- Odette, nie naprawdę nie jest
dobry pomysł, abyś tu była. Ja… mam pewne problemy, ale one ciebie nie dotyczą
i nie musisz się martwić. Skup się na egzaminach. Najlepiej będzie, jeśli
wrócisz do domu.
-
Samuel ja nic nie rozumiem o co tu… - Zanim dokończyła, zobaczyłem w oknie jak
pięć czarnych pojazdów staje przez budynkiem. Mimo mieszkania na najwyższym
piętrze, miałem dość dobry widok.
-
Kurwa… Odette, ufasz mi? – Dziewczyna patrzyła na mnie przez jakiś czas. Wahała
się, jednak kiedy ktoś zaczął dobijać się do drzwi, dziewczyna się otrząsnęła. Nie
czekając na jej odpowiedź, złapałem ją za nadgarstek i rzuciłem się biegiem w
kierunku drugiego wyjścia, oraz windy jednocześnie. Kiedy winda się zamknęła,
wcisnąłem przycisk garażu. Musieliśmy uciekać. Natychmiast.
-
Samuel o co tu chodzi, co się dzieje? – Odette była spanikowana. Zamknąłem
oczy.
-
Wyjaśnię ci wszystko, ale nie teraz okej? Nie mamy czasu – W tym samym momencie
drzwi windy się otworzyły. Otworzyłem auto, znów łapiąc dziewczynę za
nadgarstek zaprowadziłem do samochodu. Wsiadając, miałem wrażenie, że gdy tylko
wyjadę oni tam będą. –Zapnij pasy, nie wychylaj się, najlepiej to wciśnij się w
fotel. Nie odwracaj się. Nie rób nic, o co cię nie poproszę. To bardzo ważne,
rozumiesz?
Dziewczyna
nie odezwała się, co wziąłem za odpowiedź twierdzącą. Odpaliłem silnik, a następnie z głośnym piskiem opon wyjechałem
na ulice. Samochody dalej stały pod budynkiem, mogą być jeszcze w mieszkaniu.
Żałowałem, że zostawiłem Daemona, ale pies umiał radzić sobie sam. Wyjechałem
za ulicę, wyprzedzałem każde auto nie patrząc na to ile ich było, nie raz
przejechałem na czerwonym świetle. Musieliśmy uciekać, jak najdalej.
Nagle
usłyszałem strzał. Odette też musiała go usłyszeć, bo podskoczyła na siedzeniu.
Spojrzałem w lusterko, zaraz za nami jechało pięć samochodów, czarne SUV-y,
doskonale je znałem. Wcisnąłem pedał gazu, co chwilę skręcałem w coraz to mniej
uczęszczane uliczki. Chciałem wyjechać za granice miasta, miałem większą szansę
ich zgubić. Kolejny strzał.
Włączyłem
autopilota, po czym otworzyłem okno. Wychyliłem się, czując na sobie spojrzenie
Odette, wyjąłem broń i celnie strzeliłem kierowcy jednego z samochodów prosto w
głowę. Był zbyt zajęty szukaniem własnej broni, nie zdążył się odchylić. Po
chwili, jego auto zderzyło się z budynkiem. Wróciłem do pojazdu. Wiedziałem, że
blondynka patrzyła na mnie z przerażeniem. Nie dziwiłem się.
-
Samuel… czy ty… właśnie zabiłeś człowieka? – Głos Odette wydawał się być
odległy. Nie odpowiedziałem, musiałem skupić się na drodze aby nie wypaść z
ulicy. Nagle tuż przede mną wyjechał samochód, skręciłem gwałtownie, na
szczęście Odette zapięła pasy bo inaczej, uderzyłaby w boczną szybę z taką
mocą, że na pewno by ją zbiła. Kolejne strzały. Teraz, byłem zamknięty w
pułapce, blokowali mi jakąkolwiek możliwość skrętu.
-
Na trzy, masz się schylić. – Odette rozejrzała się spanikowana – Raz. –
Dziewczyna załkała cicho – Dwa. – Teraz rozejrzała się po raz kolejny – TRZY!
Oboje
padliśmy nisko, kiedy obaj kierowcy wystrzelili i dzięki unikowi, zestrzelili
sami siebie. Natychmiast się wyprostowałem, skręcając gwałtownie i urywając przy
tym lusterko samochodu. Teraz jednak, to było moje najmniejsze zmartwienie. Po
godzinnej, szaleńczej jeździe przez miasto, wyjechaliśmy z Avenley River.
Teraz, byliśmy w lesie a za mną nie było już nikogo. Jechaliśmy w ciszy, nie
mogłem uwierzyć, że poszło nam tak łatwo. Nagle usłyszałem jak Odette głośniej
wciąga powietrze. Spojrzałem na nią zaskoczony.
-
Twoja ręka… - Dziewczyna wskazała na moje ramię. Blizna nie była zszyta, ani
zatamowana. Znów krwawiła. I było to doskonale widać.
-
To nic, zaraz przejdzie.
Po
dwudziestu minutach zatrzymałem się na niewielkim placu widokowym. Robiło się
ciemno, a miasto było doskonale widoczne, każdy ważniejszy budynek był dobrze
oświetlony. Wysiadłem z samochodu, Odette została w środku. Oparłem się o
barierkę, wpatrując się w miasto.
-
Co ja sobie myślałem, taki facet jak ja nie może być normalny. – Zaśmiałem się
z własnej głupoty. Popełniłem błąd, nie
powinienem ukrywać kim jestem, ani udawać miłego, uczynnego chłopaka. Nie byłem
taki. Byłem magnesem na kłopoty i mi to odpowiadało. Lubiłem swój tryb życia.
Nagle usłyszałem dźwięk zamykanych drzwi, a potem kroki. Odwróciłem się.
Odette
stała kilka kroków ode mnie, wpatrywała się we mnie wielkimi oczami. Otwierała
usta, tak jakby chciała coś powiedzieć, ale po chwili zamykała je, tak jakby
nie wiedziała jak zacząć.
-
Dobra, ułatwię ci to. Co chcesz wiedzieć? Odpowiem na pytania, na które będę mógł
odpowiedzieć, obiecuję.
Odette?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz