-
Wybacz za tą szopkę. Ale, nienawidzę przemocy wobec kobiet, może dlatego, że
sam mam młodszą siostrę. – Schowałem broń, po czym podszedłem do dziewczyny.
Odeya leżała na ziemi, wpatrując się we mnie zza tafli włosów. Uśmiechała się,
widziałem w tym szczery uśmiech. Wyciągnąłem rękę – Chodź, urwijmy się z tego
przyjęcia. Musisz odreagować.
-
Tak, to dobrze mi zrobi – Złapała mnie za rękę, a ja pomogłem jej wstać. Już po
chwili schodziliśmy ze schodów w kierunku drzwi. Ludzie nas widzieli, ale nikt
nie miał odwagi zwrócić nam uwagi. Korzystając z tego, że mój ojciec zostawił marynarkę
przy wejściu, wyjąłem kluczyki od samochodu. – Nie będziemy mieli przez to
kłopotów? Zabierasz samochód bez wiedzy…
-
Odeya, proszę cię. Tata jest przyzwyczajony. W sekrecie powiem ci, że nienawidzę
bankietów. Gdyby nie to, leżałbym teraz na kanapie z piwem w ręce oglądając jak
biją się na ringu. – Dziewczyna uśmiechnęła się.
-
Ja pewnie też dawno oglądałabym coś w telewizji – Zaśmiałem się głośno, a
dziewczyna spojrzała na mnie zza włosów.
–
Może jestem synem bossa mafii, ale nie należy zapominać, że jestem zwykłym
człowiekiem. A wydaje mi się, że ten bokser zapomniał o równouprawnieniu. –
Otworzyłem dziewczynie drzwi samochodu. Dziewczyna z delikatnym wahaniem wsiadała do
środka, kiedy zamknąłem za nią drzwi, przeskoczyłem przez maskę i znalazłem się
z drugiej strony. Chwilę potem, już odjeżdżaliśmy spod domu.
Jechaliśmy
w ciszy, przerywaną zaledwie kilkoma utworami. Nagle Odeya spojrzała na mnie,
już nie zasłaniając się włosami.
-
Ekhm… Samuelu? – Spojrzałem na nią, nawet nie zwracając uwagi na drogę. Miałem
autopilota. – Gdzie jedziemy?
-
Mój przyjaciel ma urodziny, pomyślałem, że to będzie dobry pomysł. Zobaczysz
jak bawią się… ludzie mojego pokroju. –
Dziewczyna przełknęła ślinę, zauważyłem jej niepokój – Spokojnie, ze mną będziesz
bezpieczna, możesz mi zaufać.
Kiedy
podjechaliśmy pod duży dom, otworzyłem drzwi Odeyi, a po chwili już
wchodziliśmy na podwórze, przywitały nas psy, a dokładniej pięć psów rasy Dobeman.
Uśmiechnąłem się, Daemon mógłby zobaczyć swój stary dom. Złapałem Odeyę za rękę,
widząc, że psy wzbudziły jej niepokój. A może to fakt, że za chwilę będziemy w
domu pełnym uzbrojonych ludzi. Przeprowadziłem ją ścieżką prowadzącą do domu, a
potem wpuściłem do środka. Już w wejściu słyszałem krzyki i śmiechy. Pablo
wybiegł mi na przywitanie.
-
Sam- Sammy jesteś! – Był tak pijany, że ledwo trzymał się na nogach. Złapałem
go, zanim rozbił sobie głowę – Co to za towarzystwo? Nie znam jej chyba –
Przyjrzał się Odeyi, a ta delikatnie schowała się za mną.
-
Odeya, jest tu na moje zaproszenie. Mówiłeś, że mogę wziąć osobę towarzyszącą –
Zaśmiałem się, Pablo nie odpowiedział tylko ruszył do salonu. Odeya dalej
trzymała mnie za rękę, bała się i wcale jej się nie dziwiłem. – Nic ci nie
zrobią, trzymaj się blisko mnie. Zobaczysz, będzie fajnie.
Weszliśmy
do salonu. Kiedy Tori mnie zobaczyła, poderwała się i wpadła mi w ramiona.
Przytuliłem ją mocno, a ona pocałowała mnie w policzek. Tori, innym znana pod
imieniem Viviene, była moją dziewczyną pół rou temu. Teraz jednak, spotyka się
z Pablo. Objąłem ją ramieniem, a ona wtuliła się we mnie. Kiedy zauważyła Odeyę, uśmiechnęła się miło.
-
Hej, jestem Tori. A ty? – Tori podała rękę dziewczynie, a ta nieśmiało ją
uścisnęła.
-
Jestem Odeya, miło mi poznać – Tori po raz kolejny obdarzyła ją uśmiechem,
patrząc jednak na jej ubiór, widziałem zaskoczenie. Spojrzała na mnie unosząc
brew. Muzyka dudniła mi w uszach, musieliśmy krzyczeć, aby się usłyszeć.
-
Urwaliśmy się z bankietu. Długa historia. – Usłyszałem kilka komentarzy na
temat tego, jak ubrana była Odeya, skrzywiłem się i zmrużyłem oczy patrząc na
chłopaków. – Tori?
-
Robi się. Chodź Odeya, dam ci jakieś ubrania. Samuel tu zostanie, chyba, ze nie
czujesz się pewnie, wtedy może iść z nami.
Odeya? Niezbyt, ale jakieś jest xDD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz