Może uciekając na górę, zobaczyłem kątem oka współlokatora dziewczyny i może już wtedy byłem świadomy faktu, że nie dadzą mi spokoju, przynajmniej nie w najbliższym czasie.
Westchnąłem względnie cicho, lecz mimo wszystko dalej piąłem się po schodach, by koniec końców zamknąć się w swoim mieszkaniu, rzucić niedbale buty, a później polecieć do salonu, podpiąć martwy już telefon, licząc na to, że podczas krótkiej nieobecności nikt nie zdążył zechcieć mnie zamordować, pozbyć się moich trzewi i może nawet zrobić ze mnie jakąś strawę. Ciężką, bo ciężką i niesmaczną, ale strawę jednak.
Chociaż podejrzewałem o to już jednego osobnika i byłem absolutnie świadomy faktu, że nawet jeśli poinformuję, że wszystko jest w jak najlepszym porządku, to i tak przyjedzie. Byle zrobić mi z tyłka i z emocji jesień średniowiecza, może nieco opiórkać, ale zdecydowanie wzbudzić poczucie winy, które zalęgało się we mnie wyciszone już od jakiegoś czasu.
Burknąłem, warknąłem i rzuciłem się na bogu ducha winną kanapę, licząc tylko i wyłącznie na odpoczynek, którego, oczywiście, nie było dane mi zaznać, bo prawie od razu usłyszałem pierdolone pukanie do drzwi i chyba nawet wiedziałem, kto śmiał się dopuścić tego występku.
Nafukany, nastroszony i wkurwiony polazłem do wejścia, bo nie mieli raczej zamiaru zostawić mnie samopas, otworzyłem je osowiale i wbiłem już zdecydowanie wkurwione spojrzenie w niezwykle upierdliwą delikwentkę.
— Przepraszam.
— No ave, gratulacje, kurwa, chwała niebiosom, przeprosiła — rzuciłem, już absolutnie wybity z jakkolwiek przyjaznego dla ucha tonu. — Mogę już iść spać, czy masz jeszcze coś ciekawego do powiedzenia? — Zacząłem stukać palcami o framugę.
Na litość boską, że też Adama akurat dzisiaj nie było.
Żałowałem, tak często żałowałem, że nie mam go u swojego boku, że jest na jakimś pierdolonym drugim końcu miasta i mogę nacieszyć się jedynie SMS-ami dopełnianymi raz na jakiś czas spotkaniem.
Powinienem zaprosić go na kawę albo do kina. Może parku.
Paskudnie zaniedbywałem wszystkie relacje.
Victorio?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz