Jego dotyk jak zawsze tak bardzo elektryzujący i powodujący ciarki przemykające się przez całą długość ciała. Stawiające włoski dęba, sprawiające, że dokładnie czułem każdy milimetr swojej skóry.
A to wszystko tylko dzięki wargom, które na samym początku zdecydowały się naruszyć jedynie policzek. Nadszarpniętą skórę na łuku brwiowym. Czoło.
Rozpływałem się coraz bardziej, coraz szybciej, nie mogąc zapanować nad miękkimi nogami i poczuciem błogości, które leniwie rozlewało się po całym organizmie.
I prosiłem. Wręcz błagałem w myślach, by obdarzył mnie tym jednym gestem, którego oczekiwałem. Którego brakowało mi od ośmiu lat.
Osiem lat, jaki to był, kurwa, kawał czasu. Ile rzeczy, ile spraw, których już nigdy nie zrobimy, nigdy nie nadrobimy. Marzeń, których nie spełnimy. Nocy, których nie spędzimy razem.
A mimo wszystko nie było mi jakoś szczególnie ciężko z tą myślą.
Bo wystarczało zetknięcie się warg, by wszystkie zmartwienia prysnęły, tak samo, jak bruzda na czole i drżenie rąk.
To wystarczało, bym ułożył dłonie na jego piersi, oddając z umiłowaniem pocałunek, którym zdecydował się mnie obdarzyć. By uśmiechać się w drugie wargi i mruczeć z zadowoleniem, starając się całą swoją uwagę zwrócić na fakturę ust, ich sposób poruszania się, smak.
Bez zbędnego wciskania ciekawskiego jęzora.
Po prostu, delikatnie, naturalnie, z uczuciem, które okazywać powinienem zdecydowanie częściej. Z intymnością, którą mogłem zaoferować tylko jemu.
Z uśmiechem wymalowanym na ustach i dłonią powoli przesuwającą się w stronę szyi.
Byle zahaczyć o wystające obojczyki.
Bo pamiętałem, Adam.
Pamiętałem wszystko.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz