Uśmiechnęłam się. Odwaga znajomej dziewczyny była zdecydowanym przeciwieństwem jej zachowań. No ale podobno przeciwieństwa najlepiej się trzymają.
Popatrzyłam, na niewielki plac zabaw, nieopodal naszego miejsca pobytu.
- To może tam? Możemy się pohuśtać? - Zaproponowałam.
- Dobra - Wzruszyła lekko ramionami i powoli ruszyła w kierunku zabawek.
- Ej no ale do niczego nie zmuszam?
- Nie... Będzie okay - Uśmiechnęła się lekko. Kiedy doszłyśmy do małej furki, pchnęłam bramkę, puszczając Charl przodem. Podeszła do huśtawek i niepewnie spojrzała na plastikowe siedzenia.
- Co jest? - Podeszłam, przeskakując nad kałużą.
- Są mokre - Przyznała. Sięgnęłam do kieszeni, wydobywając paczkę chusteczek.
- Od czego ma się mnie? - Podeszłam i bez zbędnych ceregieli wytarłam jej siedzenie, po chwili wycierając też, to, na którym planowałam siedzeń.
- Dziękuję
- Nie ma za co, serio. Jestem tu by służyć.
- To brzmi jak jakiś dziwny religijny slogan - Przyznała. Wzruszyłam ramionami i zamarłam. To możliwe.
- Być może jest. Nie wiem, nie byłam w kościele od... Od roku? Chyba jakoś tak. Nie lubię kościołów. - Przyznałam i odepchnęłam się od ziemi, pozwalając ciału płynąć w powietrzu.
- Nie wierzę w takie rzeczy, nie ufam temu. To jakiś chory ludzki wymysł. Nie zrozum mnie źle, bo tak, każdy wierzy, w co chce, ale czy nie wydaje ci się to dość absurdalne? Sama nie potrafię uwierzyć w siebie, a co dopiero mówić tu o siłach nadprzyrodzonych. Mówię teraz o chrześcijaństwie, bo to najczęściej maglowane jest w moim domu, Charlie, idź do kościoła, Charlie, odmów paciorek. Problem w tym, że to wszystko wygląda zbyt podejrzanie. Ilekroć prosiłam Boga jeszcze za dziecka, by tata wyzdrowiał i by wszystko było dobrze. Tylko po co, skoro wszystko się posypało? Straciłam wiarę i nie odzyskam jej, bo to bezsens i wytwór wyobraźni. Już nie mówię o kościele, który ma swoje zasady, kto normalny każe dzieciakom chodzić do kościoła co tydzień i w każde święto, spowiadać z prywatnych spraw księdzu co miesiąc i śpiewać jak najgłośniej, a na dodatek znać każdą modlitwę perfekcyjnie? To czysty idiotyzm, a ludzie wciąż w to wierzą. - To było jedno z najdłuższych zdań, jakie kiedykolwiek wypowiedziała w moim kierunku. Zamarłam i słuchałam z lekko rozchylonymi wargami. Kiedy skończyła, przymknęła lekko oczy i odepchnęła się mocno.
- Oh wow... Bez urazy, ale nigdy cię przez tak długi czas nie słyszałam... Ale rozumiem. W sensie... Nie chcę ci tu mojego życiorysu opowiadać, ale byłam wychowana w sekcie. I tylko to znałam przez dobre dwadzieścia lat. To było... Tak byłam układana, na idealną żonę. Dziwię się, ze mnie nie wydali za nikogo w wieku 17 latu, jak pierwszy raz „Zakwitłam” - Wykonałam myślniki palcami i prychnęłam z idiotyzmu sprawy.
- Jakim cudem tu jesteś? - Dalej huśtając się, Charl odchyliła w moim kierunku głowę, lekko zamazywała mi się przez nie skoordynowany ruch huśtawek.
- Uciekłam, spodobałam się jakiemuś chłopakowi z miasta i postanowił, ze mnie wyciągnie. Nie był to długi związek, ale zawdzięczam mu wolność. Problem pojawił się, kiedy... No... No nagle się okazało, że jednak mnie nie kręcą faceci - Przyznałam szybko i odchyliłam głowę do tyłu.
- Naprawdę? - Pytanie wydawało się szczere.
- Mhm, Alex był miły, do momentu jak nie chciałam mu czegoś dać. Potem się zrobił... Agresywny. Więc uciekłam. No, a to, że jednak wolę kobiety trochę mi ułatwiło ucieczkę, wiesz... Nie czułam nic do niego poza wdzięcznością... Od tamtego momentu nie byłam w sumie w związku, trochę mnie przerażają. Mam wrażenie, że mam na sobie jakąś skazę, że moje pochodzenie naprawdę dużo znaczy – Wzruszyłam ramionami i pisnęłam, bo okulary nagle zsunęły mi się z nosa i poleciały do tyłu. Zahamowałam gwałtownie i starałam się opanować sytuację.
<Charl?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz