Strony

3 mar 2019

Od Theo C.D Louise

     Co chwila ktoś dobiera mi się do twarzy. Przed oczami mam tylko ludzi ubranych w ochronne, jednorazowe maski, które ściągają, gdy tylko chcą do mnie coś powiedzieć. Ale nie mówili wiele. Na syknięcia bólu reagują schematycznie sformułowanym „za chwilkę skończymy”, lecz w ogóle się przy tym nie spieszą. Bez przerwy siedzę w jednym miejscu, mrużąc oczy nie od doskwierającego, pulsującego na twarzy bólu, ale od jaskrawego światła wielkiej lampy umiejscowionej tuż przede mną. Wprawdzie noga też mnie bolała. Dokładniej to kostka. I brzuch, bo zdaje się, że dostałem tam małego kopniaka albo dwa. Nie wiem która godzina. Nie wiem też, jak długo tu siedzę, jednakże minuty dłużą mi się w nieznośną nieskończoność. 
     - Jak długo jeszcze? — Mój niezadowolony, zmęczony ton może ich dotkliwie urazić. Zwłaszcza tę w dużych, okrągłych okularach, która patrzy na mnie z bliska, ciągle przemywając dopiero co zszyty łuk brwiowy. Nadal piecze bólem i jak się okazuje, lekarska ręka nie jest ręką magiczną. 
     Gorzkie spojrzenie natychmiast mnie ucisza. Resztę czasu przesiaduję we względnej ciszy, jaką staram się zachować. Z sali udaje mi się wyjść dopiero koło wpół do pierwszej. Wpół do pierwszej w nocy. Prawie łapię się za głowę, analizując w głowie tę godzinę. Dochodzi do mnie, że Louise musi już dawno spać. Jeśli pamięć, choć trochę zamroczona lekami przeciwbólowymi, mnie nie myli, to właśnie ona sprawiła, że jestem tu, gdzie jestem. 
     Wychodzę z sali i moim oczom ukazuje się pusty, biały korytarz oświetlony szeregiem jarzeniówek. Wzdycham ciężko. Nie pamiętam nawet drogi do wyjścia, ale jakimś trafem odnajduję strzałki na ścianach prowadzące do recepcji. W niej też nie siedzi za dużo osób. Większość zdaje się być tylko odwiedzającymi, bo czytają gazety, korzystają z automatów tak, jakby mieli pić już czwartą kawę. Odwracam głowę do rozsuwających się właśnie drzwi wejściowych, a ku mojemu zdziwieniu odnajduję tam Louise. Na jej twarzy maluje się przejęcie i troska, ale zauważam też jakiś cień, który chyba chce ukryć. Marszczę brwi.
     - Jak się czujesz? — pyta, zanim w ogóle otwieram usta. Ogląda, mierzy wzrokiem moje ciało. — Kto cię pobił? Dlaczego? Widziałeś kogoś? 
     Uspokajam ją ruchem ręki. 
     - Jest... dobrze, zważywszy na okoliczności. Nie wiem, kto to był, ale chyba spróbuję jeszcze bardziej nie mieć wrogów. — Odzywa się we mnie ciutka humoru, lecz powaga rudowłosej od razu ściąga mi mały, ledwo zauważalny uśmiech z twarzy. — Nie, poważnie. Nie wiem, kto to był. I co tu właściwie robisz?
     - Martwiłam się — mówi tak, jakby to było oczywiste. Może było. — Chciałam sprawdzić, co z tobą, chociaż... nie ukrywam, ciężko było się tu dostać.
     - Hej, spokojnie. Dzięki za ratunek, trzymam się świetnie. Lekarze pochwalili twoje profesjonalne okłady. — Uśmiecham się wdzięcznie do niej. — Wyglądasz na zdenerwowaną, wszystko w porządku? 
     Ogląda się za siebie, na co reaguje podejrzeniem. 
     - Nie wiem, tak sobie — odpiera z westchnieniem. — Jestem tu z Noah. I, ba, Noah jest wkurzony, zresztą jak zawsze. — Jej ręce opadają wzdłuż ciała bezradnie. Dochodzę do wniosku, że mężczyzna musi widzieć ją przez te szyby i na pewno palący wzrok nie pomoże jej czuć się komfortowo w tej sprawie. 
     Ale co poradzić? Noah, mimo że jego zdenerwowanie wyraźnie jest zawyżone, to nie da się powiedzieć, że nie jest uzasadnione. To przeze mnie Louise odwołała swoje spotkanie. Okazuję się więc pośrednim powodem ich porażek w związku i nie jest mi z tym zbyt dobrze. Na tyle, że chcę, by żyła w dobrej, nietoksycznej relacji. I jej część może zależeć ode mnie w tej chwili.
     - Domyślam się, dlaczego. Przepraszam, że sprawy się tak potoczyły. — Wypuszczam spokojnie, acz ciężko powietrze z płuc. — Oboje wiemy, dlaczego wam się ostatnio nie układa. — Łączę z nią spojrzenia. Nie przeczy mi.
     - Theo...
     - Lou, posłuchaj, ja po prostu nie chcę ci zaszkodzić. Wam zaszkodzić. — Mój głos staje się poważny. Rzadko kiedy taki jest. Rzadko też moje rysy twarzy się napinają, co czynią właśnie teraz. — Nie chcę tego mówić, ale jeśli nie chcę być powodem waszych kłótni w związku, to lepiej, żebym trzymał się z daleka. 
     Patrzę na nią. Na jej szczególnie bladą w tym świetle twarz i oczy błyszczące w wielu nieodkrytych dla mnie emocjach. Czekam na reakcję, choć sam nie wiem, czy jestem gotów odłączać się od jednej z osób (jeśli nie jedynej), które w tak krótkim czasie zrobiły sobie już wyjątkowe miejsce w moim życiu.

Louise?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz