Znajomi Victorii tajemniczym trafem znaleźli się w sali szpitalnej, a ja chyba nie miałem tutaj nic więcej do roboty, więc po prostu zdecydowałem się ewakuować.
Wcześniej puściwszy chłodne spojrzenie Garedowi i może drobne zahaczenie czubkiem monków o kostkę mężczyzny. Przypadkowe, bo przecież już wtedy wzrok odwróciłem, a on podszedł blisko, zdecydowanie za blisko.
A ja byłem osobą, która tak łatwo nie odpuszcza, przepychać się nie lubiłem, tak samo nie przepadałem za rękoczynami. Dlatego użycie buta, mając dłonie włożone do kieszeni eleganckich spodni, wydawało się być najlepszą opcją.
A później aparatura zapiszczała, głowa dziewczyny spadła na jej klatkę piersiową bezwładnie.
I może w pierwszym momencie zajrzałem za plecy, odwróciłem się gwałtownie, marszcząc czoło. Po czym po prostu zdecydowałem się opuścić pomieszczenie.
Bo przecież tutaj już potrzebny nie byłem.
L4 zostało zdobyte, nawet bezproblemowo, bo przecież przydatne znajomości jakieś w ciągu tych kilku lat zdążyłem nawiązać. A więc Franciszek Żukowski oraz spółka mieli obejść się przez te dwa czy trzy dni beze mnie, podczas gdy ja miałem dochodzić w jakimkolwiek stopniu do siebie, sprawdzając sprawdziany, które od miesiąca byłem im winny.
I dzięki Stwórcy, że jednak uczniowie tej szkoły należeli do wyjątkowo wyrozumiałych dla profesorów czy magistrów z worami pod oczami, starającymi się dla nich niezwykle i stającymi na głowach, by mogli ukończyć szkołę, będąc z siebie zadowolonymi.
Nocny spacer nie należał do najgorszych, miastowe powietrze wyjątkowo stało się rześkie, zimne, pozwalające wziąć głęboki oddech i wydać z siebie ogromny, uspokajający wydech.
Wyjątkowo bez żółtych Cameli, które ostatnio były jedynymi ze znośnych papierosów w trafice.
W końcu mogłem schować się pod ciepłą pierzyną, wyciągnąć na materacu z głośnym jękiem i po prostu zasnąć. Nawet i wyjątkowo, z uśmiechem na twarzy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz