-Nie wiem, czy chcę wiedzieć, jakim cudem zdobyłaś tę wiedzę. Mam do
obrony 7 latkę, która kocha swoje zabawki. Myślę, że mogłaby być równie
niebezpieczna, jak fretka, gdyby ktoś jej chciał coś zepsuć albo wynieść
z domu – prychnął i przeciągnął się lekko. Jego słowa sprawiły, że chciałam się zaśmiać jednak nie zrobiłam tego. Czyżbym udawała wredną osobę? Nie. Raczej nie.
-Może chcesz kontynuować bieg? - zapytał, a ja skinęłam głową na znak zgody.
- Z chęcią - odpowiedziałam, a chłopak wstał z ławki. Przypięłam psy i ruszyliśmy przed siebie. Znany mi kierunek został lekko zaburzony jednak orientacja w terenie była zbyt dobra bym mogła się zgubić. Zwykle gdy nie znasz drogi powrotnej skręcasz w stronę z której przybyłeś. Nie cofaj się. Po co? Twoja droga na pewno nie była prosta, musiałeś gdzieś skręcić. A jeśli tak to w którą. W prawą? Jak się zgubisz skręć w prawo na pierwszym lepszym zakręcie. Jest duże prawdopodobieństwo, że znajdziesz drogę. A jak nie to jesteś w dupie. Ale ważne jest to by nie panikować, prawda?
- Co spowodowało, że zaczęłaś biegać? - zapytał, a ja właśnie w tym momencie zostałam lekko pociągnięta przez Verona. Pociągnęłam smycz by ten więcej się nie wyrywał.
- Praca - odpowiedziałam jedynie i zapewne w tym momencie gdybym nie biegła wzruszyłabym ramionami.
- A więc co to za praca? - zadał kolejne pytanie tym razem z uśmiechem.
- Kawaleria, wojsko. A ty gdzie pracujesz? - tym razem to ja zadałam pytanie nadając tempo. Najlepiej gdy biegnie się cały czas tym samym. Jak zatrzymasz się raz na nieplanowaną przerwę zrobisz to, za każdym razem gdy choć trochę się zmęczysz. Dlatego warto jest rozkładać siły jeśli wiesz gdzie jest meta.
- Firma marketingowa - odpowiedział i uśmiechnął się lekko. Zastanawiałam się czy może to lubi. Swoją pracę. Veron zaczął warczeć i nagle zatrzymał się co sprawiło, że wpadłam na niego jednak szybko oparłam się o jego grzbiet. Westchnęłam zdezorientowana.
- Co się stało? Myślałem, że jest posłuszny - powiedział i zmarszczył brwi zdziwiony.
- Jest posłuszny. Coś jest nie tak, coś wyczuł - odpowiedziałam i ukucnęłam obok psa. Zanalizowałam, w którą stronę patrzy i także tam spojrzałam. Zamknięta restauracja. Tuje zasłaniały większość budynku. Latarnie nie oświetlały tego miejsca tak jak powinny. Można było jednak dostrzec wśród roślinności, że ktoś tam leży. Narkoman? Pijak? Bezdomny?
- Idziemy Veron - powiedziałam i odpięłam mu kaganiec gdyby co.
- Co jest? - zapytał Conrad. A ja machnęłam ręką.
- Zostań tutaj, przypilnuj Niali - rzekłam i bez chwili zawahania oddałam mu jedną ze smyczy. Chłopak był trochę zdezorientowany mimo to wziął psa. Veron wyrywał się do postaci, moje zawahanie rosło jednak wiedziałam, że takie rzeczy warto sprawdzić. Veron nie zrobił by sobie nic z kogoś kto nie sprawia zagrożenia lub coś tej osobie się nie stało. Powoli zbliżaliśmy się do człowieka. Jego sylwetka wyostrzała się. Część leżała w tujach, jego lewa część ciała w mniejszym stopniu była odsłonięta. Ręka położona na udzie, z którego chyba leciała krew. Byłam za daleko by to stwierdzić.
- Katfrin bo... - usłyszałam jednak ja machnęłam mu tylko dłonią. Mogłam mu powiedzieć by był cicho. Głupia ja. Nie każdy jest przyzwyczajony do takich sytuacji jak ta. Dwa kroki do przodu i ruch postaci spowodował moje zdziwienie. Pojawienie się prawej ręki, a w szczególności broni spowodowało strach.
- Padnij! - krzyknęłam do Conrada, a sama leżałam już prawie na ziemi. Usłyszałam wystrzał, a po chwili pisk Verona. Spojrzałam na psa, a ten właśnie upadał na ziemie. Jego prawa łapa została postrzelona. Puściłam jego smycz i spojrzałam na mężczyznę, który oddał strzał. Wyciągnął magazynek i próbował wsadzić kolejne naboje jednak jego ręka za bardzo drżała i była umazana we krwi, co spowodowało, że były śliskie.
- Niala, bierz - powiedziałam, a pies zapewne już wyrwał się Conradowi. Zauważyłam jak ta tylko łapie postrzelonego za dłoń, w której trzyma broń i szarpie. Wstałam z ziemi i podbiegłam.
- Conrad dzwoń na policje - krzyknęłam do niego. Wyrwałam broń z dłoni i odrzuciłam ją w stronę Verona, który gdyby co mimo postrzału nie odda jej nikomu.
- Niala puść, pilnuj - powiedziałam i w trakcie mówienia złapałam mężczyznę za dłoń i wykręciłam go na brzuch. Moje kolana wylądowało na jego plecach, a jego ręka została wykręcona.
- Nie wiem co ci zrobili, ale to nie zmienia faktu, że nie strzela się do ludzi, którzy chcą ci pomóc - szepnęłam mu do ucha.
- Nie zdołacie. Zbyt dużo krwi już straciłem - powiedział ledwo słyszalnie i bardzo powoli.
- Nie będzie mi ciebie szkoda - odpowiedziałam i poklepałam go wolną dłonią po plecach.
Conrad? xD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz