- Tak! - krzyknąłem w końcu, czułem, że byłem bliski płaczu. Kotka uciekła z łóżka, gdy zacząłem ją mocniej ściskać. Już nic więcej nie powiedziałem, chłopak wstał raptownie. Poczułem, jak zrobiło mi się zimno, gdy mnie puścił. Nie zastanawiałem się, czy dobrze robię, usuwając go ze swojego życia. Czy on był mi na coś potrzebny? To co, że wspaniale gotował, zajął się mną… to nie ważne! Nie potrzebuje go! Zacząłem sobie wmawiać, że dobrze robiłem i nim się zorientowałem, wyszedł. Trzasnął drzwiami, a mnie nagle opuściły wszystkie emocje w postaci słonych łez. Skoro dobrze zrobiłem, to dlaczego było mi tak przykro?!
Wstałem dopiero po paru godzinach, musiałem wziąć prysznic, coś zjeść… ogółem się ogarnąć. To co, że była czwarta w nocy? Moja kotka też czasami łaziła po domu o tej godzinie. Siedziałem w kuchni, było mi okropnie przykro, że wyszedł, ale co miał zrobić, skoro mu tak kazałem? Dobrze zrobiłem, wrócę do normalnego życia, nie będę już o nim myślał…
Musiałem wyjść na świeże powietrze, musiałem odetchnąć. To co, że jeszcze nie wyzdrowiałem, musiałem stąd wyjść. Miałem dość tego domu. Ubrałem się ciepło, mając nadzieję, że to nie wzmocni mojej choroby, po czym otworzyłem drzwi, prawie nie wywalając się o jakiegoś człowieka, który spał mi pod drzwiami. Nagle na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. To był Oli! Tylko czemu spał mi pod drzwiami? Kucnąłem przy nim i odgarnął włosy z twarzy. Spał, a ja nie chcąc go budzić, wziąłem na ręce i zaniosłem do środka. Położyłem na łóżku, niech śpi. Przez chwilę patrzyłem na jego twarz i zastanawiałem się, czy już go wystarczająco poznałem, by móc się w nim chociaż troszeczkę, tak minimalnie, tak prawie niezauważalnie… zadurzyć.
Wyszedłem z domu, zamykając drzwi. Zjechałem windą na dół i wyszedłem z bloku, by poczuć nocne i zimne powietrza, które przyjemnie mąciło w moim nosie i płucach. Ruszyłem w przypadkowym kierunku, mając zamiar się po prostu przejść i oczyścić umysł. Po jakiejś godzinie zacząłem wracać, jednak ktoś mi stanął na drodze.
- Gdzie jest Oli? - usłyszałem mocno zdenerwowany głos. Podniosłem wzrok na mężczyznę, którego spotkałem kiedyś w sklepie. Od razu sobie przypomniałem, że to ten facet molestował chłopaka.
- Nie twoja sprawa – odpowiedziałem próbując go wyminąć. Ten jednak chwycił mnie za fraki i przycisnął do ściany jakiegoś budynku.
- Moja. Oli jest mój – wysyczał przez zęby.
- Byś się kur*a zdziwił – na te słowa zostałem uderzony pięścią w twarz, ale on dalej trzymał mnie za szyję i zaczął lekko podduszać. - Pie*rz się – uderzyłem pięścią w jego grdykę, na co zaczął się dusić i mnie puścił. Nie uderzyłem go na tyle mocno, by mu coś zrobić, chciałem, by mnie puścił. A gdy to zrobił, kopnąłem go jeszcze w brzuch. - Radzę ci, abyś zostawił Oliego w spokoju, bo inaczej cię zabije – zagroziłem mu i ruszyłem szybkim krokiem do domu. Po drodze poczułem, że z nosa leciała mi krew. Andrew miał rację, wpakuje się tylko w kłopoty. Po powrocie do domu, była godzina szósta. Zatrzasnąłem za sobą drzwi i wszedłem do łazienki, zapominając o gościu na łóżku.
<Oli?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz