem byłoby zapraszać do domu dziewczyny Thora i Trevora. Bóg jeden wie, jak ich złodziejskie instynkty zachowałyby się w zapewne ładnym, zadbanym domu, podczas gdy takt czy resztki kultury osobistej leżą na poziomie znacznie gorszym, niż oni sami sobą reprezentują. Po co mam zrażać do siebie tą miłą dziewczynę na samym starcie. Później im pomogę. To dobry wybór.
***
Dom Louise znajdował się znacznie dalej, niż przewidywałem. Przez całą drogę musiałem spamiętać wszelkie szczegóły, które pomogłyby mi potem wrócić na stare śmieci, i nie okazało się to wcale takie trudne. Ale porzuciłem te zajęcie całkiem w niepamięć, gdy w końcu zaobserwowałem wyłaniający się niedaleko las. W towarzystwie niezliczonej ilości ogołoconych z liści drzew, poprowadzeni wyraźną ścieżką dotarliśmy do całkiem sporej, dobrze zapowiadającej się przestrzeni, na której stał parterowy dom. Był duży, nie ma co kłamać.
Louise szybko ugościła mnie w przestronnym, jasnym salonie, do jakiego ja osobiście sam bym siebie nie wpuścił. Prześledziłem całe pomieszczenie z dozą dobrze wyczuwalnej konsternacji, nie ruszając się nawet na milimetr z miejsca na białej kanapie.
- Na co masz ochotę? ― spytała, wyrywając mnie tym samym z zamyślenia.
- Wystarczy szklanka wody albo jakaś herbata. Naprawdę. - Przyniosę herbatę, kanapki i trochę wypieków. Podobno są dobre. Znaczy powinny. ― Zamknęła usta na moment. ― No, sam ocenisz.
Roześmiałem się na te słowa, przez co obdarowała mnie swoją chwilą uwagą płynącą od brązowego spojrzenia. Niedługo potem na stoliku, a może pufo-stoliku, znalazł się talerz wypełniony najróżniejszymi smakołykami, natomiast na drewnianej tacce zagościły dwa kubki z parującą herbatą. Zajęła miejsce obok mnie, dając przemielić atmosferę chwilową ciszą, która miała uprzedzić niepewne pytanie.
- Więc jak to się stało, że ― zawiesiła głos, jakby właśnie doszła do wniosku, że zadawanie tego pytania będzie niestosowne. Nie odezwałem się jednak ani słowem, czekając ze spokojem, aż skończy pytanie. ― Wylądowałeś na ulicy? Nie naciskam.
Skrzywiłem się na myśl, że muszę zajrzeć ponownie w nieco poszarpane już wspomnienia, lecz nie przywoływało to już żadnego bólu. Nawet namiastki. Została tylko świadomość opętana zupełną obojętnością. Pogodzeniem z faktem, że to się już wydarzyło i jedyne, co mogę zrobić, to żyć dalej.
- Moja historia nie jest ciekawa. ― Uśmiechnąłem się delikatnie, wręcz rzekłbym, iż trudno znaleźć w tym jakąkolwiek radość. Ewentualnie można było zakładać, że byłaby lekko fałszywa. ― Mojej rodzinie się nie wiodło. Znaczy mamy nigdy nie znałem, żyłem tylko z ojcem. Często tracił pracę, to chyba rodzinne, bo mnie też się to zdarza.
Rudowłosa słuchała z dużym zainteresowaniem, ujmując w obie dłonie ciepły kubek z herbatą. Ja w przerwie między opowiadaniem postanowiłem wziąć gryza rogalika. Tego, na którego chrapkę miał Trevor.
- Co z twoim ojcem? ― Znów ten niepewny ton.
- Umarł dawno temu. Rak ― odparłem krótko, w końcu przełykając pierwszy kęs świeżego, słodkiego rogalika z powidłami. Moje podniebienie od razu zalała fala przyjemności, a żołądek szybko doprosił się o kolejne gryzy. ― Domowa robota? Nie jadłem lepszych. Chociaż to nie tak, że jem to od świąt.
Skrzywiłem się na myśl, że muszę zajrzeć ponownie w nieco poszarpane już wspomnienia, lecz nie przywoływało to już żadnego bólu. Nawet namiastki. Została tylko świadomość opętana zupełną obojętnością. Pogodzeniem z faktem, że to się już wydarzyło i jedyne, co mogę zrobić, to żyć dalej.
- Moja historia nie jest ciekawa. ― Uśmiechnąłem się delikatnie, wręcz rzekłbym, iż trudno znaleźć w tym jakąkolwiek radość. Ewentualnie można było zakładać, że byłaby lekko fałszywa. ― Mojej rodzinie się nie wiodło. Znaczy mamy nigdy nie znałem, żyłem tylko z ojcem. Często tracił pracę, to chyba rodzinne, bo mnie też się to zdarza.
Rudowłosa słuchała z dużym zainteresowaniem, ujmując w obie dłonie ciepły kubek z herbatą. Ja w przerwie między opowiadaniem postanowiłem wziąć gryza rogalika. Tego, na którego chrapkę miał Trevor.
- Co z twoim ojcem? ― Znów ten niepewny ton.
- Umarł dawno temu. Rak ― odparłem krótko, w końcu przełykając pierwszy kęs świeżego, słodkiego rogalika z powidłami. Moje podniebienie od razu zalała fala przyjemności, a żołądek szybko doprosił się o kolejne gryzy. ― Domowa robota? Nie jadłem lepszych. Chociaż to nie tak, że jem to od świąt.
- Cóż... współczuję straty. ― Schowała wzrok w wciąż kołyszącej się w kubku herbacie. ― I tego wszystkiego. Wiem, że to brzmi łatwo, ale niektórzy nie zasłużyli na taki los. ― Nie wiedziałem, czy mówiła o moim ojcu czy o mnie, ale nie drążyłem dłużej tematu.
- Naprawdę uroczo z twojej strony. ― Wyszczerzyłem zęby w nieco większym uśmiechu, już ostatecznie odganiając od siebie mrok wspomnień. Nie było sensu do nich wracać.
Wzrokiem omiotłem otoczenie, starając się zrobić to dyskretnie, jednak dziewczyna zauważyła to od razu. A raczej to, że mój wzrok spoczął prawdopodobnie na drzwiach od łazienki.
A co jeśli pomyśli, że chcę ją okraść?
To tylko ciekawość, przysięgam.
Theo znowu tłumaczy się przed sobą.
- Naprawdę uroczo z twojej strony. ― Wyszczerzyłem zęby w nieco większym uśmiechu, już ostatecznie odganiając od siebie mrok wspomnień. Nie było sensu do nich wracać.
Wzrokiem omiotłem otoczenie, starając się zrobić to dyskretnie, jednak dziewczyna zauważyła to od razu. A raczej to, że mój wzrok spoczął prawdopodobnie na drzwiach od łazienki.
A co jeśli pomyśli, że chcę ją okraść?
To tylko ciekawość, przysięgam.
Theo znowu tłumaczy się przed sobą.
- Jeśli chcesz zażyć kąpieli, proszę.
- Chyba nie powinienem... ― Korzystać z jej pomocy. To miałem na myśli, jednak ubiegła mnie trochę inną dedukcją.
- Sądzisz? Znaczy... ― Odchrząknęła i chyba nieco spanikowała. Nie potrafiłem dobrze odczytać jej reakcji. ― Znaczy, ten no, myślę, że nie zaszkodzi.
Znów parsknąłem cichym śmiechem. Była pocieszna. Nie można jej tego odmówić.
- Rozumiem, rozumiem. Ale dzięki za propozycję. ― Przecież nie mogłem tak korzystać z jej dobra i chęci pomocy.
- Chyba nie powinienem... ― Korzystać z jej pomocy. To miałem na myśli, jednak ubiegła mnie trochę inną dedukcją.
- Sądzisz? Znaczy... ― Odchrząknęła i chyba nieco spanikowała. Nie potrafiłem dobrze odczytać jej reakcji. ― Znaczy, ten no, myślę, że nie zaszkodzi.
Znów parsknąłem cichym śmiechem. Była pocieszna. Nie można jej tego odmówić.
- Rozumiem, rozumiem. Ale dzięki za propozycję. ― Przecież nie mogłem tak korzystać z jej dobra i chęci pomocy.
I znikąd usłyszałem kroki uprzedzone trzaśnięciem drzwi. Dźwięk twardej podeszwy nieco przybrał na sile, a wtedy oboje zobaczyliśmy wysuwającą się zza ścianki sylwetkę nieznanego mi chłopaka. Ciemne włosy, może ułożone w nieładzie. Trochę opalony. Równie ciemne spojrzenie skierowało się w naszą stronę.
Poczułem całkiem spore zakłopotanie.
- Umm. Czółko. ― Przywitałem się prostym skinieniem głowy.
Ciekawiło mnie, kim on był. Co tu robił. Choć tak naprawdę nie miałem nawet prawa o tym myśleć.
Poczułem całkiem spore zakłopotanie.
- Umm. Czółko. ― Przywitałem się prostym skinieniem głowy.
Ciekawiło mnie, kim on był. Co tu robił. Choć tak naprawdę nie miałem nawet prawa o tym myśleć.
Lou?
+10 PD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz