Wysoko zawieszony neon z nazwą lokalu świecił mocno na czerwono, oświetlając przy tym pół ulicy. Poruszający się obrys przelewającej się wódki z butelki do kieliszka, zapraszał spragnionych wprost do klubu usytuowanego w jednej z najbardziej obskurnych piwnic w tej części miasta, jakie przyszło mi oglądać. W trzech słowach - burdel na kółkach. Nie zamierzałam zagrzewać tu miejsca zbyt długo i już przeszło trzy tygodnie temu dostając tę pracę, od razu zabrałam się za szukanie czegoś lepszego oraz bardziej dochodowego, ale już na samym początku większość pracodawców skreślała mnie z listy po zobaczeniu tatuaży na przedramieniu. Może była to bardziej wina obszernej kartoteki policyjnej, może nie chciałam dopuszczać do siebie myśli, że przez właśnie tak głupie i "małe" przewinienia nikt nie chciał mnie przyjmować na stanowisko barmanki, ale swoją drogą co niby mogłam wynieść z takiej pracy? Kryształowe kieliszki? Między piersiami mieściły się maksymalnie dwa - informacje z pierwszej ręki. Miałabym wypić alkohol? Racja, żeby porządnie upić się w takich miejscach, musiałabym opróżnić cały barek, bo większość klubów tego typu, mogła poszczycić się tylko tym, że prawie cała flaszka wódki lub innego alkoholu była w połowie sodówką.
Poprawiłam skórzaną kurtkę, przez którą przedostawał się wieczorny chłód. Nie byłam przygotowana na nagłą zmianę temperatury, którą zafundował mi początek wiosny i o ile w dzień mogłam przeżyć nawet w samej, mocno wyciętej koszulce, tak wieczorami zamarzałam. Drugi barman czekał już na mnie w środku, wysyłając co kilka minut SMSy, żeby upewnić się, czy tym razem na pewno dotrę na wieczorną zmianę, czy zaszyję się gdzieś poza miastem jak tydzień temu i będzie musiał mnie znowu kryć. Z uśmiechem na ustach minęłam bramkarza, który odsunął się na bok, patrząc na mnie z politowaniem. W naszej relacji nastąpił przełom - lubiłam go, on mnie nie, ale pierwszy raz bez zbędnych pytań i nazwania mnie "przybłędą", pozwolił mi wejść do środka. Sukces.
- Czy mama wie? - zaszczyciłam szerokim uśmiechem dwie nastolatki, które ewidentnie oczekiwały od kilku facetów czegoś więcej niż tylko darmowych drinków.
Pokręciły głowami, wyraźnie zaskoczone, wpatrując się we mnie wielkimi sarnimi oczami.
Dobrą zabawę zepsuł mi Jerry, szturchając mnie w ramię, przez co prawie wypuściłam z rąk likier.
- Przepłaszasz klientów - burknął, kolejny raz nerwowo przecierając szmatką szklaną półkę nad swoją głową. Pieprzony idealista. Kto w takich miejscach zatrudnia ludzi z nerwicą natręctw? Fakt faktem, że klub po każdej imprezie wręcz błyszczał, a zapach wymiocin, był ledwo wyczuwalny dzięki środkom do czyszczenia, których on tu chyba jako pierwszy zaczął używać, ale na dłuższą metę jego przypieprzanie się do każdej rzeczy i do mojego zachowania w stosunku do imprezowiczów, było koszmarem.
Pokręciłam głową, wolałam już nie kłócić się z tym gościem dla swojego świętego spokoju i wróciłam do pracy. Westchnęłam ciężko, szukając wzrokiem dziewczyn, które zdążyły już umknąć mi w tłum. Jerry w tym czasie przemknął za mną, mamrocząc coś o przerwie na papierosa. Gdybym miała coś do gadania w tej sytuacji, kazałabym mu zostać i zająć się przynajmniej połową ludzi, którzy podeszli pod bar, ale trudno było zatrzymać chłopa o posturze drwala, który dumnie krocząc przed siebie, nie patrzył pod nogi.
Na moje szczęście zbiorowisko znikło tak szybko, jak się pojawiło - wygórowane ceny odstraszały klientele nawet skuteczniej niż ja sama. Szybko poradziłam sobie z dwoma zamówieniami dla tych, dla których cena nie grała większej roli. Na sam koniec zostawiłam najbardziej podejrzaną osobę, jaką mogłam obsługiwać tego wieczoru - prawdziwy król takich imprez, metalowiec z krwi i kości. Byłam ciekawa czy zdawał sobie sprawę z tego, że właśnie kilka osób w klubie przewierca go wzrokiem na wylot, doszukując się nie wiadomo czego, a co druga dziewczyna oczekuje od niego, że spojrzy akurat w jej kierunku.
- Zjadają cię wzrokiem - wydusiłam to w końcu z siebie zachęcona jego uśmiechem, po przedstawieniu się. Starając się nie roześmiać tym lekko nerwowym śmiechem, podałam mu Krwawą Marry i podeszłam do kolejnych osób, które usiadły pod barem. Nie widziałam jego reakcji, a nawet gdybym chciała, to nie mogłam go usłyszeć, starając się zebrać zamówienia od grupy przekrzykujących się nawzajem dzieciaków.
- Podać coś jeszcze? - po kilku minutach skupiania się nad robieniem kilkunastu z rzędu "S*x on the beach", podeszłam do Gareda.
Gared?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz