Strony

20 kwi 2019

Od Julii cd Juliena

Patrzę chwilę na siedzącego obok chłopaka, który próbuje sprawiać wrażenie bycia całkowicie pochłoniętym prowadzeniem auta. Wiem kim jest, jednak mimo to pożera mnie ciekawość, ponieważ na podstawie stereotypów, analiz oraz opowieści, szeroko krążących po środowisku ludzi niestroniących od nielegalnych wyścigów, wyobrażałam go sobie tak zwyczajnie trochę inaczej. Na dźwięk jego nazwiska, przed moimi oczami stawał równie rosły co on młody mężczyzna i ogólnie cechy fizyczne mojego wyobrażenia, przy znajomości aparycji jego ojca raczej się zgodziły. Znalazła się jednak jedna znacząca różnica. Julien widocznie w przeciwieństwie do ojca miał poczucie litości lub może bardzo okrojoną, ale jednakże występującą moralność, według której wobec kobiety należało zachować pewne zasady dobrego wychowania. Nie powiedziałabym, że mi to w tym momencie przeszkadza, odwrotnie nadaje to jego brutalnej postaci nieco nowej nuty... Podoba mi się ona.
- Nie podobało mu się, że z tobą rozmawiałam - mówię w końcu, jednak początkowo jego jedyną reakcją jest zaciśnięcie szczęki. Chcę coś powiedzieć więcej, ale kiedy podejmuję decyzję o tym, przerywa mi jego głos.
- Nie obchodzi mnie to - warczy, ścinając przy okazji zakręt, przez to uderzam ramieniem o drzwi auta. Masuję kilkukrotnie ramię, pocierając je.
- Gdyby cię to nie obchodziło, nie pomógłbyś mi już na samym początku - zauważam, inną obserwacją są jego pobladłe od ściskania kierownicy kłykcie.
- Możesz przez chwilę siedzieć cicho?! - krzyczy w końcu, a mnie przebiega dla niego niezauważalny, lecz dla mnie odczuwalny dreszcz. Jego huśtawka nastrojów delikatnie mnie niepokoi, ale nie wystarczająco mocno, żeby mnie wystraszyć.
- Nie. Bo ja się ciebie nie boję. Wiele w życiu widziałam i usłyszałam, jaki twój krzyk czy przemoc nic nowego tutaj nie wniesie - wskazuję tutaj na siebie. - Jeśli masz na mnie krzyczeć, zostaw mnie tutaj od razu i tak gorszej opinii o mnie ludzie mieć nie będą.
- Co masz na myśli? - nagle wydaje się jakby zainteresowany. Kręcę głową, a po chwili opieram policzek o boczną szybę i wlepiam wzrok przed siebie.
- Po prostu jedź - mówię cicho, a w samochodzie zapada cisza. Głucha cisza, której zawsze nienawidziłam. Kątem oka na mnie zerka, co chwilę się krzywi, walczy ze sobą. Nie rozumiem tego człowieka, to tak jakby ból go wypełniał i właśnie doświadczyłam sytuacji wylania się jego nadmiaru z jego ciała. Dlatego wybieram milczenie.


Droga się trochę dłuży, kiedy nie pada żadne słowo ani z moich, ani z jego ust. Tak naprawdę nie wiem, dokąd mnie wiezie, nawet nie zapytał o mój adres, czy gdzie mnie podrzucić. Czuję się trochę obrzydzona, nie wiem czy bardziej nim czy sobą. Uratował mnie i przez co czuję do niego dziwną wdzięczność, może pewien rodzaj sympatii, jednak w głębi mnie nie chcę zostać dziwką. Nie chcę skończyć w łóżku z kimś kto nie wywołuje u mnie nic poza wdzięcznością. Mocniej wtulam moje ciało w fotel i przyciskam twarz do szyby. Tobias wszystkim powie, że wsiadłam do samochodu Julien, wszyscy się dowiedzą i pomyślą to, co już od dawna o mnie myślą. Dziadek pewnie też się dowie i ponownie spojrzy na mnie tym pełnym goryczy wzrokiem, którego nie mogę znieść.
Delikatne szarpnięcie wybudza mnie z półsnu. Otwieram oczy, a widok przed nimi częściowo mnie dziwi, częściowo martwi. Zaparkował samochód przed jakimś domem, domyślam się, że jego. Nie patrzę jednak w jego stronę, nie chcąc nawiązać kontaktu. Chcę wiedzieć, dlaczego mnie tutaj przywiózł obawiając się równocześnie jego odpowiedzi.
- Musimy porozmawiać. Pomyślałem, że bezpieczniej będzie tutaj, ponieważ do twojego domu mógłby przyjść on - wyjaśnia,a ja kiwam głową, zatykam luźny kosmyk włosów za ucho. Całkiem logiczne myślenie. - Przepraszam, że krzyczałem.
- Nic się nie stało, miałeś prawo być zdenerwowany - po raz pierwszy od tamtej sytuacji przenoszę mój wzrok na niego. - Zapomnijmy o tym, teraz ważniejsze to ponownie doprowadzić cię do stanu używalności - chichoczę cicho i nawet udaje mi się spowodować uśmiech na jego ustach.
- A co teraz się nie nadaję? - unosi brew, a ja się krzywię i kręcę głową.
- Teraz żadna by na ciebie nie spojrzała - śmiejemy się krótko. - Chodź, pomogę ci.
- Jestem dużym chłopcem Julio - zauważa i wysiada z samochodu, robię to samo i podążam jego śladami w stronę drzwi. Wpuszcza mnie pierwszą do pięknego, przestronnego domu, takiego o jakim wszyscy marzą. Otwarty salon daje mi z wejścia widok na niemalże cały parter. Gdzieś w głębi odnajduję drewniane schody pozbawione balustrady, prowadzące na piętro. Młody Callière zatrzymuje się obok mnie. - Podoba ci się to, co widzisz? - zarzuca dziwnym bezczelnym tonem. Postanawiam zagrać w jego zabawę.
- Myślę, że udałoby mi się znaleźć lepsze widoki w tym domu - mówiąc to obcinam go wzrokiem z góry do dołu i uśmiecham. - To gdzie ta łazienka, Jules? - szczególnie podkreślam moje zdrobnienie jego imienia.
- Nie nadwyrężaj swojego szczęścia Julio - prawie mnie upomina i wskazuje kierunek łazienki. Wywołuje u mnie to krótki szczery śmiech.
- Bo co? Skrzyczysz mnie, czy dasz mi klapsa? - puszczam mu oczko i kieruję się do wskazanego przez niego pomieszczenia chichocząc jak nastolatka. Ciężkie kroki za mną mówią mi o tym, że Julien jeszcze nie ma mnie kompletnie dosyć. Z rozmachem otwieram drzwi i zapalam światło. Wskazuję chłopakowi miejsce na krawędzi wanny, a sama zaczynam przeszukiwać szafki ku jego słyszalnej dezaprobacie... Nie żeby mnie to specjalnie obchodziło. Moim zadaniem jest znalezienie czegoś do przemycia jego obrażeń i tylko to się liczy w tej chwili. W końcu odwracam się do niego z triumfalnym uśmiechem i czymś w rodzaju apteczki. Ustawiam wszystko na blacie obok umywalki i rozpycham kolana chłopaka, żeby wygodnie móc stanąć między jego nogami, czyli jak najbliżej jego poranionej twarzy. Już po chwili przykładam najpierw kawałek zmoczonej wodą gazy do jego skóry aby oczyścić ją z krwi, a z jego ust ucieka ledwo słyszalny syk bólu. Moją drugą, wolną dłoń układam na jego policzku, kciukiem subtelnie muskając jego posiniaczoną kość policzkową. Jego zaciśnięte powieki wywołują u mnie poczucie dyskomfortu, chyba najbardziej znienawidzonym przede mnie uczuciem jest powodowanie bólu u innych, fizycznego prawdopodobnie jeszcze bardziej niż psychicznego. Mocno przygryzam swoją dolną wargę. Dezynfekuję jego rany na twarzy, później także na kostkach dłoni, które były pozdzierane od uderzeń.
- Przepraszam, że musiałeś za mnie wmieszać się w bójkę - mówię, a kiedy unoszę wzrok  jego dłoni do jego twarzy, patrzy na mnie szeroko otwartymi oczami, pełne są zdumienia, może przerażenia. - Jesteś jak ten anioł, anioł stróż... może pełen zniszczenia, ale dla dobra innych - kontynuuję dalej z delikatnym uśmiechem na ustach. Reszta dzieje się w zawrotnym tempie. Jego jedna z rąk oplata mnie w talii i przyciąga do swojego ciała, druga ujmuje mój policzek, a on sam łączy nasze usta w zachłannym pocałunku, który po chwili traci na mocy, a pojawia się w nim coś wolnego, coś dobrego w pewnym sensie, ponieważ dającego nam trochę naturalności, trochę obłudy. Kiedy jego usta wędrują do mojej szczęki, a moje palce przeczesują jego włosy, mówię cicho.
- Chciałeś o czymś rozmawiać Julien - brzmi to trochę bardziej jak przypomnienie, z niemalże jękiem odsuwa się ode mnie, a ja wtedy delikatnie pokrywam pocałunkami jego ranę tuż przy łuku brwiowym.
- Czy to nadal jest takie ważne w tym momencie? - pyta, a ja uśmiecham się w moich pocałunkach.
- Chyba nadal tak.

Julien?

+10 PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz