8 mar 2019

Od Victorii cd. Nivana

- Już w zasadzie nic. Chciałam tylko przeprosić, bo nie lubię być w kłótni z ludźmi. Tylko proszę, następnym razem oszczędź sobie komentarzy o tym, że mam niby chcicę. - powiedziałam i widząc, że zaczyna się nudzić, zaczęłam iść w stronę swojego mieszkania. Dla niego byłam tylko głupią gówniarą, która wkurwia ludzi. Eh... Standard. Gdyby tylko znał prawdziwy powód mojego smutku... Szłam po schodach z ciężarem, jakby ktoś przywiązał mi stukilogramową kulę od nogi. Oddychanie też robiło się trudniejsze. Ale w głębi duszy byłam z siebie dumna. Pierwszy raz w życiu kogokolwiek przeprosiłam. No to już jest jakiś postęp. Już miałam otworzyć drzwi od domu, gdy nogi zrobiły mi się zupełnie jak z waty. Poczułam jak upadam. Może to nie było zemdlenie. Może po prostu zrobiło mi się na chwilę słabo? Ja już nie mam pojęcia. Złapałam się w ostatnim momencie klamki i uniknęłam w ten sposób uderzenia o ziemię. Kilka głębokich oddechów i usiadłam na podłodze. Musiałam wyglądać naprawdę zabawnie dla niektórych osób przechodzących obok mnie. Nawet jedna starsza pani zapytała czy nic mi nie jest. Czyli jednak ludzie nie mają mnie tak bardzo w dupie. Dziwne. Weszłam do mieszkania i od razu powędrowałam do łazienki. Zimny prysznic na kark, to był chyba najlepszy pomysł, na jaki wpadłam tego dnia. Zaraz jednak znowu moje nogi odmówiły posłuszeństwa i jedyne co pamiętam to litry krwi na płytkach. Raczej nie leżałam tam długo, bo huk był na tyle głośny, że nawet Gared w słuchawkach by to usłyszał. No i za chwilę jasne światło. Pierdolone, jasne światło. Moje oczy w pierwszej chwili miały jakiegoś zupełnego mindfuck'a, bo po pierwszym ich otwarciu od razu się zamknęły. Okej... Niech będzie. Za chwilę znów je otworzyłam, ale teraz nie odmówiły. Rozejrzałam się dookoła i już wiedziałam, gdzie jestem. Nienawidzę tego miejsca. Spędziłam w nim dość dużą część swojego życia i miałam nadzieję, że już nie będę musiała tu wracać. A tu taka niespodzianka. Chociaż po co robić takie zamieszanie. Przecież to tylko rozbita głowa. Nie dość, że jeszcze dostałam jakąś kroplówkę z krwią, to jeszcze podpięli mnie pasami do łóżka. Szarpałam się z nimi przez sen? Jeżeli nie dali rady śpiącej dziewczynie to gratuluję. Nagle do pokoju wszedł lekarzyk i oznajmił, że straciłam dużo krwi. Gadał jeszcze jakieś bzdety. Nie znałam znaczenia większości słów, jakimi się posługiwał. Może to i lepiej?
- A mogłabym chociaż wiedzieć, czemu jestem przypięta pasami? - zapytałam z, można powiedzieć, ostrym wkurwieniem.
- Złapała pani za szyję jednego ratownika i nie chciała pani puścić. - i tu wybuchnęłam śmiechem. Mamy cudowną służbę zdrowia. Albo ja jestem jakaś dziwna, albo w pogotowiu pracują same cioty.
- Chciałabym się wypisać. - powiedziałam nagle. Na twarzy lekarza pojawiło się tylko takie przerażone ''Co.''.
- Ale pani nie może. Jest zagrożenie życia.
- Ja lepiej wiem czy się czuję dobrze, czy źle więc proszę mnie nie denerwować i odpiąć do jasnej cholery te pasy!
Denerwowałam się coraz bardziej. Przestraszony ratownik poszedł na chwilę po pielęgniarki, a one odpięły mnie od tego niewygodnego żelastwa. Jedna, widać młoda, wyjęła mi z żyły wenflon. Zrobiła to tak nieumiejętnie, że umierałam z bólu, ale na wszelkie sposoby próbowałam tego nie pokazywać. Kiedy wykonała swoją pracę, odetchnęłam z wielką ulgą. Zaczęłam już powoli wstawać. Czułam jak bardzo kręci mi się w głowie, ale nie miałam zamiaru spędzić w tym miejscu ani minuty dłużej. Gared był bardzo zdziwiony moim nagłym wyjściem z sali. Ja podniosłam go tylko z krzesła i z uśmiechem poszłam do samochodu. Mój kochany współlokator nadal nie wiedział co się dzieje, ale otworzył mi drzwi, a ja wsiadłam z kaprysem na twarzy do auta.
- Czemu nie jedziesz? - zapytałam, bo od dobrych pięciu minut Gared nawet nie wyjął kluczyków z kieszeni.
- A już! - ten człowiek coraz bardziej mnie zadziwia. Potrafi się zamyślić w naprawdę każdej sytuacji. Odpalił wreszcie swoją nędzną ''limuzynkę'' i ruszyliśmy do mieszkania. Dojechaliśmy w przeciągu kilku minut. Gared poszedł jeszcze tylko do sklepu, a ja od razu zaczęłam wchodzić do bloku. W samym wejściu spotkałam nikogo innego, jak Nivana.
- Co ci się stało? - zapytał patrząc się na moją marnie zawiniętą w bandaż głowę.
- Taki mały wypadek... - powiedziałam i chciałam wejść do środka, ale Nivan zasłonił mi drzwi ręką.
Nivan?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz