-No to masz, umyj to, co miał konik w buzi -Podałem jej ogłowie, podpinając je wcześniej, żeby mieć pewność, ze się nie wywali o wodze. Złapała paski i ruszyła szybko do wiaderka z wodą, zanurzając w nim, metalowe wędzidło. Odpiąłem popręg i przewiesiłem, podciągając wcześniej strzemiona. Zdjąłem siodło i powiesiłem w niewielkiej siodlarni obok boksu. Mała wróciła dumna, pokazując mi owoc swojej pracy, wędzidło było czyste.
-Brawo – Posłałem ją do siodlarni, żeby odniosła ogłowie na miejsce. Wróciła, niosąc ze sobą szczotkę.
-Teraz trzeba uczesać konika – Oznajmiła mi z pewnością w głosie.
-Okay, to dawaj -Podniosłem ja i postawiłem na murku, z którego dawała radę czesać bok i szyję swojego nowego przyjaciela. Przysiadłem przed boksem na kostkach siana i patrzyłem jak dziecko z wielkim skupieniem czyści zapocone miejsce. Była cierpliwa, coś, czego chyba bym o sobie nie powiedział. Małe dziecko to wyzwanie. Nie wiem, czy ludzie sobie z tego zdają sprawę. Moje pierwsze miesiące, spędziłem, płacząc, kiedy tylko ona przestawała. Nie przyszło mi do głowy oddanie jej do adopcji, nie po tym, co ja przeszedłem.
-Tatuuś! -Pisk małej wyrwał mnie z zamyśleń, znalazła jakiś punkt na boku konia, do którego nie dosięgała. Wstałem i przeniosłem ją na murek po drugiej stronie. Oddała się ponownie zajęciu. Trenerka... Miła młoda dziewczyna, ale wydawała się odrobinę, niezadowolona z tego, że ktoś nawiedza jej miejsce na ziemi. Naprawdę, chciałem być przydatny, znajomości to podstawa, a nie miałem ich tutaj dużo. Dodatkowo mogła być wspaniałym początkiem na rozwijanie pasji u małej. Tyle, co ja się nasłuchałem o konikach, jeździe konnej i pegazach to chyba nikt tyle nie słyszał. Stukot kopyt na betonie i cichy głos. Sarah szła z najwyraźniej nowo przywiezionym rumakiem do jednego z pustych boksów.
-Pościelić ci w nim szybko? -Wychyliłem głowę zza drzwi. Mała została usunięta z murku i grzecznie stała pod ścianą przyglądając się nowej istocie. Kary koń dość nerwowo przebierał nogami i starał się wyprzedzić dziewczynę. Kiwnęła mi głową na potwierdzenie.
-Poczekaj tu dobrze? Nie podchodź do konika, zostań przy tym – Poklepałem młodą po głowie i szybko wyprzedziłem Sarah i konia. Złapałem kostkę słomy i szybko zaścieliłem boks. Usunąłem się z drogi i patrzyłem, jak kary dosłowne wskakuje do boksu. Dziewczynę lekko szarpnęło.
-Wszystko ok? Wydaje się, specyficzny?
-Tak. Nie wiem, czy znajdę na niego czas. Ten facet strasznie mnie zaskoczył, mam nadzieję, że nie będzie chciał go odkupić z powrotem, kiedy już go zrobię. O ile mi się uda. - Pokręciła lekko do siebie głowa i zamknęła boks. Koń cicho prychnął i zaczął zajmować się panicznym chodzeniem po boksie.
-Młody jest jak coś.... Jak mi przypomnisz trochę jazdę, to chętnie pomogę, może nie jestem technicznie świetny, ale na grzbiecie się utrzymam, mam lata doświadczeń z upadkami -Uśmiechnąłem się zaczepnie.
Zaśmiała się.
– Tu nie chodzi o utrzymanie się, bardziej o rozbudowę mięśni i niedanie się zabić, ale będę miała na uwadze twoją ofertę. Dzisiaj już do pracy raczej nie pojadę, więc zawsze możesz sobie przypomnieć jazdę nawet zaraz. - Słowa dziewczyny mnie odrobinę zszokowały.
-W sumie, co mam do stracenia. Kogo mam sobie osiodłać? - ruszyłem powoli wraz z kobietą w kierunku Daphne, która zachwycona głaskała „swojego” konia.
– Jinx nie jest zmęczony, tylko dobrze rozgrzany, więc nic mu się nie stanie, jeśli na niego wsiądziesz. Chyba że wolisz się trochę poszarpać z Joko, ale na początku ją odradzam. Ja w tym czasie wyprowadzę może z Daphne konie na karuzelę? – popatrzyła na dziewczynkę, biorąc się pod boki.
-Dobra, nie chcę ci dzisiaj kobyły zamęczyć moją masą- Zaśmiałem się i zabrałem za ponownie ubieranie konia. Poszło mi łatwo, Jinx był spokojnym koniem, więc po chwili wyprowadzałem go z boksu.
-Tato ! Kask gdzie masz? -Mała znalazła się obok mnie szybciej niż niejedna mucha w stajni.
-Już biorę słonko, gdzie Sarah?
-Pani jest tam!- Wskazała palcem w kierunku, o jakim wspominała kobieta. Pokiwałem głową i zapiąłem toczek. Dobra to yolo? Zaprowadziłem konia na padok i podciągnąłem sobie popręg. Wsiadłem bez problemu i powoli ruszyłem. Kołysanie, delikatne kołysanie to było zdecydowanie to, czego mi brakowało. Delikatnie popędziłem konia do kłusa. Anglezowanie też mi nie zniknęło z pamięci. Z uśmiechem i skupieniem zacząłem sobie robić trening. A to wolta, a to zmiana kierunku. Jakieś cofania, zwolniony kłus, wydłużony kłus.
-Tatuś jeździ! -Daphne oznajmiła, kiedy trenerka znalazła się obok nas.
-No widzisz, też niedługo będziesz tak dobrze jeździła, jak twój tata – powiedziała z uśmiechem, opierając się o ogrodzenie. – Możesz zrobić kółko galopem, a ja mogę ustawić ci jakieś niskie przeszkody, jeśli chcesz – zbliżyła się do miejsca, w którym chwilę temu kłusował zebrany Jinx.
-Dobra, Patrz Daphne, jak tata nie spada – Zaśmiałem się bardziej do siebie i w skupieniu pchnąłem konia do galopu. Zaskoczył mnie nagły skok do przodu. Wałach zdecydowaniu miał przyspieszenie. Zebrałem ręce i podążałem za koniem, czując, jak przypominają mi się godziny spędzone na koniu. Odchyliłem głowę do tyłu i zaśmiałem się. Brakowało mi tego. Nakierowałem konia na niewielką przeszkodę, która pojawiła się na środku koła i zrobiłem niewielki pół siad. Znów, ładny skok i przejście do kłusa. Zwolniłem do stępa i popatrzyłem na dziewczyny przy barierce. Daphne miała iskry w oczach. Trenerka za to wydawała się przyjemnie zaskoczona. Na jej twarzy wykwitł niewielki uśmiech, kiedy pokiwała do mnie głową.
-Jeszcze masz w planach jakieś wariacje, czy koniec na dziś? – powiedziała z uśmiechem.
-Na dzisiaj może spokój, nie chcę ci konia zamęczyć. - Powoli zajechałem pod barierki i zsiadłem z konia. Poklepałem spocona szyję i pochyliłem się, opierając twarz o bark konia. Ciepły zapach potu sprawił, że w mojej głowie aż zawirowały wspomnienia. Przerwały mi malutkie rączki na nodze. Otworzyłem leniwie oczy i popatrzyłem w dół na Daphne.
-Brawo !
-Dziękuję! Dobrze mi poszło? -Zapytałem małej.
-TAK! Będę jak ty! - Obiecała z rozmarzonym wzrokiem. Kiwnąłem głowa i zabrałem konia do stajni.
-Tęskniłem za tym, dziękuje ci za to -Posłałem Sarah uśmiech.
-Nie ma za co, możecie do mnie przyjeżdżać, kiedy tylko macie ochotę. Konie kończą chodzić – wskazała na karuzelę. – więc będę zaczynać powoli treningi, dopóki nie jest ciemno. Pokiwałem głową i popatrzyłem na małą. Głowa jej już zaczynała powoli uciekać na boki, co brałem za dobry znak. Uśnie dzisiaj na spokojnie.
-Dobra, dziękujemy ci, idziemy do domu, bo Daphne zaraz uśnie na stojąco. Proszę za dzisiaj -Podałem jej większy banknot i wycofałem się ze stajni z małą na biodrze. Sarah mi pomachała tylko z oddali i wróciła do swoich zajęć. Droga do domu minęła mi w spokoju. Nawet radia nie musiałem włączyć, mała spała jak zabita. W domu zaniosłem ją do łóżka i pozwoliłem już spać, w tym, w czym dzisiaj biegała. Brudne dzieci, to szczęśliwe dzieci, tak? Usiadłem na kanapie i podrapałem Termina za uchem.
-Co piesku? Okropny Pan cię dzisiaj zostawił na pół dnia? Spacerek?- Uśmiechnąłem się, patrząc na entuzjazm na pysku psiny. Westchnąłem i podniosłem się, ubierając wygodne buty. Pies szybko znalazł się pod drzwiami i czekał, machając ogonem, obijając półkę z butami. Złapałem pierwszy lepszy batonik proteinowy i ugryzłem, zamykając za nami drzwi wejściowe. Okolica powoli szykowała się do snu, robiło się ciemno, ale jakieś dzieci i matki szły jeszcze chodnikiem. Jedna z kobiet popatrzyła na mnie i prychnęła cicho, no do najczystszych aktualnie nie należałem, psia ślina, końska ślina, pot i kurz pewno odznaczały się na kurtce.
-Słucham?
-Taki jak TY, raczej nie powinien tu mieszkać -Syknęła.
-Słucham?
-Bandyta, kto wie co to za mała dziewczynka? - Zamarłem i patrzyłem na kobietę z irytacją. Czekaj co? O co jej nagle chodziło.
-Czy Pani zakłada, że MOJA córka nie jest bezpieczna? -Zapytałem, szybko znajdując się za płotem i stając na drodze Babsku. Moje dłonie zaczynały drgać, lata na ulicy robiły swoje. Miałem już ułożoną wiązankę, która pięknie opisałaby jej osobę.
-Nikt cię nie zna, nie wiemy, skąd jesteś, równie dobrze mogłeś ją uprowadzić od matki -Syknęła.
-Jak ma PANI jakiś problem, to chyba numer na policję PANI zna. A teraz, proszę się odpierdolić, i to jeszcze mówię na spokojnie. Nie PANI zasrany interes kim jestem. - Syknąłem i szarpnąłem psa na bok, ruszając szybko w przeciwnym kierunku. Włosy aż stały mi dęba. Miałem ochotę zapalić. Pomimo nie palenia od dobrych 5 lat, stres powodował u mnie mocny głód nikotynowy. I co mam zrobić? Nawet nie miałem z kim pogadać, bo nikogo w tym zasranym mieście nie znam.
<Sarah?>
+10 PD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz