Zaśmiał się cicho, naprawdę bardzo ładnie, a ja odpowiedziała mu tym samym. Odstawił kubek z kawą na stół, po czym spojrzał na mnie tymi swoimi głębokimi oczętami, których również mi niezwykle brakowało.
Po prostu nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo tęskniłam, jak bardzo ponownie chciałabym go zobaczyć. A teraz siedział przede mną, pił kawę, zabijał się wzrokiem z psem...
— Wszyscy, to dużo powiedziane, ale wiesz. Ja, ty, Antoni — odpowiedział, drgnęłam na ostatnie imię. W końcu po prostu nie chciałabym mieć z nim do czynienia, tak? — Renee czasem wpada, Falka też. Z tego, co wiem, Pelagonija? Eternum? Też się tu ulokowała? Tak mi się wydaje — dodał jeszcze, a uśmiech momentalnie ponownie wypłynął na moją twarz, bo jakbym nie mogła pamiętać Pel. I Falki, i Renuli, herszt bab, które tak często służyły pomocą, poklepały po pleckach, a i dały kopniaka w tyłek, gdy tylko było to potrzebne.
Częściej robiły to drugie.
— Kwiaciarnia wydaje się milsza, Wando. Po co ci taki monopolowy, tylko byś się z nieprzyjemnymi typami użerała — prychnął jeszcze, na co w odpowiedzi wzruszyłam ramionami, opuszczając wzrok.
Bardzo możliwe, że miał rację.
I nawet nie zwróciłam uwagi, kiedy pierwsze łezki uciekły z oczu, kiedy dłoń drgnęła, a głowa obniżyła się jeszcze bardziej, jeżeli w ogóle było to możliwe. Dzięki Stwórcy, że kubek udało mi się wcześniej odłożyć na stolik, przynajmniej nie ryzykowałam wylania na siebie gorącej herbaty.
No i w końcu się stało, innej możliwości nie było. Rzuciłam się na szyję Nivana Oakleya, przyciągnęłam mężczyznę do siebie i schowałam twarz przy jego barku.
— Tęskniłam, wiesz? — mruknęłam, szepnęłam, choć wydawało mi się, że i tak trudno było cokolwiek usłyszeć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz