Strony

12 sty 2019

Od Louise cd. Noah

          Opierawszy ociężałą głowę na ramieniu Aarona czułam niezbyt przyjemny szum w głowie. Choć wypiłam zaledwie dwie lampki słabego wina i kilka kieliszków wódki, miałam wrażenie, jakbym pokonała właśnie całą butelkę. Tej sytuacji osobliwości dodawał fakt, że mam jednak mocną głowę, choć też bez przesady. Tak właściwie, może byłam jednak taka słaba, a “mocna głowa” to wytwór mojej wyobraźni, bo niezbyt często pijam dużo? Nie wiem, może później się przekonam. Raz po raz uśmiechałam się do siedzących przy stole gości i mruczałam coś do Rona, który nie przerywał zaciętej dyskusji z innymi członkami rodziny Brown. Zabawne było to, że ja niedługo będę jej członkiem. Louise i Noah Brown, jak to zabawnie brzmi. Albo Noah i Louise. Nie wiem, może później zobaczymy, jak to będzie, ale osobiście wolę być pierwsza. Ten mój Noah siedział sobie obok, zaś jego towarzyszka raz po raz spoglądała w moją stronę, czego nie mogę powiedzieć o nim. Szczerze mówiąc, to chyba nieważne. Trochę bolało mnie moje zachowanie, ale serce pękło mi na pół, kiedy powiedział to głupie “zamknij się”. To, no cóż, dość normalne słowa, uderzyły mnie z potrójną siłą, bo powiedział to mój Noah. Mój chłopak i mój Noah. Dlatego próbowałam o tym nie myśleć, ale jak tu siedzieć spokojnie, skoro rozum podpowiada, bym z ramienia jego brata głowę zabrała i ułożyła ją na tym sąsiednim, ale to byłoby tak strasznie niewdzięczne i bezczelne, że odpuściłam sobie takie zabiegi. Starszy Brown oparł się o mnie i tak sobie siedzieliśmy, on ciągle gadał i gadał, a ja zasypiałam, chociaż było wcześnie. W końcu, nie wytrzymując napięcia, wstałam i zapytałam o toaletę. Dziękując za odpowiedź udałam się we wskazane miejsce. Tak właściwie to nie do końca szłam tam za potrzebą, chodziło bardziej o upragnioną samotność i chwilę na odetchnięcie. Krzątałam się między korytarzami, szukając odpowiedniego pokoju. Szukałam niemalże na oślep, bo, nie ukrywam, pogubiłam się w labiryncie brązowych drzwi i straciłam orientację. To były trzecie… siódme… drugie… drzwi na, eeem… lewo? Nie, nie, na prawo. Wpierw miałam iść prosto, potem skręcić, skręcić w… nie wiem, poddaję się. Wzdycham głośno i decyduję się na otwieranie wszystkich drzwi po kolei, przecież i tak nikt nie zauważy, wszyscy głośno rozmawiają. Moją pierwszą ofiarą są te przy samym rogu, które okazują się być przejściem do jakiejś sypialni. Pudło. Uchylam następne, moim oczom ukazuje się ciemne pomieszczenie. Zapalam światło. To tylko schowek. Dobrze, szukam dalej. Trzecie to z kolei gabinet. Dalej kolejna sypialnia na przemian z pomieszczeniami niemal pustymi. Aż w końcu odnajduję ten pokój, który, wbrew pozorom, nie jest łazienką. Nie spodziewałam się, że trafię na niego akurat teraz. Stary pokój Noah. Nieco pusty, wyraźnie zaniedbany, wszędzie unosił się kurz. Puste półki świadczyły o tym, że większość ważniejszych rzeczy zabrał ze sobą do nowego domu. Z drobiazgów zostały tu jakieś figurki, wazony i… fotografie. Było mi nieco głupio tak wślizgnąć się do nieodpowiedniego pomieszczenia, lecz nie mogłam się powstrzymać. Zamknęłam za sobą drzwi i podeszłam do komody. Trzy zdjęcia oprawione w ramkę stały na niej. Na pierwszym — Noah i jakaś dziewczyna. Przypatrywałam się bliżej, aż zauważyłam w niej znajome cechy. To Chloe. Ciekawe, od kiedy się znają. Na pewno od dzieciństwa. Może kiedyś byli parą? Albo któreś z nich było zakochane w drugim, jak to w filmach bywa? Może. Kolejne zdjęcie przedstawiało samego chłopaka, był ubrany w czepek pływacki i okulary, mógł mieć jakieś siedem, osiem lat. Na jego szyi zawieszony był medal, najwyraźniej złoty. W rękach trzymał dyplom. Fotografia wywołała u mnie uśmiech, jaki przeuroczy chłopiec. Trzecia, ostatnia, to on i jego brat. Tutaj nie był wcale zadowolony, wręcz przeciwnie. Jego mina wyrażała zdenerwowanie albo nawet poirytowanie. Byli już starsi. Zgaduję, że to ostatni bal w szkole średniej Aarona. Kiedy tak stałam i oglądałam pamiątki Browna, nie zauważyłam, jak ktoś wchodzi do pokoju. Zanim zdążyłam się odwrócić, poczułam uścisk na biodrze. Zamruczał coś. Byłam pewna, z kim mam do czynienia. Aaron. I alkohol. Czułam, że wypił dużo i to wcale nie była komfortowa sytuacja. Zdążyłam się nieco ocknąć, więc uznajemy, że tylko ja miałam tu trzeźwe myślenie. Wodził dłonią po mojej talii. Delikatnie odwróciłam głowę w jego stronę i, nie odrywając od niego wzroku, wyślizgnęłam się z jego objęć. Widocznie nie chciał odpuścić, bo próbował iść za mną, wyprzedzając mnie chwiejnym krokiem. Zamknął drzwi i podszedł bliżej. Przełknęłam ślinę. Nie, nie bałam się i nie, nie czułam żadnego obrzydzenia co do niego. Sytuacja była po prostu dziwna, zważywszy na okoliczności i to, że jakieś kilka pokoi dalej są wszyscy goście, a na dodatek każdy może tu wejść, w końcu drzwi są pozbawione zamka.
          I nawet nie wiem, co mną kierowało, ale złapałam go za rękę i przysunęłam do siebie, by zgrabnie pokonać odległość dzielącą nas (nieco niezgrabnie, ale to wina Aarona). Jeszcze chwilę droczyłam się z nim, palcem kreśląc przeróżne kształty na jego ciepłej szyi, kiedy on próbował przejść już do pocałunku, choć mi było niezbyt śpieszno. Nieszczególnie chciałam, by między nami pojawił się ten sekret małej zdrady. Po prostu chciałam zapomnieć o Noah i o tym, że faktycznie mam chłopaka.
          Złączyłam nasze usta w pocałunku, dłońmi objęłam jego twarz. Przycisnął mnie do ściany, tuż obok drzwi, po chwili uniósł mnie. Nie przerywając pocałunków, nachylił się nad łóżkiem, widocznie nieużywanym od bardzo dawna. Pociągnęłam za idealnie ułożony krawat i przyciągnęłam go do siebie.
          Zajęci sobą nie spostrzegliśmy, jak do pokoju wchodzi następna osoba, tak, jak jakiś czas temu wkradł się tu Aaron. Otwieram na moment oczy. Widząc stojącą w progu Noah, szybko odrywam się od Rona i zataczam się na drugą stronę. Wstaję z łóżka i pędzę za nim, doszczętnie rozsypana. Nie wiem, co mnie podkusiło. Boże, jestem idiotką. Dlaczego. Dlaczego. Cholernie kocham Noah, pomimo jego wad, pomimo tych odzywek, ranię go. Wpierw odbuduję, później rujnuję. Cholera jasna. I po co mi to było? Ach, no tak, mądry człowiek po szkodzie.
          Gdy doganiam Noah, łapię go za nadgarstek, lecz on szybko uwalnia się z mojego uścisku. Powtarzam jego imię, jakby było to jakieś idiotyczne zaklęcie, dzięki któremu mi wybaczy.
          — Błagam cię, porozmawiajmy — mówiłam. — Noah…
          Zignorował moją obecność i nie pozwalał na jakiekolwiek wyjaśnienia.
          Rujnuję to.
          On mi ufał.
          On mi zaufał.
          Wychodzi na zewnątrz, ale nie odpuszczam. Ciągle mnie wymija i tylko zaciska dłonie. Nie dziwię mu się. Jestem tragiczną dziewczyną. Co ja powiem jego rodzicom? Przepraszam, ale prawie zdradziłam pańskiego syna. Co powiem moim? No bo wylądowałam sam na sam z jego bratem i tak wyszło. Co powiem sobie? Hej, Louise, jesteś skończoną idiotką. Ale, cholera, nie przejmowałam się teraz zdaniem innych. Po prostu szłam za Noah i nie chciałam pozwolić, by teraz odjechał. Nie może.
          Doszedł do samochodu i otworzył go. Okrążył pojazd, zasiadł za kierownicą i odpalił go. Otworzyłam drzwi.
          — Nie odjeżdżaj, błagam cię — szepnęłam.
          Wsunęłam się do samochodu.
          — Noah.
          Spojrzałam na niego. Nie robiłam nic. Po prostu patrzyłam na to, jak z całej siły zaciska kierownicę i pustym wzrokiem wpatruje się w ogród otaczający posiadłość.
          — Porozmawiajmy, daj mi wszystko wyjaśnić i dopiero odjedź. Zrozumiem to. — Dopiero teraz opuściłam wzrok.

NOAH?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz