Strony

10 mar 2019

Od Amy C.D Hangagog

Przygryzłam swoją wargę, sięgając w końcu po szklankę z napojem. Podniosłam ją, stuknęłam o wystawiony drink Hangagoga i przyłożyłam do swoich ust, biorąc mały początkowy łyk. Od razu poczułam smak słodkiej coli, ale także cytrynowy kwas wraz z charakterystycznym posmakiem alkoholu. Nigdy tak naprawdę się nie przyznawałam przed znajomymi ani przed nikim, ale moja głowa nigdy do słabszych nie należała. O dziwo. Pomimo tego jednak nadal nie przepadałam za alkoholem, pijąc tylko w towarzystwie i jak ktoś mnie namówił.
Mężczyzna uśmiechnął się, najwidoczniej zadowolony tym, że jednak przystałam na jego propozycję napicia się. Wzięłam jeszcze jednego łyka i odstawiłam na blat, nie zabierając jednak dłoni.
- I jak? Może być? - spytał, na co ja skinęłam głową. - I od razu moje serce się cieszy! - zawołał, śmiejąc się. Również się zaśmiałam i spoglądnęłam na swoje zwierzaki. Nawet nie dostrzegłam, gdy ułożyły się niedaleko Verony i Versusa, wraz z nimi usypiając. Może to i dobrze, że leżą, przynajmniej nie sprawiają problemów, jak zazwyczaj.
- Myślisz, że długo będziemy musieli czekać na pizze? - zapytałam, podnosząc szklankę i biorąc kolejnego łyka. Ciemnowłosy wzruszył tylko ramionami, również pijąc swój napój. W tym samym momencie dało się słyszeć, jak czyjś brzuch burczał. Nawet nie był „czyjś”, tylko mój. Spojrzałam gdzieś na bok, szepcząc pod nosem „Przepraszam”. Usłyszałam śmiech mężczyzny, a potem słowa, aby jednak przyjechała jak najszybciej. Z rumieńcem na twarzy podniosłam swoją szklankę i za jednym razem dopiłam całą resztę. Dreszcz przeszedł po całym moim ciele, ale zignorowałam go i głęboko westchnęłam. Niedługo potem przyjechała w końcu nasza pizza i zaczęliśmy jeść. Oczywiście nie obeszło się bez pobudki naszych zwierzaków i domagania się, choć kawałka jedzenia. Po zjedzeniu, uciszeniu mojego brzucha i wypiciu kolejnego drinka, Hangagog… zaproponował grę. „Nigdy przenigdy” z wódką.
- Chodzi o to, że zaczynasz zdanie „Nigdy przenigdy...” i kończysz jakąś czynnością, jak na przykład „Nigdy przenigdy… się nie całowałem”. Rozumiesz? - przytaknęłam mu, nie mając nawet serca powiedzieć, że grałam w nią ze znajomymi ze studiów jakieś pół roku temu. Tylko że zamiast dwóch osób było nas z dziesięciu.
- Nie powinno być więcej osób? - spytałam. Osobiście nie polubiłam tej gry – źle to się skończyło poprzednim razem.
- Powinno, ale w dwójkę też można. To jak? - W końcu się zgodziłam się i zaczęliśmy. Znowu zajęliśmy kuchnię, ja siedziałam na stołku, mój znajomy stał naprzeciwko mnie za blatem. Postawił wódkę, wyciągnął kieliszki i napełnił nią oba. Pierwszy zacząć miał Hangagog.
- Nigdy przenigdy nie farbowałem włosów – zaczął i na końcu się zaśmiał. A niech go! Prychnęłam cicho i sięgnęłam po kieliszek dłonią. Wypiłam jednym haustem jego zawartość, po czym popiłam colą. Delikatnie się skrzywiłam.
- Czuję, że będzie to dość niesprawiedliwe… - szepnęłam do siebie pod nosem i zaczęłam kombinować. Co mogłam nigdy nie robić, aby Hangagog się napił? Nie… Najpierw pomyślmy, czy jest coś, czego nigdy nie robiłam lub nie miałam… No tak!
- Nigdy przenigdy nie jeździłam konno – powiedziałam, a na moje usta wpłynął mały i chytry uśmieszek.
- Naprawdę? Nigdy? - spytał, podnosząc kieliszek w górę. Przytaknęłam, dumna z siebie. - Trzeba będzie to zmienić – dodał.
- Może kiedyś – zaśmiałam się, czekając na kolej mężczyzny.
- Nigdy przenigdy nie miałem lisa – powiedział. Nie no, serio? Napiłam się, znowu robiąc pochmurną minę. Co teraz mogę wymyślić?
- Nigdy przenigdy nie robiłam komuś tatuażu – wyznałam, automatycznie łapiąc się dłonią za tą drugą, na której tkwił napis „Love”.

Hangagog?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz