- Za pół godziny wychodzę, mam cię odwieźć, czy... - nie zbyt wiedziałem co mam powiedzieć. To chyba "kolega Oliego", nie mój. Co ja mam zrobić z tym dzieciakiem? I czemu nie wychodzi?
- Tak - powiedział szybko, lekko się uśmiechając. - Masz własny wóz? - zapytał, gdy usiadłem na krześle i kończyłem poranny napój.
- Motor - poprawiłem go.
- Super, jeszcze nigdy nie jeździłem na motorze - lekko się uśmiechnąłem.
W łazience ogarnąłem twarz i ubranie, spakowałem potrzebne rzeczy. Przy okazji zauważyłem, że Oli nie wziął swojego portfela, czułem, że nim dojadę do pracy, zjeżdżę pół miasta. Zrobiłem szybko śniadanie, gdyż tam mogłem przyrządzić sobie tylko herbatę lub kawę. Potem ubrany wyszedłem z Borysem na zewnątrz.
- Gdzie cię zawieźć? - chłopak spojrzał na zegarek.
- Do szkoły, chyba zdążę na pierwszą lekcje - podał mi adres i chociaż było to nie po drodze, dałem mu kask i go zawiozłem, w końcu edukacja najważniejsza, prawda? Objął mnie w pasie i przytulił się do mnie, kładąc głowę pomiędzy łopatkami. - Koledzy się zdziwią - powiedział, gdy stałem na światłach, a wiatr przestał nam szumieć.
- Że przyjeżdżasz z obcym na motorze? - zgadywałem, nie za bardzo zaangażowany w rozmowę.
- Też - po tych słowach zobaczyłem zielone światło i skręciłem w prawo. Dwa kilometry później dojechałem na miejsce. Borys zsiadł z motoru i zdjął kask. Uśmiechał się od ucha do ucha, w jego oczach widziałem tańczące iskierki radości. Za bramę stali jego rówieśnicy, którzy nam się przyglądali. - Dzięki za podwiezienie - po tych słowach mnie objął, a gdy puścił, cały w skowronkach ruszył w kierunku kolegów, których oczy prawie wyłaziły z orbit. Dobrze, że miałem kask, nie mógł zobaczyć mojego szoku. Szybko się pozbierałem, ale nim wyruszyłem, zobaczyłem, jak Oli zostaje oblegany przez chłopaków. Odjechał spod szkoły i ruszyłem w drugą stronę, do swojej pracy, byłem prawie spóźniony.
Przybyłem na miejsce dziesięć minut po rozpoczęciu pracy. Na moje szczęście nikt tego nie zauważył, prócz sekretarki i dwóch kolegów, reszta była zajęta, a szefa nie było. Nie zmienia to jednak faktu, że wszystko było na kamerach. Zabrałem się za swoją robotę.
Podczas przerwy wyszedłem z biura i pojechałem do Oliego, bo ten gamoń zapomniał swojego portfela, w którym miał wszystkie dokumenty i pieniądze. Zaparkowałem blisko salonu i wszedłem do środka. Pierwszy raz widziałem jego miejsce pracy od wewnątrz. Pachniało tuszem i potem, było jasno i czysto, a po lewej siedziała dziewczyna, która ściskała rękę w pięść, kiedy mój chłopak wbijał jej cienką igłę w nadgarstek.
- Cześć kochanie, zapomniałeś portfela - podniósł na mnie wzrok i na chwilę zamarł. Przestał wbijać dziewczynie igiełkę
- Hej. Dziękuję? Chyba ci nie po drodze trochę? Położysz na półce?- wskazał głową na półkę. Skinąłem głową, a on wrócił do pracy. - Poczekasz chwilkę? - zapytał, gdy miałem zamiar wyjść. Spojrzałem na niego, lekko się uśmiechał.
- Niech ci będzie - tak jak poprosił, tak zrobiłem. - Tylko dużo czasu nie mam - dodałem i wyszedłem na zewnątrz, opierając się o motor. Miałem jeszcze dwadzieścia minut. Po chwili dziewczyna wyszła, a za nią Oli. Najpierw podszedł do sąsiedniej budki, skinął tam na jego chłopaka i odwrócił się do mnie.
- Masz czas na jakiś obiad? Tak... Po ludzku? - podszedł i mnie pocałował.
- A co proponujesz?
- Mam obok miejsce z kanapkami - skinąłem głową, zgadzając.
Podczas tego krótkiego "ludzkiego" obiadu, poruszyłem temat Borysa.
- Jakiś dziwny jest ten twój dzieciak.
- Mój dzieciak? Przypomina mi mnie i tyle - podniosłem na niego wzrok. Jeśli ma rację, mogłem się domyślać, czego się po nim spodziewać.
- Nie strasz mnie. Oby nie był jak ty.
- Jak ja? - czułem, jak mi serce staje. - Czyli jaki? Oświeć mnie kochanie - wysyczał ostatnie słowo, a ja wiedziałem, że źle sformułowałam zdanie. Szlak.
- Nie miałem nic złego na myśli. Po prostu... jakby ci to powiedzieć...
- Wiesz co muszę wracać do pracy - wstał i ruszył do salonu wkurwiony. Także wstałem i szybko go złapałem za ramię.
- Nie o to mi chodziło. W domu na spokojnie ci wytłumaczę - powiedziałem czując, że nie uda mi się. Oli mruknął coś niewyraźnego pod nosem, wyrwał ramię i zniknął za drzwiami. Stałem w miejscu jak ten kołek i patrzyłem w miejsce, gdzie przed chwilą stał mój chłopak. A miał to być spokojny i miły dzień. Wróciłem na motor i pojechałem do pracy.
Nie mogłem skupić się na robocie. Zastanawiałem się, jak mu wytłumaczyć to, co powiedziałem. Przecież nie chodziło mi o to, że Oli ma okropny charakter (chociaż czasem nie mogłem go zrozumieć) i chciałbym, by chociaż Borys był normalny. Nie wiedziałem, jak mu powiedzieć o Borysie, który dziwnie mi się przygląda, jakby z zafascynowaniem, albo z zamyśleniem, jak się wtulił we mnie podczas jazdy, a potem na oczach innych znowu to zrobił... myśl, że będzie jak Oli, podsuwała mi przed oczy coś, czego bym nie mógł zrobić. Gdy skończyłem pracę, szybko wróciłem do domu. Chciałem jak najprędzej wyjaśnić pomyłkę, ale Oliemu najwidoczniej złość nie przeszła, bo wrócił później, niż kończył pracę. Czekałem na niego na kanapie, gdy wszedł, od razu do niego podszedłem.
- No? Słucham - powiedział ostro, mierząc mnie zdenerwowanym spojrzeniem.
- Oli, nie chciałem cię obrazić. Posłuchaj, wiemy jaki jesteś i boje się, że Borys będzie jak ty, pod tym względem, że... no... - znowu się poplątałem. - Posłuchaj, dziwnie na mnie patrzy i jakby szukał tylko pretekstu, by się zbliżyć. Dzisiaj mnie nawet przytulił, jak go odwiozłem do szkoły - podrapałem się po karku. Brzmiałem jak jakaś wystraszona nastolatka, najgorsze było to, że nie potrafiłem inaczej wytłumaczyć o co mi chodzi.
- No i co z tego? Może chciał ci podziękować? To źle? - zapytał ironicznie, wiedziałem, że nie bierze mnie w tej chwili na poważnie.
- Nie, ale... - zamknąłem usta, nie wiedziałem co powiedzieć.
- Czyli to wszystko co miałeś mi do powiedzenia? - przygryzłem wargę, patrząc na jego zimne oczy.
- Niestety - westchnąłem.
Gdy chciałem złapać go za rękę i przytulić, ktoś zapukał do drzwi.
- Oli? Wypadły mi u was notatki - to był głos Borysa. Spojrzeliśmy po sobie z Olim, aż chłopak się odwrócił i otworzył drzwi.
- Jakim cudem? - zapytał na powitanie.
- Pewnie jak wyciągałem zeszyt to musiały wylecieć - dzieciak wszedł do środka. - Cześć Thomas - powiedział uradowany. - Nie będziecie źli, jak posiedzę sobie u was parę minut? Rodzice poszli odwiedzić znajomych, a ja strasznie nie cierpię ich małej córki, z którą muszę siedzieć - wyjaśnił.
<Oli?>
+10 PD
+10 PD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz