— Wspominałam o ojcu — mówię po chwili milczenia, odwracając głowę w stronę nieba. Huśtawka nieco zwalnia. — I o tym, że chciałam, by wyzdrowiał — dodaję. — Był po wypadku, miałam wtedy jakieś… trzynaście lat? Tak, trzynaście, to było trzy lata temu. I tak, coś tam się stało, nikt nigdy nie pozwalał mi się zagłębiać w szczegóły. Wiem, że tata miał szanse na przeżycie, ale nie udało się, po trzech dniach zmarł — wyznaję. — Kochałam go. Kochałam go z całego serca, tata był kimś, na kogo zawsze mogłam liczyć, nauczył grać mnie na najróżniejszych instrumentach. Wiesz, o co chodzi. Taki idealny rodzic. — Uśmiecham się na te wspomnienia.
W tym momencie mieszają się we mnie najróżniejsze emocje.
Duma — nareszcie to przełknęłam i podzieliłam się tym z kimś innym, niż mama. Nie, wróć, mamie również nie mówiłam o moich uczuciach, nie mówiłam jej, jak boli strata ojca, bo nigdy nie znajdowała dla mnie czasu. Po śmierci taty rzuciła się w wir pracy i straciła dla mnie czas. Od tamtej pory byłam po prostu samowystarczalna. Sama robiłam każdy posiłek, jeździłam na drugi koniec miasta, uczyłam się dla siebie i tylko dla siebie. Jedyne, co czerpałam z mamy to pieniądze, które dawała mi każdego miesiąca, mówiąc, że ma mi wystarczyć do następnego. To rzekomo miało nauczyć mnie przedsiębiorczości, chociaż daleko mi do zdobycia żyłki biznesowej.
Wstyd — jak mówiłam, nigdy się przed nikim nie otwierałam. Powiedziałam to, co leży mi na sercu osobie, z którą aktualnie nie łączy mnie nic. Ophelii nie mogę zaliczyć do nieznajomych, to fakt, aczkolwiek do przyjaźni nam jest daleko, choć mogę powiedzieć, że z każdą chwilą nieco bliżej. W głębi serca trzymam kciuki, by zareagowała inaczej, niż falą współczucia i smutku. Nigdy nie chciałam zawalać innych moimi problemami, moimi prywatnymi przemyśleniami i czymkolwiek, co dotyczy tylko mnie i moich wewnętrznych przeżyć. Nie chcę, by Ophelia miała mnie za osobę, która szuka uwagi, bo w jej życiu stało się coś przykrego.
Ulga — właściwie to tutaj sprawa jest dziwna, bo, zważywszy na wyraźny wstyd, nie powinnam jej w ogóle czuć. Jednak czuję, bo dałam mały upust emocjom gotującym się we mnie od lat. Proste streszczenie dość smutnej historii zdziałało wiele, więc na swój sposób pozwoliłam na chwilę szczerości.
Posyłam jej kolejny uśmiech, już nieco słabszy. Jednym susem zeskakuję z huśtawki, aby po chwili stanąć na ziemi na chyboczących nogach. Już mam zaproponować jej zmianę miejsca, lecz ubiega mnie znajomy głos.
— Charlie! — To Mel. — Chaarliee!
Odwracam się w jej stronę — dziewczyna biegnie jak najszybciej potrafi, w lewej dłoni trzymając pasek od torebki z torebką, rzecz jasna.
— Hm? — mruczę, kiedy stajemy twarzą w twarz.
— Zgadnij, kto ma chłopaka! — bardziej mówi niż pyta, do tego piszcząc niemiłosiernie. — Cześć! — zwraca się do Ophelii. — Jestem Melania.
OPHELIA?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz