Strony

12 sty 2019

Od Thomasa cd. Oliego

Gdy wyszedłem z łazienki, okazało się, że nie było tego pajaca. Gdzie on znowu polazł? Nie miałem zamiaru nic robić, wiedziałem, że moje chęci są gówno warte. Po prostu wyszedł i mam nadzieję, że już nie wróci, chociaż w głębi duszy zastanawiałem się, gdzie mógł pójść. Nie ma kluczy do własnego domu, te od portiera musiałem oddać, nie ma innych przyjaciół… może poszedł zakończyć swoje życie? Nie zdziwiłbym się, jednak tę myśl odrzuciłem. Poszedłem do kuchni, gdzie wstawiłem wodę na herbatę. Czekając, aż się zagotuje, przypomniałem sobie o pysznym obiedzie, jaki mi zgotował. Nie obraziłbym się za kolejny posiłek…
Woda zaczęła się gotować, ale nim zalałem kubek, ktoś zadzwonił do drzwi. Poszedłem otworzyć, sądziłem, że to znowu ta staruszka, ale widok Andrewa, trzymającego Oliego na plecach, całkowicie mnie zaskoczył.
- Co do cholery… - wpuściłem ich do środka. Przyjaciel zaniósł chłopaka do pokoju i wrzucił go na łóżko. Dopiero wtedy zobaczyłem, że był dosłownie biały, jakby mróz przylepił się do jego skóry, a ubranie powoli zamieniało zamarzało. - Gdzie go znalazłeś? - zapytałem.
- Poszedłem się przyjść i znalazłem go leżącego pod jakimś domem. Na początku myślałem, że to jakiś upity menel, którego przysypał śnieg – wytłumaczył. Westchnąłem i usiadłem na krześle, przyglądając się Oli’emu, który właśnie zasnął.
- No nic, pomóż mi go przebrać – oznajmiłem. Pociągnęliśmy chłopaka, a potem przy pomocy przyjaciela, zdjąłem mu koszulkę i spodnie.
- Matko, co mu się stało? - usłyszałem pytanie blondyna, gdy szukałem w szafie jakichś starych ubrań. Żałowałem, że nie zabrałem ich z domu Oli’ego, ale skąd miałem się domyślić takiej sytuacji? Odwróciłem się do łóżka i przyjrzałem się ciału śpiącego. Masa malinek, parę siniaków, ślady po zębach i okropne strupy na udach.
- To właśnie jest powód, dla którego spędza ze mną za dużo czasu – mruknąłem wyjmując w końcu pierwsze lepsze dresy i koszulkę, który były na mnie nieco za duże. Podczas przebierania chłopaka, opowiedziałem Andrew’owi co się wydarzyło. A zacząłem od początku, od naszych rozmów, na temat tego, jak to Oli uwielbiał sypiać z facetami. Opowiedziałem o kolesiu, który się w nim zakochał, pozwolił sobie na za dużo rzeczy, wykorzystał, uwięził, poranił… Dokańczałem historię jeszcze przy dwóch herbatach. Chłopak ciągle zadawał mi pytania, ja odpowiadałem i koniec końców wyszło na jedno: wpakowałem się w niezłe bagno.
- I co masz zamiar teraz z nim zrobić? Nie chce wracać do siebie, a jak go wypuścisz, to się pójdzie zabić – wzruszyłem ramionami. Nie miałem pojęcia, chłopak był gorszy od kobiety, którą wsadzili do burdelu i która nie dawno z niego uciekła. - Może nie przejmuj się nim? Odwieź go do domu…
- I co potem? Znowu mam mieć kogoś na sumieniu? Pomyśl, skoro ten facet był zdolny do przetrzymywania go i… widziałeś jego ciało, to co może zrobić za drugim razem? - przerwałem mu. Milczał, doskonale wiedział, że nadal nie pogodziłem się ze śmiercią Kate i ciągle się obwiniam, na dodatek byłem bardzo słaby, jeśli chodziło o złe ludzkie czyny. Po prostu nie miałem serca zostawić tego kretyna w objęciach losu, który najwidoczniej chciał go zniszczyć. I chociaż sam bardzo pragnąłem go wywalić przez okno, współczułem mu.
- No dobra. Załóżmy, że uda ci się znaleźć z nim wspólny język – odezwał się po długiej ciszy. - A co potem? Ma na karku jakiegoś zboczeńca, ty jesteś przewrażliwiony, masz na koncie morderstwo i więzienie. To nie idzie ze sobą w parze, jeśli chociaż pobijesz tego gnoja w obronie, z łatwością możesz tam wrócić – przełknąłem głośno ślinę. Miał rację, nawet gdybym to ja został pobity, a jego tylko drasnął, cała sytuacja mogła się odwrócić przeciwko mnie. I nie miałem gwarancji, że Oli stanie po mojej stronie, zastraszony może nawet wyjechać z miasta, a mnie wsadzą na kolejne pięć lat.
- Nie chce o tym myśleć – mruknąłem w końcu.
- Może lepiej oddać tę sprawę komuś? - zaproponował. Podniosłem na niego wzrok.
- Komu?
- Sam nie wiem, ma rodzinę?
- Wyrzekli się go.
- No to zgłoś sprawę na policje!
- I jak to sobie wyobrażasz? Koleś, który dawał każdemu dupy, nagle poczuł ból i stwierdził, że go naruszono. Każdy, kto go zna, stwierdzi, że sam mu się oddał – Andrew zgodził się z tą myślą.
- No dobra, skoro chcesz się nim zająć, to co z chłopakami?
- O co ci chodzi? Przecież nie zaniedbam zespołu.
- Nie rozumiesz. Ja wiem wszystko, a oni nic. Wstawili się za tobą podczas sprawy, pomogli ci wrócić do normalnego życia, zasługują na odrobinę szczerości. Bo jeśli wylądujesz w areszcie, będę zdziwieni i niczego nie pojmą. A ja będę się czuł winny, bo wszystko wiem – westchnąłem. Miał rację, byłem w stosunku do nich niesprawiedliwy. Chociaż z początku ta sytuacja nie wydawała się tak poważna, teraz zaczynała nabierać okropnego sensu.
- Ech… dobrze, wszystko im opowiem, ale nie teraz. Jutro mam nowe zlecenie, może pojutrze… - zaproponowałem, na co skinął głową.
- Zrób to jak najszybciej – spojrzał na zegarek. - Muszę wracać. Powodzenia – poklepał mnie po ramieniu. Odprowadziłem go do drzwi, a gdy wyszedł, zrobiłem sobie kolejną herbatę, tym razem z dodatkiem melisy na uspokojenie. Zrobiłem sałatkę, musiałem coś przegryźć.
Około godziny szesnastej, śpiąca królewna postanowiła się obudzić.
- Co do chuja! - nie zdziwiłem się tych słów, były tak bardzo podobne do ćpuna. - Nie w tym się kładłem! - dokończył. Wpadł do kuchni niczym poparzony, stanął nade mną i oczekiwał odpowiedzi. Ja nawet nie uniosłem wzroku, siorbnąłem sobie powoli herbatkę i odstawiłem ją na stół. - Ja pieprze… chyba mnie nie ruszyłeś… - na tą myśl odsunął się ode mnie. Posłałem mu rozbawione spojrzenie. - Ta… nie ważne – mruknął, zdając sobie sprawę, że ta hipoteza była tak samo durna, jak to, że koty mogą szczekać. W końcu wyjął sobie szklankę, wrzucił do niej saszetkę z herbatą i zalał gorącą wodą. Usiadł po drugiej stronie stołu. Chciałem go zapytać, co ma zamiar teraz zrobić, ale wiedząc, że od tego idioty nie dowiem się niczego, zrezygnowałem z tego doboru słów.
- Chcesz u mnie zostać, skoro nie masz kluczy? - zapytałem. Jeśli stwierdzi, że ma klucze u portiera, osobiście go odwiozę i wypierdolę z motoru, nawet się nie zatrzymując. Nienawidzę takich niewdzięcznych ludzi.

<Oli?>

+10 PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz