7 mar 2019

Od Katfrin CD Conrada

- Szybko poszło - powiedziała Carla kiedy odjeżdżałyśmy. Demon wyrywał się do szybszej jazdy jednak wiedziałam, że asfalt to nie jest zbyt dobra powierzchnia dla końskich kopyt.
- Za szybko, nie było tego w planach - odpowiedziałam i dałam znać ogierowi, że ma się nie wyrywać. Mój koń, który zwykle bierze ze mną udział wczoraj otarł się o gwóźdź więc nie mogłam wziąć go z taką raną. Przecież kawaleryjskie konie są cudowne, pięknie i nienaganne. Gówno prawda. Każdy koń, który jest posłuszny, zdrowy i nauczony jazdy pod siodłem nadaje się do kawalerii.
- Też tak myślę, ale nic nam do tego. Jeśli to coś ważnego to się dowiemy - odpowiedziała i wzruszyła ramionami skręcając w uliczkę gdzie pewnie stoi jej samochód. Ja niestety zaparkowałam trochę dalej. Kiedy już przyjechałam nie było miejsca. Oczywiście Demon uparł się, że przyczepa, którą wzięłam jest zła. Ale do drugiej wszedł bez problemu, a nawet z chęcią. Kiedy dotarliśmy do samochodu zsiadłam z konia i poluźniłam mu popręg, zdjęłam z niego ogłowie i założyłam kantar. Wprowadziłam go do przyczepy, a ten od razu zaczął jeść siano. Poklepałam go po łopatce i wyszłam z przyczepy zamykając ją. Wsiadłam do samochodu i odpaliłam papierosa, ruszyłam. Zasada, że prowadząc nie można palić oczywiście obowiązuje. Jednak ile osób pali jadąc? Dużo. Czy kiedykolwiek zwracał ktoś na to uwagę? Oczywiście, że nie. Nie było przecież takiej potrzeby. Świadomość tego, że to zakaz dawało nam złudzenie, że nikt tego nie robi. Chyba, że jechało się z osobą, która pali. Wtedy widzi się to inaczej. Nagle każdy kierowca, na którego spojrzysz trzyma papierosa w dłoni czy ustach. Zabawny fakt. Kiedy dojechałam do domu moje zwierzęta od razu przywitały się ze mną. Wysiadłam z samochodu i pogłaskałam je po pyskach. Zaszczekały i zaczęły merdać ogonami.
- Już spokój - powiedziałam, a te spojrzały tylko na mnie i usiadły przechylając swoje głowy. Westchnęłam i uśmiechnęłam się lekko. Podeszłam do przyczepy i otworzyłam ją. Wyprowadziłam Demona i odprowadziłam go do boksu. Zdjęłam z niego oczywiście wcześniej siodło. Czemu nie zrobiłam tego wcześniej? Mieliśmy niecałe dziesięć minut drogi. Dałam mu solidną marchew i pogłaskałam po szyi. Kiedy wychodziłam koń szturchnął mnie tylko w ramię. Zamknęłam boks i ruszyłam w stronę domu. Tam zrobiłam sobie szejka i dałam psom jeść. Usiadłam na sofie i wypiłam swoją kolacje. Dziś czekał mnie trening. Wiedziałam, że Veron i Niala się ucieszą jednak mi nie było do radość. Nie chciało mi się biegać.
Jednak wiedziałam, że muszę by nie stracić kondycji, a stworzyć jeszcze większą. Westchnęłam i wzięłam kolejnego papierosa. Odpaliłam go zaciągając się. Wiedziałam, że przez ten jakże wielki i niebezpieczny nałóg moja kondycja spada jednak nie obchodziło mnie to. Pracowałam na nią wystarczająco by być na takim samym poziomie, a nawet większym niż przeciętni pułkownicy. Veron wskoczył na łóżko razem ze smyczą.
- Już zaraz psinko, tylko spale - powiedziałam i uniosłam papierosa w palcach jakby się tłumacząc. Wiedziałam, że zrozumiał. Wiedział co zawsze robię. Spalam, idę się przebrać i idziemy. Także tak zrobiłam. Jak zawsze. Veron i Niala już czekały pod drzwiami. Ludzie często zastanawiają się jak taka mała istota radzi sobie z takimi psami. To proste. Liczy się to czy wyrobiłeś sobie ich posłuszeństwo i miłość. Jak wyrobić posłuszeństwo? Dyscypliną, ale by cię kochały dyscyplina jest ciężka. To tak jak z dzieckiem. Musi mieć zasady, musi szanować rodzica, ale ma cię i kochać. Zapięłam im smycze i oczywiście założyłam kaganiec Veronowi. Wyszliśmy z domu, a ja zamknęłam go oczywiście. Moje myśli odpłynęły kiedy zaczęłam biec. Lubiłam to robić. Wtedy nie myślisz o problemach. Wysiłek daje ci ulgę. Fizyczną jak i psychiczną. Zajmujesz się czymś co jest teraz. Z czego czerpiesz przyjemność. Co zmusza cię do kolejnego kroku. Do tego byś biegł, kopał, podnosił czy uderzał. Być po prostu trenował. Zawsze po dobrym wycisku jest się zmęczonym, nieraz osłabionym, sfrustrowanym ale uważam, że po czasie to przechodzi. Nie tylko zmęczenie ale w szczególności to co w nas tkwiło przed treningiem. Złość, frustracje, agresje. Wszystkie złe uczucia. Otrząsnęłam się z rozmyślań. Kierowaliśmy się w stronę parku. Psy zawsze lubiły się tam bawić. Często bywamy tam gdy już jest ciemno, kiedy nikogo nie ma. Puszczam je wtedy i mogą wybiegać się w innym miejscu niż u siebie na podwórku. Są z tego zadowolone. Dlatego gdy dotarliśmy do miejsca, a ja już lekko się zmęczyłam spuściłam dwa wielkoludy. Oczywiście Veron dalej miał kaganiec. Mój oddech był dość równy, a ja zamierzałam nie stać w miejscu. Wiedziałam, że to najgorsze co możesz zrobić. Moje mięśnie nie odmawiały posłuszeństwa jak kiedyś. Rok temu jeszcze sprawiałoby mi to problem. Miałam przecież prawie sześć kilometrów drogi do parku z domu. Dziś z małym marszobiegiem nie sprawia mi to już takiej trudności. Kiedy szłam spostrzegłam biegnącego w moją stronę chłopaka. On nie zwrócił jednak na mnie uwagi. Jego oddech był bardzo nierówny. Przystanął tuż obok przystanku i usiadł na ławce próbując uspokoić oddech.
- Wszystko okay? - zapytałam patrząc na niego spokojnie.
- T..tak kondycja nie ta, co kiedyś - powiedział i uniósł głowę by na mnie spojrzeć.
- Źle oddychasz biegnąć. Pewnie często łapie cie kolka - rzekłam, a ten skinął. Stanęłam przed nim i rozejrzałam się by zanalizować gdzie są psy.
- Albo wydychaj powietrze nosem albo ustami, wdychaj albo ustami albo nosem. Zależy od człowieka. Spróbuj raz tak raz tak. Zobaczysz kiedy ci będzie wygodniej. W zimę zakładaj jakiś szalik by nie wdychać zimnego powietrza - powiedziałam.
- Długo biegasz? - zapytał, a ja uśmiechnęłam się lekko na te słowa.
- W sumie od zawsze - odpowiedziałam wzruszając ramionami - a ty? - dodałam.
- A jak myślisz? - odpowiedział pytaniem. Niala podbiegła w naszą stronę, a tuż za nią Veron.
- Od niedawna. Mogłeś kiedyś biegać, ale utraciłeś kondycje - rzekłam i przypięłam psa, żeby nie zrobił krzywdy chłopakowi. Miał kaganiec, ale gdy ten zostanie zmuszony i to go nie powstrzyma przed podrapaniem.
- Gryzie? - zapytał patrząc na Niale, która położyła mu pysk na kolanach. Jedna wielka przytulanka. Uwielbiała głaskanie, bawienie się jej sierścią, czesanie, mycie, wszystko byle ją dotykali.
-Nie, ta akurat nie gryzie chyba, że tak jej powiem więc uważaj - powiedziałam i pogłaskałam Verona, który uważnie obserwował chłopaka. Wiedziałam, że czeka na wydanie polecenia. Atakować, czy nie? Niala zawsze wiedziała co robić. Fakt lubiła gdy ktoś ją głaskał, kochała to. Jednak też wąchała. Gdyby miał przy sobie narkotyki już bym wiedziała.
- Veron spokój, siat - powiedziałam, a pies od razu wykonał moje polecenie. Przekręcił pysk w prawą stronę i mogę się założyć, że jego spojrzenie złagodniało jednak dalej jest czujny.
- Będziesz miał mokre spodnie od jej śliny - rzekłam z lekkim uśmiechem.

Conrad? Wybacz, że tak długo ale niestety nie mogłam szybciej. Myślę, że nie jest tak nudne jak mi się zdaje

+10 PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz