Pocieram nadgarstek i odprowadzam Heather wzrokiem. Obserwuję, jak idzie swoim długim krokiem do domu, nie okazując swojego zirytowania. Prędzej się z nią pokłócę, niż zapomni sprawę. Łatwiej jest wysłuchać ostrych komentarzy, niż czekać na wybaczenie. Ona przyjmuje więcej rzeczy do siebie, niż sama jest tego przekonana.
Tak czy inaczej, pozostawiła mi wybór, który wydaje się dosyć oczywisty. Skoro już wyciągnęła mnie nad morze - siłą, czy też nie - nie będę marnował szansy. Znając jej zamiłowanie do układania planów i trzymania się ich, na pewno pomysł nie był spontaniczny, a nawet jeśli, to wszystko załatwiła. A skoro tak było... cholera, pewnie była też u tego gnojka. Wcale bym się nie zdziwił, jakby oznajmiła, że użyła szantażu i ewentualnie swojego uroku.
W każdym bądź razie postarała się, a teraz myśli, jakim to jestem niewdzięcznikiem. Muszę odsunąć od niej te myśli, zanim obmyśli coś ciekawszego.
Wysiadam z samochodu. Po znajdującej się w otwartym bagażniku torbie z zapewne moimi ubraniami stwierdzam, że faktycznie pomyślała o wszystkim. Zamykam auto pozostawionymi na jego bagażniku kluczykami i ruszam realizować swój plan pt. "Ugaś gorący ogień" bądź "Oswój dzikiego mustanga", jak kto woli.
Wchodzę do domu i od razu mój wzrok przykuwa błękit morza widoczny zza szklanych drzwi werandy. Wraz z tym przychodzi nostalgia i delikatna nuta sentymentalności. Opieram rękę zaraz po podejściu do oszklonej ściany salonu.
- Wybrałaś świetne miejsce - mówię, gdy tylko wyczuwam jej obecność niedaleko z tyłu. Odwracam głowę i z uniesioną brwią spoglądam na Heather. Przewraca oczami, bo doskonale o tym wie.
Rozumiem, czyli trzeba obrać inną taktykę.
Odpycham się od ściany. Chowam ręce do kieszeni swoich jeansów i podchodzę bliżej. Nie ukrywa zmęczenia po poprzedniej nocy, więc pewnie przyjechała tu także dla samej siebie. I dobrze. Może w końcu powoli zaczyna rozumieć, że zajmując się cały czas kimś innym, nie znajduje czasu dla siebie.
- Nie mam do ciebie pretensji - wyjaśniam - Chodzi mi tylko o to, że mogłaś zapytać. A ty odebrałaś to tak, jakbym co najmniej miał do ciebie o wszystko to żal.
Tak czy inaczej, pozostawiła mi wybór, który wydaje się dosyć oczywisty. Skoro już wyciągnęła mnie nad morze - siłą, czy też nie - nie będę marnował szansy. Znając jej zamiłowanie do układania planów i trzymania się ich, na pewno pomysł nie był spontaniczny, a nawet jeśli, to wszystko załatwiła. A skoro tak było... cholera, pewnie była też u tego gnojka. Wcale bym się nie zdziwił, jakby oznajmiła, że użyła szantażu i ewentualnie swojego uroku.
W każdym bądź razie postarała się, a teraz myśli, jakim to jestem niewdzięcznikiem. Muszę odsunąć od niej te myśli, zanim obmyśli coś ciekawszego.
Wysiadam z samochodu. Po znajdującej się w otwartym bagażniku torbie z zapewne moimi ubraniami stwierdzam, że faktycznie pomyślała o wszystkim. Zamykam auto pozostawionymi na jego bagażniku kluczykami i ruszam realizować swój plan pt. "Ugaś gorący ogień" bądź "Oswój dzikiego mustanga", jak kto woli.
Wchodzę do domu i od razu mój wzrok przykuwa błękit morza widoczny zza szklanych drzwi werandy. Wraz z tym przychodzi nostalgia i delikatna nuta sentymentalności. Opieram rękę zaraz po podejściu do oszklonej ściany salonu.
- Wybrałaś świetne miejsce - mówię, gdy tylko wyczuwam jej obecność niedaleko z tyłu. Odwracam głowę i z uniesioną brwią spoglądam na Heather. Przewraca oczami, bo doskonale o tym wie.
Rozumiem, czyli trzeba obrać inną taktykę.
Odpycham się od ściany. Chowam ręce do kieszeni swoich jeansów i podchodzę bliżej. Nie ukrywa zmęczenia po poprzedniej nocy, więc pewnie przyjechała tu także dla samej siebie. I dobrze. Może w końcu powoli zaczyna rozumieć, że zajmując się cały czas kimś innym, nie znajduje czasu dla siebie.
- Nie mam do ciebie pretensji - wyjaśniam - Chodzi mi tylko o to, że mogłaś zapytać. A ty odebrałaś to tak, jakbym co najmniej miał do ciebie o wszystko to żal.
Jej złość nieco ustąpiła. Albo po prostu przybrała inną formę, bo istotnie demoniczny uśmiech zawitał na jej twarzy przez ułamek sekundy. Zastanawiam się, czy jak obmyślała ten cały szalony plan, to przypadkiem nie wyglądała podobnie.
- A zgodziłbyś się? - unosi wymownie brew.
Tak naprawdę obydwoje znamy odpowiedź. Dyskusji nie jestem w stanie wygrać, mimo posiadania dobrych argumentów. To jednak tylko posiadanie. Kitty doskonale o tym wie, jej zdolność wykorzystania sytuacji opanowana do perfekcji działała, odkąd pamiętam. Chciała jednak, abym przyznał się na głos. Wtedy zobaczy, jak moja męska duma upada i poważnie się obtłukuje.
Nie odwracam wzroku, jak to w swoim przyzwyczajeniu, ale mój niewinny uśmiech zdradza wszystko. Heather krzyżuje ręce na piersi i uśmiecha się, co oznacza, że moja postawa może być dosyć zabawna.
- Noo... - wydukałem, licząc, że jednak przerwie to, ale, jak na złość, cierpliwie czekała.
Cóż, na przegranej pozycji też do końca nie jestem.
- Pewnie bym odmówił - opuszczam ramiona - Ale to nie przez to, że nie chciałbym - dłonią zmierzwiam włosy, a potem pocieram kark. Nieco mi głupio z powodu mojego przyznania się, ale jeszcze bardziej jest mi głupio, że jest mi głupio. Ona jednak mnie zna i doskonale wie, ale przede wszystkim widzi.
- Nie potrzebuję szóstego zmysłu, Mike, żeby wiedzieć, co myślisz. To przychodzi naturalnie. Doskonale wiedziałam, jaka będzie twoja odpowiedź, dlatego sprawnie ominęłam część z pytaniem. Zrobiłam to d... - nie kończy, ale odwraca się, co nie uchodzi mojej uwadze. Chciała coś powiedzieć, ale w ostatniej chwili zrezygnowała.
- Oczywiście, że byś chciał, ale twoja zbyt duża moralność nie pozwala tobie na to - rzuca jakby oskarżenie, ale zaraz potem dodaje łagodniej - Czasem trzeba odpuścić, taka moja rada. Powtarzam ją od samego początku, ale przecież mogę się naprodukować bardziej, wcale nie robię tego od dawna - wyczuwam w jej głosie sarkazm.
Unoszę brwi, przyjmując bardziej zawadiacki wyraz twarzy. Zrozumiałem aluzję.
- Ty się nie czepiaj mojej moralności - rzucam bezwiednie - Ciesz się, że jeszcze ją mam - mruczę pod nosem, właściwie sam do siebie. Podchodzę bliżej i uśmiecham się, choć kobieta wydaje się nadal bojowo nastawiona. Właściwie to nie wiem. Czasem nie umiem określić jej następnego ruchu, co nigdy nie powstrzymało mnie przed zrobieniem następnego kroku.
Wiem, czego oczekuje. A że jest uparta, to nawet jeśli nie potrzebuje tych przeprosin, to i tak poprawią jej one nastrój. Choćby tylko dla zwykłej zasady.
- Wiem, że oczekujesz szczerej odpowiedzi, ale ja już ją dałem - kładę swoje dłonie na jej ramionach, przesuwając nimi po materiale - Dziękuję ci, Heather za wysłanie mnie na urlop, ale mam prośbę... nie chodź do niego więcej z takimi rzeczami, proszę - owszem, może i się uparłem, ale jakoś nie przypadała mi do gustu myśl, że ja bądź ktokolwiek z moich znajomych miał mieć do czynienia z nowym facetem mojej byłej żony. A tym bardziej Kitty.
Jej delikatny uśmiech wskazuje dużo, a nawet wiele. Nie musi nic mówić, abym słyszał coś, co mi się może niekoniecznie spodobać.
- Nie było tak źle - wzrusza ramionami, niby od niechcenia. Krzywię się i wyrażam swoje niezadowolenie cichym parsknięciem. Odwracam się i sięgam po torbę, pozostawioną przy schodach. Spodziewam się, że jeszcze nie wybrała pokoju.
- Zajmuję największe łóżko w tym domu - rzucam w jej kierunku i natychmiast wchodzę do góry, słysząc jej kroki. Zaraz potem wbiega po schodach.
- Nie ma mowy. Ja załatwiałam wszystko i ja biorę największe łóżko, ty możesz spać na kanapie - mijam jeden pokój z zawadiacką miną i wchodzę do drugiego. Podoba mi się. Rzucam torbę na podłogę już w środku i staję w przejściu, zanim dziewczyna zdąży mi przeleźć pod rękoma. Zwinna spryciula.
- Kanapę biorę na wieczory przy szklance whisky - oznajmiam całkiem normalnym tonem, opierając się ramieniem o framugę drzwi - A ty mi będziesz robić ładnie kolację - roześmiała się, odchylając głowę do tyłu. To było jak najbardziej ironiczne.
- Chyba zaraz padnę z wrażenia. Chyba ci się coś pomieszało.
- Dlatego ja biorę największe łóżko - wzruszam ramieniem.
- To tak nie działa - mówi urażonym tonem.
- U nas nie ma to znaczenia.
- Oczywiście, że ma! - próbuje przejść, ale chwytam ją w talii i wypycham z powrotem z pokoju - Nie oddam ci tego pokoju - mówi stanowczo i opiera się plecami, jak i zarówno całym ciężarem ciała o mnie.
- Oddasz, tylko jeszcze o tym nie wiesz - kręci głową - Chodźmy na plażę. Zobaczyć, jak bardzo ciepło jest, póki jeszcze nie mam ochoty zwyzywać Axela za to, jakie ubrania mi zabrał - popycham ją w stronę schodów.
- Skąd wiesz, że to on cię pakował? - pyta i początkowo stawia opór. Ostatecznie wezmę ją siłą i wyniosę z domu.
- A nie mam racji? - jej brak odpowiedzi jest wystarczającym powodem, abym uznał, że gówniarz maczał w tym palce - No właśnie. Wiem to, bo sam się przyznał.
- Zdrajca.
- Obydwoje jesteście siebie warci. Rodzeństwo od siedmiu boleści - dziewczyna wykręca się z mojego uścisku i staje przede mną z wymownym wyrazem twarzy.
- Bacz na słowa - rzuca.
Śmieję się nisko i z taki wyraz twarzy już mi się utrzymuje.
- Wiem, że lubisz wodę...
- Owszem - nie daje mi skończyć, co mnie nie zniechęca. Unoszę wzrok nad jej głowę, aby przyjrzeć się jeszcze raz niebieskiej toni i białych grzebieniach fal.
- I wiem, że na pewno chciałabyś sprawdzić, jak bardzo jest zimna... - droczę się. Lubię to robić, szczególnie gdy wiem, że zaraz otrzymam podobną odpowiedź.
- Sama cię tam wepchnę przy pierwszej lepszej okazji. Albo lepiej, do basenu - wzdycham i biorę ją pod ramię. Tym razem jednak nie muszę jej zmuszać robić każdego kroku.
- Basen przy morzu? To niedorzeczne - prycham.
- Dla ciebie wiele rzeczy jest niedorzecznych - trudno mi się z nią nie zgodzić, nawet jeśli to miało być złośliwe, choć sądzę, że nie było. Miało za zadanie raczej być delikatnym zauważeniem.
- Spędzanie urlopu z najbardziej wybuchową kobietą na świecie nie jest.
- Masz szczęście - uśmiecha się zadowolona.
- I cieszę się, że to akurat ty.
- A zgodziłbyś się? - unosi wymownie brew.
Tak naprawdę obydwoje znamy odpowiedź. Dyskusji nie jestem w stanie wygrać, mimo posiadania dobrych argumentów. To jednak tylko posiadanie. Kitty doskonale o tym wie, jej zdolność wykorzystania sytuacji opanowana do perfekcji działała, odkąd pamiętam. Chciała jednak, abym przyznał się na głos. Wtedy zobaczy, jak moja męska duma upada i poważnie się obtłukuje.
Nie odwracam wzroku, jak to w swoim przyzwyczajeniu, ale mój niewinny uśmiech zdradza wszystko. Heather krzyżuje ręce na piersi i uśmiecha się, co oznacza, że moja postawa może być dosyć zabawna.
- Noo... - wydukałem, licząc, że jednak przerwie to, ale, jak na złość, cierpliwie czekała.
Cóż, na przegranej pozycji też do końca nie jestem.
- Pewnie bym odmówił - opuszczam ramiona - Ale to nie przez to, że nie chciałbym - dłonią zmierzwiam włosy, a potem pocieram kark. Nieco mi głupio z powodu mojego przyznania się, ale jeszcze bardziej jest mi głupio, że jest mi głupio. Ona jednak mnie zna i doskonale wie, ale przede wszystkim widzi.
- Nie potrzebuję szóstego zmysłu, Mike, żeby wiedzieć, co myślisz. To przychodzi naturalnie. Doskonale wiedziałam, jaka będzie twoja odpowiedź, dlatego sprawnie ominęłam część z pytaniem. Zrobiłam to d... - nie kończy, ale odwraca się, co nie uchodzi mojej uwadze. Chciała coś powiedzieć, ale w ostatniej chwili zrezygnowała.
- Oczywiście, że byś chciał, ale twoja zbyt duża moralność nie pozwala tobie na to - rzuca jakby oskarżenie, ale zaraz potem dodaje łagodniej - Czasem trzeba odpuścić, taka moja rada. Powtarzam ją od samego początku, ale przecież mogę się naprodukować bardziej, wcale nie robię tego od dawna - wyczuwam w jej głosie sarkazm.
Unoszę brwi, przyjmując bardziej zawadiacki wyraz twarzy. Zrozumiałem aluzję.
- Ty się nie czepiaj mojej moralności - rzucam bezwiednie - Ciesz się, że jeszcze ją mam - mruczę pod nosem, właściwie sam do siebie. Podchodzę bliżej i uśmiecham się, choć kobieta wydaje się nadal bojowo nastawiona. Właściwie to nie wiem. Czasem nie umiem określić jej następnego ruchu, co nigdy nie powstrzymało mnie przed zrobieniem następnego kroku.
Wiem, czego oczekuje. A że jest uparta, to nawet jeśli nie potrzebuje tych przeprosin, to i tak poprawią jej one nastrój. Choćby tylko dla zwykłej zasady.
- Wiem, że oczekujesz szczerej odpowiedzi, ale ja już ją dałem - kładę swoje dłonie na jej ramionach, przesuwając nimi po materiale - Dziękuję ci, Heather za wysłanie mnie na urlop, ale mam prośbę... nie chodź do niego więcej z takimi rzeczami, proszę - owszem, może i się uparłem, ale jakoś nie przypadała mi do gustu myśl, że ja bądź ktokolwiek z moich znajomych miał mieć do czynienia z nowym facetem mojej byłej żony. A tym bardziej Kitty.
Jej delikatny uśmiech wskazuje dużo, a nawet wiele. Nie musi nic mówić, abym słyszał coś, co mi się może niekoniecznie spodobać.
- Nie było tak źle - wzrusza ramionami, niby od niechcenia. Krzywię się i wyrażam swoje niezadowolenie cichym parsknięciem. Odwracam się i sięgam po torbę, pozostawioną przy schodach. Spodziewam się, że jeszcze nie wybrała pokoju.
- Zajmuję największe łóżko w tym domu - rzucam w jej kierunku i natychmiast wchodzę do góry, słysząc jej kroki. Zaraz potem wbiega po schodach.
- Nie ma mowy. Ja załatwiałam wszystko i ja biorę największe łóżko, ty możesz spać na kanapie - mijam jeden pokój z zawadiacką miną i wchodzę do drugiego. Podoba mi się. Rzucam torbę na podłogę już w środku i staję w przejściu, zanim dziewczyna zdąży mi przeleźć pod rękoma. Zwinna spryciula.
- Kanapę biorę na wieczory przy szklance whisky - oznajmiam całkiem normalnym tonem, opierając się ramieniem o framugę drzwi - A ty mi będziesz robić ładnie kolację - roześmiała się, odchylając głowę do tyłu. To było jak najbardziej ironiczne.
- Chyba zaraz padnę z wrażenia. Chyba ci się coś pomieszało.
- Dlatego ja biorę największe łóżko - wzruszam ramieniem.
- To tak nie działa - mówi urażonym tonem.
- U nas nie ma to znaczenia.
- Oczywiście, że ma! - próbuje przejść, ale chwytam ją w talii i wypycham z powrotem z pokoju - Nie oddam ci tego pokoju - mówi stanowczo i opiera się plecami, jak i zarówno całym ciężarem ciała o mnie.
- Oddasz, tylko jeszcze o tym nie wiesz - kręci głową - Chodźmy na plażę. Zobaczyć, jak bardzo ciepło jest, póki jeszcze nie mam ochoty zwyzywać Axela za to, jakie ubrania mi zabrał - popycham ją w stronę schodów.
- Skąd wiesz, że to on cię pakował? - pyta i początkowo stawia opór. Ostatecznie wezmę ją siłą i wyniosę z domu.
- A nie mam racji? - jej brak odpowiedzi jest wystarczającym powodem, abym uznał, że gówniarz maczał w tym palce - No właśnie. Wiem to, bo sam się przyznał.
- Zdrajca.
- Obydwoje jesteście siebie warci. Rodzeństwo od siedmiu boleści - dziewczyna wykręca się z mojego uścisku i staje przede mną z wymownym wyrazem twarzy.
- Bacz na słowa - rzuca.
Śmieję się nisko i z taki wyraz twarzy już mi się utrzymuje.
- Wiem, że lubisz wodę...
- Owszem - nie daje mi skończyć, co mnie nie zniechęca. Unoszę wzrok nad jej głowę, aby przyjrzeć się jeszcze raz niebieskiej toni i białych grzebieniach fal.
- I wiem, że na pewno chciałabyś sprawdzić, jak bardzo jest zimna... - droczę się. Lubię to robić, szczególnie gdy wiem, że zaraz otrzymam podobną odpowiedź.
- Sama cię tam wepchnę przy pierwszej lepszej okazji. Albo lepiej, do basenu - wzdycham i biorę ją pod ramię. Tym razem jednak nie muszę jej zmuszać robić każdego kroku.
- Basen przy morzu? To niedorzeczne - prycham.
- Dla ciebie wiele rzeczy jest niedorzecznych - trudno mi się z nią nie zgodzić, nawet jeśli to miało być złośliwe, choć sądzę, że nie było. Miało za zadanie raczej być delikatnym zauważeniem.
- Spędzanie urlopu z najbardziej wybuchową kobietą na świecie nie jest.
- Masz szczęście - uśmiecha się zadowolona.
- I cieszę się, że to akurat ty.
Heather?
+10 PD
+10 PD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz